Tytuł "Metamorphosis" może być nieco mylący, bo w gruncie rzeczy więcej tu "Procesu" niż "Przemiany". Główny bohater stworzonej przez studio Ovid Works gry wideo rzeczywiście nazywa się Gregor Samsa i rzeczywiście pewnego dnia, wkrótce po przebudzeniu, zdaje sobie sprawę, że zmienił się w karalucha. Nie budzi się jednak we własnym mieszkaniu, tylko w praskim mieszkaniu swojego przyjaciela i wspólnika – Józefa K.
Jego przemiana obejmuje też zmniejszenie. Będzie więc przekradał się między szparami w ścianach i meblach. Będzie podążał rurami i innymi przejściami, znanymi tylko owadom, przysłuchując się jednocześnie temu, jak zdumiony Józef rozmawia z policjantami w cywilu, którzy właśnie wyrwali go ze snu. Fabuła "Procesu" jest tu na pierwszy rzut oka tłem – bo głosy postaci dobiegają do nas często stłumione, zza ścian czy desek szuflady, do której akurat trafił Gregor, a gigantyczne (z perspektywy karalucha) postaci niemal zawsze znajdują się na drugim planie, za książkami, pudełkami od zapałek, lampami, kałamarzami i innymi przedmiotami, po których pracowicie się wspinamy. Szybko okazuje się jednak, że "Metamorphosis" to przede wszystkim "Proces" – tutaj Gregor, zamiast radzić sobie z własną rodziną, trafia (jak Józef) w sam środek skomplikowanej i absurdalnej biurokratycznej intrygi, bo tutaj świat owadów też funkcjonuje na podstawie ton nikomu niepotrzebnych i kompletnie niezrozumiałych dokumentów. Józef próbuje dowieść swej niewinności i dowiedzieć się, o co właściwie jest oskarżony, a Gregor poszukuje tajemniczej Wieży, w której urzędnicy mogą mu ponoć przywrócić ludzką postać (tu widać pewne echa "Zamku").
Ponura historia Gregora staje się tu dużo barwniejsza - mamy zadania do wykonania, szereg widowiskowych lokacji i całą masę karaluchów, z którymi można porozmawiać (niektóre wyraźnie nawiązują do Kafki, jak np. pomagająca nam od czasu do czasu femme fatale Leni). Ten dodatkowy scenariusz ma swój urok, ale nie dorównuje pomysłom Kafki – ważniejsze postaci karaluchów często powielają znane schematy (skorumpowany urzędnik, nadęty celebryta, mafijny ojciec chrzestny), niewiele do nich dodając. W ukazaniu świata karaluchów twórcy postawili przede wszystkim na komizm, co jednak osłabia powagę rozgrywającej się za ścianą sytuacji Józefa K. Siła "Metamorphosis" leży jednak w czym innym – zabawie skalą i perspektywą. Świat widziany oczami karalucha od początku robi spore wrażenie. Wyjście z półotwartej szuflady czy skok nad otchłanią między krzesłem a stołem urastają nagle do heroicznych proporcji. Po ucieczce przed ogromną dłonią adwokata sięgającego po fajkę musimy przez chwilę się uspokajać, na przykład czytając sobie (czasem po kawałku) tytuły książek, dokumenty czy etykiety na butelkach, po których chodzimy. To dopiero rozgrzewka, bo z czasem pojawia się coraz więcej scenerii z pogranicza snu i jawy – na przykład elegancki klub funkcjonujący wewnątrz działającego gramofonu albo zawieszone w pustce gigantyczne urządzenia, obracające dokumentami, którymi żywi się karalusza biurokracja. To właśnie te oniryczne obrazy grają w "Metamorphosis" pierwsze skrzypce. Dopiero w kontraście między maleńkim ciałem karalucha a kolosalnymi maszynami przetwarzającymi dokumenty decydujące o życiu i śmierci "Metamorphosis" dociera do przytłaczającej wizji Kafki. W tych momentach gra się z zapartym tchem.
Studio Ovid Works, dotąd znane tylko z solidnej gry VR "Interkosmos", przy "Metamorphosis" pokazało pazur. Chociaż przytłaczającą atmosferę tekstów Kafki udaje się tu oddać tylko chwilami, zdarzają się dłużyzny i niezbyt ciekawe zagadki, opowieść o karaluchu zagubionym na marginesie "Procesu" jest jedną z ciekawszych polskich gier niezależnych tego roku. Widać w niej prawdziwy talent – przede wszystkim w świetnej oprawie plastycznej i przestrzeniach, które potrafią sprawnie opowiadać, operować symbolami i pokazywać najzwyklejsze przedmioty z nowych, zaskakujących perspektyw. Pojawiło się kolejne polskie studio, które naprawdę warto obserwować.