#sztuki wizualne
#culture
"Portret króla Stanisława Augusta z klepsydrą" uchodzi za jedno z najbardziej tajemniczych spośród wielkich dzieł malarstwa polskiego.
Jak naprawdę wyglądał ostatni król Rzeczypospolitej? Oddajmy głos dwóm znakomitym popularyzatorom historii z lat 30. XX wieku. Stanisław Cat-Mackiewicz, broniąc pamięci króla podkreślał jego wdzięk, elegancję, doskonałą prezencję na uroczystościach dworskich. Karol Zbyszewski, będąc o nim jak najgorszej opinii, pisał:
"Widząc gdzieś swój portret zbyt podobny, czyli szkaradny, wypraszał go zaraz od właścicieli i niszczył. Miał szczęście, że nie znano fotografii - nie nadążyłby w destrukcji. Za duża głowa, długi kadłub, wystające siedzenie, króciutkie nogi."
Obaj opierali swoje eseje na poszukiwaniach źródłowych. Który z nich ma rację? Nie wiemy.
Nie pomoże nam też odpowiedzieć na to pytanie nadworny malarz króla, Marcello Bacciarelli. Jeśli uznamy wizerunki Bacciarellego za realistyczne, oczywiście rację będzie miał Mackiewicz. Czy tak jest w istocie, dociec się nie da. Z jednej strony Bacciarelli pod wpływem Antona Rafaela Mengsa i Johanna Winckelmanna, których poznał w pracowni swego mistrza Marco Benefiala (razem z Mengsem spędził tam 3 lata, od 1746 do 1749 roku; z Winckelmannem zbliżył się w latach 50. w Dreźnie), skłaniał się ku odejściu od wymyślnych kompozycji w stronę naśladowania natury. Z drugiej jednak strony klasycyzm rzymski, przy całym umiłowaniu natury, bardzo chętnie ją poprawiał, co przekładało się na częstą idealizację także i w portretach. Poza tym mistrz Benefial, mimo życzliwości dla młodych klasyków, wciąż tkwił korzeniami w późnym rzymskim baroku, w którym portret panegiryczny był częstym rodzajem. W jakim stopniu dzieło Bacciarellego jest panegirykiem, trudno jednak orzec.
O dziwo, wcale nie z tego powodu "Portret króla Stanisława Augusta z klepsydrą" uchodzi za jedno z najbardziej tajemniczych spośród wielkich dzieł malarstwa polskiego. Wciąż nieoczywisty pozostaje sposób, w jaki należy odczytywać ten obraz. Najczęściej przyjęta interpretacja, związana z obrazem od początku, głosi, że jest to rodzaj testamentu króla-patrioty zmuszonego do abdykacji w obliczu dziejowej burzy, zatroskanego o losy ojczyzny. Tak pisał na początku XIX wieku Antoni Magier:
"Król Stanisław był przygotowanym złożyć panowanie: w początkach rewolucji [tj. powstania kościuszkowskiego] widzieliśmy (...) nadesłaną z Rzymu rycinę podług rysu Bacciarellego, ukazującą króla zasmuconego, obok niego złożoną koronę, okno otwarte wystawujące niebo zachmurzone."
Jest również możliwa inna, choć nie wykluczającą poprzedniej, interpretacja obrazu - jako zaszyfrowanego komunikatu masońskiego. I model, i malarz byli masonami (rytu templariuszowskiego ścisłej obserwy). Dwa lata wcześniej Bacciarelli stworzył dla króla przesyconą symboliką masońską dekorację Sali Salomona w Łazienkach. Trzy kluczowe przedmioty, najczęściej uznawane za symbole abdykacji króla: odwrócona korona, globus i klepsydra są zarazem symbolami masońskimi. Zachmurzony pejzaż za oknem jest niemal identyczny z umieszczonym na medalach wybitych przez lożę królewską ku czci "braci" Augusta Fryderyka Moszyńskiego i barona Gartenberga. Mottem obrazu byłoby więc masońskie motto Quasivit coelo lucem ("Szukał światła na niebie"), umieszczone w górnej części ramy stołu. Oznaczałoby to zrównanie działalności króla z masońskim "rozpraszaniem ciemności" i mogłoby być zarówno melancholijną konstatacją wspólnej porażki króla i masonerii, jak i optymistycznym na poły przypomnieniem braciom, by nie ustawali w pracy.
Te dwie najwyrazistsze interpretacje nie wyczerpują wszystkich możliwości; co najmniej trzy jeszcze rozszerzają możliwości odczytania znaczenia obrazu. Agnieszka Morawińska analizowała podobieństwo kompozycji do toposu uczonego w pracowni; wizerunek króla mógłby być obrazem melancholii mędrca wobec zmian dziejowych. W podobnym kierunku idzie interpretacja Zuzanny Prószyńskiej, odczytującej jako znak melancholii nawiązania astrologiczne (król jako dziecię Saturna) i interpretującej obraz jako przykład etyki stoickiej. Prószyńska doszukuje się też w wyeksponowaniu charakterystyki osobowości Stanisława Augusta i jej zależności od wyroków losu (astrologia) akcentów polemiki z wrogami króla.
W odmiennym kierunku podąża interpretacja Małgorzaty Sobieraj, dla której kluczowe znaczenie ma widoczny w tle obraz Dydony porzuconej przez Eneasza. W interpretacji Sobieraj dochodzi do znamiennego odwrócenia płci. Porzuconą Dydoną jest sam król, bezwzględnym i zwycięskim Eneaszem - Katarzyna II. W tej interpretacji portret byłby zaszyfrowanym obrazem klęski - osobistej i politycznej - króla. W świetle tych interpretacji obraz stanowi raczej rodzaj stoickiego pocieszenia niż lamentu, choć tak też był rozumiany.
Jedno jest pewne - do tego właśnie spośród licznych sporządzonych przez Bacciarellego swych wizerunków król przywiązywał olbrzymią wagę. Wkrótce po powstaniu dzieła został on powielony w dwóch seriach miedziorytniczych. Pierwszą (o której wspomina Magier) za pieniądze królewskie rytował w Rzymie Raffaele Morghen. Drugą, przyjętą jako wersja ostateczna, wykonał w Londynie w 1798 roku na zlecenie Bacciarellego A. Fogg. Intencją króla było więc zapewne, jak podaje pisząc o pierwszej serii Magier, uczynienie tego obrazu swoistym exposée ustępującego z tronu monarchy.
Czy więc Bacciarellego ganić za uczynienie portretu zbyt wieloznacznym, czy też chwalić za stworzenie wizerunku jednocześnie niezwykle pojemnego, jeśli chodzi o zawarte w nim komunikaty, i niebywale sugestywnego emocjonalnie w głębokiej melancholii tej elegii na upadek królestwa? Cóż, pozostaje to jeszcze jedną tajemnicą tego niezwykłego dzieła.
Autor: Konrad Niciński, listopad 2010
sztuka nowoczesna
muzeum narodowe w warszawie
stanisław august poniatowski
portret
klasycyzm
oświecenie
marcello bacciarelli
alegoria
malarstwo klasycystyczne
winckelmann
symbole masońskie