"To poezja, która czerpie ze wspomnień, z przeszłości, zamienia ją w czas teraźniejszy: 'zdania, wyrazy, co mają / wciąż wyrażać trwanie'. Ta poezja w bardzo piękny sposób staje się nicią, która łączy bohatera z bliskimi, rodziną, przyjaciółmi. Również ze zmarłymi, a wśród nich – z ulubionym psem. W wierszu 'Skwery, parki, ulice' pojawia się też matka, jej postać, wyjęta z przeszłości, miga bohaterowi gdzieś na Manhattanie. Prowadzi z nią wyimaginowany dialog: 'Kiedyś pamiętałem twoje wyrazy twarzy / Dziś jestem bardziej zajęty'. W czasie tego spotkania wypowiada to, czego często nie udaje się nam powiedzieć rodzicom, zanim odejdą. W poezji Sommera wszystko jest dobrze wyważone: prostota wyrazu okazuje się skomplikowaną konstrukcją, zamiast prywatnych meandrów mamy opowieść o bliskości, o tym, co najważniejsze. Te wiersze, skupione na drobnych obrazach, czynnościach, rozmowach, unikają jakiegokolwiek fałszywego tonu. Są za to precyzyjne, co do sekundy i co do słowa." (Justyna Sobolewska)
" 'Nowe stosunki wyrazów' – tytuł, jakim Piotr Sommer opatrzył kiedyś wiersze wybrane, znakomicie przystaje też do nowych. Także w 'Dniach i nocach' rozpoznajemy natychmiast jego głos, zagadnięcia do czytelnika i – jak to nazwał Jacek Gutorow – 'głośne myślenie'. Słowa tutaj brzmią tak, jakby je dopiero przed chwilą, na gorąco, połączono. Pełna niespodzianek intonacja i kapryśnie swingujące rytmy wersów w Sommerowym free jazzie to dla nas także nie nowina. Nieobcy jest nam w nowym tomie – choć bardziej nieokiełznany niż kiedykolwiek – żywioł językowy, kiedy na przykład poeta puszcza wodze metaforom hippicznym, a one galopują aż po horyzont wyobraźni. Kiedy zaś słowa nie 'pasą się samopas', bywają często przedmiotem cierpliwej obserwacji albo praktycznym kryterium poznawczym, skromną ideą regulatywną. Nieraz autor przekornie odświeża semantykę – nawet określeń tak poważnych jak 'zająć się ogniem' lub 'ramówka'. Ciągle też dokonuje poetyckich sprostowań. Bo przecież, czytamy w nowym tomie, 'jakoś mówi się cały czas/ nie to, a jednak/ słyszy co trzeba'. Owszem, mówi się nie to, ale chociaż język tak często w 'Dniach i nocach' koryguje sam siebie, chociaż poeta czasem rzeczywiście – że przytoczę inny wiersz – 'gasi zdania', jednak nie 'podmywa gruntu'. Nie wątpi radykalnie w zdolność językowej reprezentacji ani komunikacji z rzeczywistością, z innymi, z samym sobą, czyli – z odniesieniami swojego wiersza." (Jakub Ekier)
Źródło: www.biuroliterackie.pl
Książka została nominowana do Nagrody Literackiej "Nike 2010".
-
Piotr Sommer
Dni i noce
Wydawnictwo: Biuro Literackie, Wrocław 2009
160 x 215, 86 ss., miękka oprawa
ISBN: 97883-60602-94-2
www.biuroliterackie.pl
"Gazeta Wyborcza" prezentuje książki nominowane do nagrody "Nike 2010":
Bunt? Jest mi obcy
Poezja Piotra Sommera nie reprezentuje żadnego programu, nie podejmuje wprost pytań metafizycznych, religijnych, historiozoficznych. Jest ostentacyjnie osobna, niekiedy także bardzo prywatna, jakby pisana dla siebie i dla kilkorga przyjaciół. Poszukuje wyrazistych form językowych, chętnie posługuje się żartem, często opartym na językowej wieloznaczności. Jak ognia obawia się skostnienia języka, utraty słuchu na jego przemiany i rozwój. W rzadko wydawanych tomach Sommera widać ukrytą polemikę ze "stylem wysokim" charakteryzującym istotną część polskiej poezji współczesnej.
