Jak wiele jeszcze jest do zrobienia w badaniach nad nowożytnymi malarkami, pokazują przypadki korygowanych przez autora, a często powtarzanych w tekstach błędów, niekiedy zaskakująco ewidentnych, jak rozpoznanie w portretach anonimowej kobiety i mężczyzny pędzla Cathariny Van Hemessen wizerunków samej artystki i jej męża, organisty w antwerpskiej katedrze i na habsburskim dworze Marii Austriackiej. Do zweryfikowania błędnej identyfikacji wystarczy w tym przypadku odczytanie z łacińskiej inskrypcji wieku przedstawionych postaci. Niekiedy Oczko zarysowuje żywy portret bohaterki, wyłuskując detale znacznie subtelniejsze. W przypadku tej samej Van Hemessen, XVI-wiecznej malarki niderlandzkiej, autorki najwcześniejszego znanego malarskiego autoportretu przy pracy, jest to choćby dokładne spojrzenie na malarskie utensylia. Deska z przygotowaną ramą jest w przypadku rzeczonego autoportretu elementem nieco jak na czas powstania obrazu archaicznym, farby olejne zamiast tempery z kolei – nowoczesnym. Tym samym autoportret Van Hemessen mówi nam nieco o preferencjach i ambicjach artystki, która nie pozostawiła po sobie żadnych teoretycznych wypowiedzi. Oczko z uwagą przygląda się nawet poszczególnym farbom na palecie, z ich doboru wysuwając ostrożnie tezę, że powstający na naszych oczach obraz w obrazie może być również autoportretem artystki.
Nie przypadkiem to właśnie ten obraz niderlandzkiej malarki znalazł się na okładce "Sukni i sztalug" – jest w końcu pierwszym znanym dziś przykładem konwencji autoportretu przy pracy. Jednak Oczko szczęśliwie nie stara się ograniczyć wyboru bohaterek do artystek w ten czy inny sposób pionierskich i wybitnych w swoim fachu – nie znaczy to, że ich nie ma, przeciwnie, jednak takie ograniczenie perspektywy oznaczałoby w gruncie rzeczy akceptację patriarchalnych kanonów i zafałszowanie obrazu dziejów kobiet-artystek. Arcydzieła Sofonisby Anguissoli czy Artemisii Gentileschi mówią o talencie i uporze pozwalającym pokonać ograniczenia epoki, jednak to przykłady twórczości znacznie bardziej przeciętnej dobitnie pokazują charakter owych ograniczeń, z którymi artystki musiały się mierzyć. To nie z historii ponadprzeciętnych, lecz właśnie tych typowych najwięcej dowiadujemy się w końcu o przeszłości.
Oczko nie traci nigdy z oczu społecznego, politycznego i kulturowego tła, a przypadki, gdy same obrazy nie są arcydziełami, pozwalają przekierować uwagę na kontekst właśnie. Historia Mary Beale staje się na przykład pretekstem do opowiedzenia o przeciętnej twórczości i zwykłej XVII-wiecznej rodzinie, o czułych relacjach małżeńskich i rodzicielskich, wbrew powtarzanym często do dziś przekonaniom, że właściwie do epoki Oświecenia dzieci, ze względu m.in. na wysoką śmiertelność noworodków, nie obdarzano szczególnymi uczuciami. Beale to także przykład jednej z kilku opisanych w książce znaczących karier komercyjnych – niejednej malarce udawało się przez lata zgromadzić znaczny majątek, choć bywało i tak, że skutecznie przepuszczał go mąż-libertyn.