Pierwsza ''Prekognicja'' brzmi jak wprawki pijanego ucznia szkoły muzycznej, który swobodnie bawi się z poznawanym przez siebie instrumentem. Ma dobry słuch, wymyśla chwytliwe motywy, chociaż niekiedy wychodzą dość koślawo. W drugiej części nie jest już tak oszołomiony możliwościami pianina i uporządkował swoje pomysły, połączył je w spójną harmoniczną strukturę.
Później zaczynają dąć trąby, czyli zaczyna się to, co najciekawsze: pierwsza napisana przez Maseckiego symfonia. Wielką formę warszawskiego pianisty-kompozytora (a na tej płycie także dyrygenta) najłatwiej byłoby opisać, jako postmodernistyczną zabawę z formą; kolaż złożony z nieprzystających do siebie części. Znajdziemy tutaj pogłosy młodzieńczych lektur muzycznych Maseckiego (''Jako dziecko słuchałem w kółko płyt z nagraniami amerykańskich big bandów'' – mówił w rozmowie z Culture.pl artysta), nawiązania do spuścizny XIX wiecznych symfoników, przeciągły dron z delikatnymi dźwiękami pianina w tle i wreszcie odwołania do defiladowego, świątecznego repertuaru orkiestr dętych. Spoiwem są nagłe zwroty akcji, przypominjące trochę urwanwe ujęcia szybkiego, ale konsekwentnego montażu filmowego. Wszystko to utrzymane w rytmach raczej skocznych, muzycy orkiestry rzadko mają okazję spokojnie odetchnąć.
Płytę zamyka ''Swag'' na pianino i orkiestrę dętą, kompozycja lżejsza, ale nie mniej dziwna. Tutaj odniesienia są trochę inne, Masecki mówi: ''Kiedy pisałem ''Swag'', słuchaliśmy dużo trapu''. Trap to dość agresywna odmiana hip-hopu, przepełniona samplami odgłosów strzałów, automatami perkusyjnymi i śpiewem przypominającym wojenne nawoływanie. W Orkiestrze dętej OSP w Słupcy krzyczą saksofony, a warstwa rytmiczna jest o wiele bardziej skomplikowana niż w hip-hopie. Tutaj Orkiestra osiąga polot i luz, który możemy usłyszeć na nagraniach orkiestry kierowanej przez Pereza Prado, kubańskiego króla mambo.
A skąd tytuł Symfonii? Z tyłu głowy brzęczy odwołanie do słynnej opery futurystów z 1913 roku, ''Zwycięstwa nad słońcem'' skomponowanej przez Michaiła Matiuszyna, ze scenografią Kazimierza Malewicza i librettem Aleksieja Kruczonycha. Akcja utopijnego przedstawienia rosyjskich awangardzistów toczy się w XXXV wieku, siłacze przyszłości mieli pokonać słońca i znieść krępujące jarzmo przeszłości. Wykonawcami byli amatorzy, spektakl skończył się klapą.
Maseckiemu się udało, pokonał kilka stereotypów dotyczących muzyki z peryferiów oficjalnej kultury. ''Jest tu dużo fragmentów, tak napisanych, że tak naprawdę nie da się ich zagrać'' – mówił na próbie do swoich muzyków Masecki – ''Nie bójmy się tego, bierzmy te oddechy. A jeżeli mógłbym mieć taką dziwną prośbę, jak bierzemy oddechy, to nie bierzmy ich w oczywistych miejscach''.