Te wiersze Sommera wyróżnia spokój, postawa kontemplacyjna wobec czułości, okrucieństwa, niewyraźności i rozproszenia życia. "Nie wiem dokładnie o co się biłem / a przecież brałem stronę. / Teraz nie mam zdania". W tomie dominuje temat czasu, nietraktowany jednak abstrakcyjnie ani filozoficznie. Sommer nie zastanawia się nad ideą czasu, ale opisuje fenomeny, poprzez które czas się jawi: przepływ dni, które "dopełniają się zupełnie bez powodu" i nie wiadomo, co je wiąże, odrastanie co tydzień tych samych dni tygodnia, niepostrzeżone przechodzenie przeszłości w teraźniejszość, wspomnienia niepozornych zdarzeń z przeszłości urastających nagle do czegoś najważniejszego.
Czas według Sommera to zjawisko subiektywne, złożone z prywatnych doznań, zerwań, ciągłości, przyspieszeń. Nie jest wrogiem ani sprzymierzeńcem, ale czymś nieuchronnym wewnątrz nas, wywołującym zdziwienie formami, w jakich go doznajemy. "I przez wiatr słyszałem, / jak niemiłosiernie stukał, dudnił, / to znaczy tykał bez miłości. / I wcale nie śpiąc, śniłem, że się spieszę, / choć niby wiem, że pośpiech na nic. / Na nic się nie zda, na nic, na nic, / wołałem refren, jakbym grał staccato / lub własną nogą szarpał strunę skrzydła. / Wtedy odkryłem, że to ja czas mierzę, / pocieram przestrzeń, tykam od środka, / że zasnąłbym na dobre, gdybym przestał."
Rozmowa z Piotrem Sommerem:
Juliusz Kurkiewicz: Pyta pan: "Dlaczegóżby upiększać wszystko?". Czy poezja przez samo poszukiwanie formy nie upiększa wszystkiego, nawet tego, co najbardziej bolesne?
Piotr Sommer: Nie jestem pewien, czy "to, co najbardziej bolesne", musi być brzydkie. Albo czy ból musi być estetycznie odrażający. Na przykład ból rodzenia nie ma z brzydotą wiele wspólnego, a wiersz, z którego wziął pan cytat, mówi o narodzinach dziecka. Nie, nie sądzę, żeby poezja musiała upiększać. I gdyby już "samo poszukiwanie formy" było upiększaniem, oznaczałoby to pewnie, że świat jest z natury bezforemny i że mlaskać z zachwytu na jego widok możemy dopiero wtedy, kiedy "nadamy mu formę", bo wcześniej, bez naszego nadania, jest brzydki. Mnie się wydaje, że tak nie jest.
JK: Tytuł pana tomu od razu rezonuje - może banalnymi - literackimi skojarzeniami - Noce i dnie Dąbrowskiej, Prace i dni Hezjoda. Coś jest na rzeczy?
- Może to nie jest pytanie do mnie. Panu tytuł rezonuje, jak pan mówi, banalnie, więc chciałby pan, żebym ja się z tego - że tak panu rezonuje - trochę wytłumaczył. A ja nawet nie wiem, czy rezonans tytułu, poza kontekstem książki, ma takie duże znaczenie. No i Hezjod nie jest chyba aż tak banalnym skojarzeniem, jak pan sugeruje.
JK: Hezjod był bodaj pierwszym pisarzem, który nie pisał o bogach ani bohaterach, ale o własnym życiu, o rzeczach przyziemnych, codziennych. Może w tym sensie mógłby być patronem pana tomu?
- Mógłby, bardzo dziękuję. Cieszyło mnie u niego to połączenie, które ciekawie i lekko idzie pod włos oczekiwaniu - oczekiwałoby się raczej tytułu w rodzaju "Prace i lenistwa", a nie "Prace i dni", prawda? I właśnie ta przyziemnościowa implikacja i aktywizacja językowa zawarta w tytule budują do niego natychmiastowe zaufanie.
JK: Głównym tematem pana tomu jest czas. Czy - nawiązując do pana wiersza - bardziej słuchamy jego tykania, czy "tykamy od środka"? Możemy poznać czas?
