Niezrozumienie i odrzucenie małej bohaterki zaczynało się od bezdusznego piętnowania wszelkich przejawów odmienności. Pretekstem było noszenie przez nią jakościowo lepszych, włoskich ubrań, żywą kolorystyką i krojem daleko odbiegających od tandety i szarzyzny fasonów dostępnych w peerelowskich sklepach. W zapyziałej rzeczywistości kraju nad Wisłą owa nieosiągalna elegancja traktowana była przez ogół jako sposób okazywania wyższości, przez co pociągała za sobą szykany większości gorzej odzianych, którzy swoje niepewne status quo podbudowywali włączeniem się do wspólnoty krzywdzicieli dziewczynki.
Magdalena Tulli w swojej prozie, w sporej części autobiograficznej, pokazuje osamotnienie i bezradność dziecka w mierzeniu się z wrogo doń usposobionym światem. Znacznie bardziej okrutnym od budzących grozę baśni Braci Grimm, bo rzeczywistym. Z pedagogami nie stroniącymi od kar cielesnych, nieustannie wpędzającymi uczennicę w poczucie winy, zmuszającymi ją do upokarzających wyjaśnień na forum klasy w sprawie, z którą – jak się później okaże – nie miała nic wspólnego.
W smutnych powojennych polskich realiach tradycyjna śródziemnomorska kultura Zachodu sromotnie przegrywała z narzuconymi ze Wschodu, jedynie słusznymi wzorcami tak zwanej sprawiedliwości społecznej. Sowieckie standardy – gdzie najbardziej podejrzana była zawsze ofiara – sprzyjały wyzwalaniu demonów nietolerancji. I nie pozostawały, niestety, bez wpływu na ludzi zamieszkałych między Bugiem a Odrą.
[...] po przegranej wojnie wszystko się jakoś skomplikowało. Klocki, z których nasze rodziny miały ułożyć sobie życie na nowo, były nie takie, jak trzeba, z lekka krzywe i zdekompletowane. Cokolwiek byśmy z nich zbudowali, musiało się zawalić. Nie wolno było wspominać lepszych czasów, a jeśli ktoś nie mógł ich zapomnieć, to powinien przede wszystkim schować się, zejść z oczu wszechobecnym portretom dygnitarzy, by nie martwić ich i nie obrażać swoim istnieniem.
Jedni ojcowie próbowali tego rozwiązania, inni tamtego. "Tylko mój ojciec nie musiał się ani zmieniać, ani schować. Ale nie żeby był lepszy. To świat, z którego przyjechał, był lepszy". Toteż Włocha zamieszkałego w Polsce niezmiernie dziwiło to wszystko, co dla naszych rodaków było chlebem powszednim. Oni, jeśli się nawet nie przystosowali, to – niestety – przywykli.
Zwyczajny przejazd tramwajem wymagał niezmierzonej cierpliwości i samozaparcia, instytucjom zobowiązanym do naprawy tego i tamtego zawsze brakowało potrzebnej śrubki i uszczelki, odpowiedniego narzędzia albo stosownego przepisu, każde rozsądne przedsięwzięcie prędzej czy później okazywało się niemożliwe do przeprowadzenia. Ojciec przez pierwsze lata obserwował tę powszechną szamotaninę z niedowierzaniem. Dlaczego nie da się wyprodukować uszczelki? Dlaczego nie można wprowadzić przepisu? – pytał, podnosząc brwi. Miejscowi znali odpowiedź, ale woleli milczeć.
Opowiadania Magdaleny Tulii z tomu "Włoskie szpilki", jakkolwiek ironicznie krytyczne wobec peerelowskiej przeszłości, trudno zaliczyć do prozy rozliczeniowej. Nie taki zresztą był jej zamiar. Zdecydowanie ważniejsza wydaje się tu cicha, najczęściej nieukierunkowana i nieporadna, a jednak heroiczna, walka małej bohaterki z przeważającymi siłami zła – o przetrwanie; o własną podmiotowość.
Świat wokół dziewczynki – przesycony absurdalną ideologią i utopijną polityką, nie do ogarnięcia rozumem nawet przez wykształconych dorosłych – nabierał znamion groteski. Trudno go było trafniej opisać, niż z takiego oto, zdroworozsądkowego punktu widzenia nastolatki, obserwującej wydarzenia Marca 1968 roku:
[...] odbywały się wielogodzinne wiece z dziesiątkami transparentów, z przemówieniami, z oskarżonymi, transmitowane w wieczornych programach telewizyjnych. Można się było z nich dowiedzieć, że w naszym kraju ukrywają się źli ludzie. Zamierzają zdradzić nasz kraj, sprzedać go naszym wrogom, inkasując całą należność do kieszeni. Naprawdę chcą go sprzedać? Z nami wszystkimi w środku? Tak, z nami wszystkimi i z tym, co do nas należało, z transparentami i sztandarami, z fabrykami, w których powstawały wyroby państwowego przemysłu, z obskurnymi klatkami schodowymi i kuchniami bez okien. Z zeszytami z papieru piątej klasy, z piórnikami.
