Dociekliwość rozmówców sprawia, że ujawnia też sporo tajników pisarskiego i reżyserskiego warsztatu. Gazeta, jak wiadomo, żyje jeden dzień, dobrze zatem się stało, że Przemysław Kaniecki zadał sobie trud zebrania najciekawszych rozmów z Konwickim w zajmującą książkę.
Cechą zasadniczą tomu "Nasze histerie, nasze nadzieje. Spotkania z Tadeuszem Konwickim" jest jego różnorodność, bo też każdy z rozmówców jest inny i inne rzeczy go ciekawią. Zarazem jest to książka zadziwiająco spójna, gdyż bohater tych wywiadów jest nie lada gawędziarzem, ale i mędrcem, który zawsze wie, kiedy dany temat skończyć, aby nie przynudzać, choćby do powiedzenia miał o wiele więcej. Jest przy tym koneserem słowa, więc się nie powtarza, nawet kiedy po raz kolejny cierpliwie odpowiada na podobne (czy też identyczne) pytania.
W słowach Konwickiego odbija się XX wiek, w całym jego przed- i powojennym duchowym pięknie i upadku. Obok rozważań natury ogólnej, historiozoficznej, pisarz wraca do swoich kresowych korzeni, wskazując na odmienność wileńskiego poczucia wartości rzeczy, czasu - czym tłumaczy i swój sceptycyzm wobec wielu z dawna ugruntowanych przekonań. Wskazuje na przykład na niemożność identyfikowania zamieszkałych tam ludzi według narodowej przynależności, skoro w jednej i tej samej, tradycyjnie trzypokoleniowej rodzinie o rdzennie polskim nazwisku można było znaleźć krewnych deklarujących się jako Litwini, Białorusini, Rosjanie, Ukraińcy, Żydzi, Niemcy, a niekiedy i Polacy.
Nie wiem, co to jest miłość ojczyzny. Czy to jest zakochanie się? Ekscytacja na widok pejzażu (ale tylko do granicy, dalej już nie)? Podniecenie na widok tłumu idącego ulicami Warszawy? Rozumiem, że można kochać kobietę, być przywiązanym do przyjaciela. Ale miłości patriotycznej nie rozumiem. Ja uważam, że trzeba te rzeczy uskromnić. Wystarczy być lojalnym wobec swego otoczenia i swojego społeczeństwa.
[z rozmowy z Elżbietą Sawicką, 1991]
Trzon książki stanowią wywiady i wypowiedzi Konwickiego, które ukazały się w ostatnich trzech dekadach, zarówno w prasie oficjalnej, jak i podziemnej - co daje czytelnikowi możliwość wglądu w ewolucję poglądów twórcy. Podstaw do tego, żeby musiał się z nich tłumaczyć, nie dają.
Są one ekscytujące i wszystkie równie ciekawe, bez względu na to, czy to okazjonalne wspomnienia zza świątecznego wileńskiego stołu, czy sąsiadujące z nimi rozważania na temat aktorstwa Gustawa Holoubka z okazji jubileuszu aktora.
Równie interesujące są rozważania pisarza o naturze ludzkiej jak o teorii rozwoju wszechświata. Bo jeśli nawet uznamy, że odkrycia Konwickiego uderzają siłą swej oczywistości, to właśnie on umiał nam na nie otworzyć oczy.
Zwróćcie uwagę na jedną zdumiewającą rzecz. Otóż przetrwanie naszego gatunku opiera się na jego najfatalniejszych cechach: na chciwości, na parciu do przodu, na dominowaniu nad innymi. Dzięki temu jest postęp, dzięki temu latamy w kosmos.
[z rozmowy z Anną Bikont i Joanną Szczęsną, 2005]
Przy tym ze swoją planetą Ziemia stanowimy w kosmosie drobinę nieporównanie mniejszą od ziarnka piasku na Saharze, czego na ogół nie umiemy sobie nawet uświadomić.
Żyjemy na prowincji, na skraju Drogi Mlecznej, w nieznanym wszechświecie albo – jak twierdzi Stephen Hawking – w miliardach wszechświatów. Wszystkie utwory science fiction są słodkie, bo one wynikają z naszego tutejszego doświadczenia. Nie można od niego się oderwać i wyobrazić sobie innego bytu ani innego sensu. I do końca chyba nie będziemy wiedzieli. Bo jakbyśmy się dowiedzieli, to – jak mówił Dudek Dziewoński – kitowajko.
[z rozmowy z Tadeuszem Lubelskim, 2007]
Konwickiego interesuje bardziej ludzki mikrokosmos. Jak nikt inny umie oddać oszołomienie i zagubienie przybysza ze świata tradycji, ugruntowanej wiekowymi doświadczeniami przodków, któremu przyjdzie sobie radzić (albo i nie) we współczesnym świecie, gdzie dawne hierarchie wartości gwałtownie tracą na znaczeniu. Ale też nie wszystko, co minione wydaje się równie warte pielęgnacji.
Żyjemy w nieustannym szantażu moralno-patriotycznym, co się wzięło stąd, że nasze społeczeństwo przez długi czas musiało walczyć i wciągać do walki jak najszersze kręgi. Bardzo często wymuszano postawy bohaterskie na pomocą szantażu. Nie walczysz, unikasz opozycji – jesteś tchórzem i koniec.
[z rozmowy z Elżbietą Sawicką, 1991]
Wywiady przedstawiają autora "Kalendarza i klepsydry" jako człowieka pióra, ale i kamery. Wspomnienia z planu "Końca lata" i pozostałych filmów Konwickiego zaciekawią nie tylko grono kinomanów. Podobnie jak rozmowa, jaką z polskim scenarzystą i reżyserem odbył Konrad J. Zarębski, o kinie czeskim i słowackim lat 60. – doskonale oddająca skalę tego nie do końca docenianego zjawiska w rozwoju światowej (w tym polskiej) kinematografii.
Osobne miejsce zajmuje w książce opowieść pisarza, którą spisała przedstawicielka polonijnego, nowojorskiego pisma "Przegląd Polski" – o znanym czytelnikom m.in. z "Kalendarza i klepsydry" kocie Iwanie i jego ekscentrycznych obyczajach: "Pan Konwicki bowiem lubił sobie czasem golnąć i w stanie lekkiego upojenia wracać do domu" (pisarz relacjonował tę historię w trzeciej osobie). Czego kot dziwnie nie tolerował: "Tak strasznie demonstrował niechęć do alkoholu, że ja – grzeszny – musiałem się powściągnąć w tej dziedzinie" – wyznał Konwicki.
W bardzo wielu dziwnych miejscach świata nie pytano mnie o naszych przywódców, moją rodzinę czy wielkich artystów, tylko: co robi kot Iwan i jak się czuje. I on, biedny, umierał też w pewnym napięciu towarzyskim. Zadzwoniłem do jakiegoś pana weterynarza i ten, jak się dowiedział, że chodzi o kota Iwana, w środku nocy ściągnął asystentkę, przyjechał z gigantycznym kufrem instrumentów, medykamentów, żeby go ratować.
[z rozmowy z Alicją Winnicką, 1993]
"Nasze histerie, nasze nadzieje. Spotkania z Tadeuszem Konwickim"
wybór i układ: Przemysław Kaniecki
ilustracje: Mieczysław Piotrowski
Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2013
wymiary: 165 x 235 mm, liczba stron: 444
oprawa: twarda z obwolutą
ISBN: 978-83-244-0220-5
ISBN e-publikacji: 978-83-244-0312-7