- Jak się taki główny temat tomu ustala - powie mi pan? Przydałoby się, jak rozumiem, żebym ja był taki bardziej "meta-", mądrzejszy niż wiersze, ale ja się do tego zbytnio nie palę - bo sam od tych wierszy próbuję się czegoś dowiedzieć. Jak się dowiem, to panu powiem, nawet o czasie powiem - jeżeli on pozwoli, jasna rzecz.
JK: Pana poezja jest mocno naznaczona autobiograficznie. Wspomina pan konkretne osoby, miejsca, zwierzęta. Czy idealnym miejscem lektury dla pana poezji nie jest grono przyjaciół, które w lot wychwyci te aluzje? Dlaczego dawać te wiersze do lektury niewtajemniczonym?
- Podsuwa pan subtelnie, że jurorzy Nike wytypowali mnie, bo się interesują moją biografią albo dlatego, że należą do grona moich przyjaciół. A ja chciałbym mieć tę grupę ludzi za fachmanów od języka i literatury - wątpię, czy daliby się przekabacić jakimś wzruszającym detalem z życiorysu albo upodobaniem delikwenta do zwierząt domowych, więc pańska myśl nie przyszłaby mi do głowy.
JK: Czytając pana wiersze, czuję się, jakbym został zaproszony do pana świata, ale nie mógł do niego do końca wejść. Pisze pan o sytuacjach, osobach dobrze panu znanych, które dla mnie pozostaną w jakimś stopniu niejasne, zagadkowe.
- E tam, panie Juliuszu. Przecież Cyntii Sekstusa Propercjusza też pan nie znał, ani Klodii Katulla, ani adresatów Horacego - i do końca też pan nie wejdzie do ich świata. A pewno czytał ich pan z radością. I nie widzę powodu, dla którego moje postacie również nie miałyby pozostać w jakimś stopniu niejasne albo zagadkowe.
JK: Ma pan opinię buntownika przeciw głównemu nurtowi polskiej poezji - metafizycznemu, religijnemu, politycznemu...
- Czy nie mam przypadkiem takiej opinii przede wszystkim u kilku autorów, którzy są zdania, że oni sami ów, jak to pan nazywa, główny nurt polskiej poezji reprezentują, a nawet, że ów nurt najgłówniej uosabiają? Pytam, bom ciekaw, co konkretnie znaczy, że "mam opinię". Ale widzę, że poza głównym tematem mojej książki ustalamy również, czym jest główny nurt polskiej poezji. Nawiasem mówiąc, czas, tematyka czasu z żadną metafizyką nie ma nic wspólnego, dobrze rozumiem?
No, a bunt jest mi wręcz organicznie obcy. Wstyd przyznać, ale układność i subordynacja ciągną się za mną od przedszkola: najważniejsze były dla mnie zawsze autorytety i zgodność moich poglądów z ichnimi. Jak się, Boże broń, nie zgadzały, to wracałem do sali i płakałem.
JK: Problematyka czasu oczywiście jest metafizyczna. Ale pan nigdy nie pyta wprost, czym jest czas, jak pytał, powiedzmy, św. Augustyn. Raczej opisuje pan doświadczanie czasu. A bunt pisarza może wyrażać się w podejmowanych przez niego tematach, w samym sposobie pisania. W jakimś sensie Białoszewski też był buntownikiem.
- A, to metafizyczni się robimy, jak tylko spytamy o czas wprost, jak ówże klasyk, albo jak nawiążemy do jego pytań i tematów. Wystarczy, że zgłoszę pytanie o naturę czasu, dajmy na to, takim siermiężnym jedenastozgłoskowcem -
O czasie, nad twoją istotą dumam.
Naturę masz niepojętą, jak mawiał
św. Augustyn, ale nie tylko on!
- i od razu mam u pana lepszą reputację? W każdym razie zgadzam się z panem, że bunt jest i w tematach, i w sposobie pisania - o ile da się jedno i drugie rozdzielić. Tam, gdzie to w ogóle warte namysłu, pewnie rozdzielić się nie da.
JK: Pana poezji bardziej sprzyja noc czy dzień?
- Lubię mieć oczy otwarte.
JK: Jakich pytań pan nie lubi?
- Lubię każde.
Autor: Juliusz Kurkiewicz - wyborcza.pl, 14 lipca 2010