Jest to i proza poetycka, mikroopowiadanie, i zbiór 'kaprysów' literackich. Każdy jednak ma wyraźnie swój początek, środek i koniec, ma swoje fizyczne ramy - często dosłownie, biorąc pod uwagę, ze wszystkie te opowieści dzieją się w, są hołdem dla i są poświęcone Warszawie. Topografia pełni tu rolę kluczową – dla Cichego punktem wyjścia jest Ochota, a punkt dojścia jest wszędzie tam, gdzie można z niej dotrzeć na piechotę.
Jako osoba urodzona w Warszawie, i mieszkająca w niej 26 lat bez przerwy (od czterech lat częściej przemierzająca ulice Londynu) wiem, że Warszawa uzależnia od siebie i wywołuje zawsze nieobojętne reakcje. Nie ma chyba nikogo, tutejszego, przyjezdnego, zadomowionego od pokoleń czy od niedawna, kto nie miałby wyrobionej o niej, silnej opinii. Warszawa ma swoich lokalnych patriotów, którzy mogą być tez nieźle irytujący – cały ten detalizm: jaka to ulica, a wcale że nie ta, a jak się nazywała przed wojną, po i po '89, przystanek taki czy taki, a takich tramwajów już nie produkują, nie wspominając już o trolejbusach, tu było tu stało – takie, często zgorzkniałe (gdyż nieuniknienie pobrzmiewające nutą '...ach, gdzież są niegdysiejsze śniegi?') perorady mogą czasem zanudzić nawet najbardziej życzliwego i zainteresowanego słuchacza.
Cichy też potrafi godzinami rozwodzić się nad takimi detalami, ale też potrafi być w swoim oddaniu i poetyckiej emfazie fascynujący – i taki, fascynująco-irytujący, pozostaje dla mnie ten tomik. Może też trochę podziwu dla wytrwałości – w końcu tylko osobnik wytrwały przez rok, dwa, może więcej, traktowałby swoje spacery z psem (wabiącym się wdzięcznie – Myszka) z taką powagą wobec detalu. "Uwaga jest trudną postacią miłości" – pisze Cichy.
"Uwaga jest procesem wymagającym bardzo pojemnego RAM-u. Żeby się skupić, trzeba oczyścić umysł z myśli, planów, zamartwień i pospiechu. Skupienie jest odprężeniem. Uwaga nie pojawia się wtedy, kiedy ktoś komuś zwraca uwagę, ani tam, gdzie słychać krzyk 'Uwaga!'. Uwaga to zauważanie."
Zaczęło się na Facebooku - od zapisków swoich obserwacji w formie statusów na popularnym portalu. Wspierany przez wzrastające grono fanów jego cierpko-miłosnych impresyjek o Warszawie Cichy oddawał się swym obserwacjom z coraz większym pisarskim profesjonalizmem. Jego bohater jest pędzącym wehikułem, zainteresowanym wszystkim dookoła. Przede wszystkim jest to człowiek, który ma bardzo dużo wolnego czasu – tylko w ten sposób mógłby opędzić tak wiele czasu na obserwacjach. W przeciwieństwie do wszystkich pozostałych przechodniów, on się nie spieszy.
"Zawsze..." jest przede wszystkim sukcesem filozofii slow. Daje prostą satysfakcję zarówno czytelnikowi, jak i pisarzowi: że coś się udało uchwycić, jakąś scenkę z życia codziennego, której nikt inny tak nie zauważył i nie połączył w całość i w pewien sposób inaczej by się nie wydarzyła. Cieszymy się za każdym razem, kiedy wszystkie elementy historyjki, niczym płyty chodnikowe, zaczynają do siebie pasować i bezpiecznie lądują na swoim miejscu.
Cichy jest oczywiście flaneurem, kimś, kto widzi swoje miasto inaczej, bo ma czas na uwagę, a przez to, niczym Benjaminowski bohater w "Ulicy jednokierunkowej" staje się obserwatorem powolnego obumierania przedmiotów i świadkiem zamierającej historii. Oto odchodzą w niebyt pewne formy architektoniczne, jak stary bruk czy progi, wypierane przez wszędobylskie ohydztwo kostki bauma i nędzę tanio-kapitalistycznej pseudo-architektury. Swoja drogą Cichy, który często wspomina, jak bardzo nienawidzi architektury PRL-owskiej, tak naprawdę to jej odejście opłakuje, bo to wśród niej się wychował. Być może nienawidzi tak naprawdę tylko jej zaniedbanych przykładów – to prawda, ze Pawilon Chemii od lat straszył po przebudowach i jego ostatnie chwile nie należały do najchwalebniejszych. Ta książka to radość chodzenia po mieście, świadomość, że chcemy być dokładnie tu i teraz, a nie gdzie indziej, trawa nie jest wcale zieleńsza, a życie, to, co w nim najciekawsze dokonuje się właśnie w tej oto chwili, w sprawach, które obserwujemy. To mądrość i komfort, który nie ma w sobie nic z gnuśności.
Nie jest też pisanie Cichego prostym powtórzeniem filozofii Białoszewskiego, jak wiadomo rozkochanego w warszawskich detalach. Choć obaj sprawiają wrażenie raczej samotnych, trochę depresyjnych mężczyzn o delikatnej, łatwo naruszalnej strukturze psychicznej i być może to bardziej ich łączy. Było i było, bez nostalgii, z nosem w teraźniejszości. Baudelaire pisał, że tylko dziecko, chory podczas rekonwalescencji, wariat albo zakochany może odzyskać na chwile możliwość czystego widzenia, oderwać się od konwencjonalnego postrzegania rzeczywistości. Może trzeba zaliczyć jakiś wstrząs, "być sobie innym", żeby na chwile znów te sprawy zobaczyć.
Książka "Zawsze jest dzisiaj" Michała Cichego została laureatką Nagrody Literackiej Gdynia 2015 w kategorii prozy.
Autorka: Agata Pyzik, kwiecień 2014, aktualizacja: jrk, wrzesień 2015
Michał Cichy
"Zawsze jest dzisiaj"
Wydawnictwo Czarne
Autor okładki: Agnieszka Pasierska/Pracownia Papierówka
ISBN 978-83-7536-699-0
Liczba stron: 72
Wydanie 1
Okładka miękka, foliowana, ze skrzydełkami