Jakby nasz kraj nie został zdradzony i sprzedany o wiele wcześniej – konkluduje narratorka, porte-parole autorki. Jakby nowy, powojenny właściciel nie odciął naszego kraju od planu Marshalla, który postawił na nogi Europę. Jakby nie obciążył go zobowiązaniami ponad siły, nie wtrącił w poniżające ubóstwo.
Z zewnątrz sączyło się coś szarego i brudnego, gdzieś odbywały się te wiece, obnoszono napastliwe transparenty, rzucano mętne oskarżenia rozdrażnionym tonem. Ten ton dochodził z każdej strony, słychać go było także w naszej szkole. Teraz nawet najniewinniejsze zdanko było jak walizka z podwójnym dnem, trudno było przewidzieć, co ktoś w nim znajdzie.
Magdalena Tulli o swoich przejściach życiowych pisze przejmująco prosto. Zwyczajnie, bez jadu i formułowania oskarżeń. Z lekkim, po dziecięcemu naiwnym żalem, że nie trafiła wówczas na nikogo "stojącego niżej od niej", na którym mogłaby wypraktykować dobrze poznane mechanizmy nagonki, których przez lata była niezawinioną ofiarą.
"Włoskie szpilki" stały się literackim wydarzeniem. Zwyciężyły w pierwszej odsłonie Ogólnopolskiej Nagrody Literacka dla Autorki Gryfia – uznane za najlepszą polską książkę roku 2011 napisaną przez kobietę. Książka została również laureatką Nagrody Literackiej Gdynia 2012, finalistką Nagrody Literackiej Nike 2012 i finalistką Literackiej Nagrody Europy Środkowej Angelus 2012.
Krytycy o "Włoskich szpilkach"
"Włoskie szpilki" to zbiór siedmiu krótkich opowiadań rozgrywających się w powojennej Polsce, w których czytelnik poznaje polsko-włoską rodzinę autorki. Matka pisarki ocalała z Auschwitz, ojciec był Włochem. Magdalena Tulli przejmująco opowiada o polskiej traumie, która do dzisiaj na nas ciąży. Zdaniem Justyny Sobolewskiej wiele rodzin może odnaleźć w tym portrecie swoją historię: milczenie i chłód rodziców, urazy, ukrytą agresję. "Nie mam wątpliwości, że to jedna z najważniejszych książek tego roku" (www.polityka.pl).
Tytuł brzmi niejednoznacznie. "Szpilki" to buty, które są synonimem elegancji, szyku, kobiecości. "Z drugiej zaś mamy tę szpilkę, która kłuje, rani; która zarówno drażni pamięć, nie pozwalając spokojnie zasnąć, jak i bywa wbijana pod paznokieć niewinnej ofierze" (Katarzyna Szkaradnik – artpapier.com).
Książka powstała trochę przypadkiem: "Przychodziły pomysły, robiłam sobie notatki. Nie były przeznaczone do druku, więc kawa na ławę. Dla mnie i dla przyjaciół. A potem jeden kawałek ukazał się po niemiecku, drugi po słoweńsku, trzeci po polsku – i świat się nie zawalił. I teraz wychodzi cała książka, właściwie powieść. Znajomi mnie namówili" – opowiada Magdalena Tulli (wyborcza.pl).
Grzegorz Nawrocki uważa, że: "Gdyby krytycy literaccy mogli – wzorem środowiska filmowego, które zgłasza swojego kandydata do Oscara – każdego roku proponować szwedzkim akademikom książkę, pod koniec 2011 roku wybrałbym »Włoskie szpilki« Tulli." (www.dwutygodnik.com)
Magdalena Tulli, urodziła się w 1955 roku – pisarka i tłumaczka, laureatka Nagrody im. Kościelskich w 1995 roku, wielokrotnie była nominowana do Nagrody Nike i do zagranicznych prestiżowych nagród literackich – między innymi angielski przekład "W czerwieni" ("In Red") znalazł się w 2012 roku w finale amerykańskiej nagrody Best Translated Book Award, a w 2007 "Moving Parts" ("Tryby") były nominowane do międzynarodowej nagrody literackiej International IMPAC Dublin Literary Award.