"Beksińscy. Portret podwójny" to rozpisana na kilka generacji opowieść o rodzicach i dzieciach, kobietach i mężczyznach, którzy próbują nie utonąć w rzeczywistości. To rodzinna historia wewnętrznych emigracji, opowieść o wrażliwych ludziach, którzy próbują żyć po swojemu, w kontrze do świata, w mozolnie zbudowanych twierdzach, gdzie czują się bezpiecznie.
Podglądamy ich w przypominającym labirynt sanockim domu, w którym nie sposób się nie zgubić, zaglądamy do ich warszawskich mieszkań. Poznajemy niezbyt licznych, ale wiernych przyjaciół domu, marszandów i kuzynów, krytyków i babcie, żywieniowe zwyczaje, nawyki, odzywki domowników, kulisy powstawania obrazów i cielesne sekrety, sny i fantazje. Grzebałkowska odtwarza emocje, relacje, domową atmosferę u Beksińskich tak szczegółowo, że wrażenie wniknięcia w ich życie jest totalne. Tym bardziej, że pozwala bohaterom mówić w pierwszej osobie: poprzez listy i inne zapisy codzienności, jak nagrywany przez Beksińskiego seniora "dziennik foniczny".
Beksińscy się odsłaniają – i zaskakują. Największą niespodziankę robi chyba Beksiński-senior, który swoje wewnętrzne demony trzyma na smyczy zdrowego rozsądku i codziennej krzątaniny. Ekscentryczność i ciemne wizje "miłego pana, prędzej lekarza z wyglądu niż artysty", jak napisze o nim Wojciech Tochman, schodzą w codziennym życiu na drugi plan, zepchnięte przez codzienne użeranie się z urzędniczo-biurokratyczną rzeczywistością PRL-u. Jak tu być melancholikiem, kiedy nad głową wisi sprawa meldunku, kiedy synowi trzeba załatwić taśmy, obrazami przekupić tego i tego i jeszcze na dodatek wymigać się od państwowego stypendium (bo władza, niezależnie od epoki i ustroju, upupić i zawłaszczyć "Artystę" próbuje nieustannie)? Grzebałkowskiej udało się – poprzez opisy codziennej szamotaniny – sportretować nie tylko rodzinę Beksińskich, ale i pełną absurdu epokę.
Sportetowała też pokomplikowane wewnętrzne światy, choć zadanie miała niełatwe, a po drodze wiele pułapek. Toksyczne relacje, nieporadna miłość i emocjonalny chłód, fobie, samobójstwo, zabójstwo to materiał kuszący, ale wybuchowy. Szczególnie w przypadku Tomasza, skrajnie samotnego samozwańczego "Nosferatu", ostatniego ogniwa w spowitym mrokiem łańcuchu pokoleń. Jego portret to fascynujące stadium nieprzystosowania. Człowiek zarazem ziejący nienawiścią do "mięsa" czyli ludzkości i spragniony uczucia, skrajnie infantylny i egocentryczny, (samo)skazujący się na zagładę. Budzący współczucie, bo poniekąd zarażony atmosferą domu, w którym się wychował. "Zdzisław Beksiński nigdy nie uderzy swojego syna. Zdzisław Beksiński nigdy nie przytuli swojego syna" – pisze Grzebałkowska. Nie ma tu jednak ferowania wyroków, wskazywania winnych. Jest samotność, na którą skazani są jednakowo wszyscy, choć niektórzy radzą sobie z nią lepiej, a inni załamują się pod jej ciężarem.
"Beksińscy. Portet podwójny" to książka biograficzna, która, mówiąc najprościej i najdosadniej, ożywia swoich bohaterów. Pięknie łudzi, że Beksińskich, że innych w ogóle, da się zrozumieć, pojąć, wytłumaczyć. Jednak nawet jeśli to złudzenie, Grzebałkowska zaszła w tej próbie naprawdę daleko. Z małym wyjątkiem. Jak sama przyznaje, oparła jej się Zofia Beksińska. Portret podwójny byłby tak naprawdę portretem potrójnym, gdyby ona – muza, opiekunka, spoiwo, a może: ofiara – nie strzegła tak dobrze swojej tajemnicy. Pozostały domysły, przypuszczenia i to, jak widzieli ją inni.
"Beksińscy. Portret podwójny" to opowieść o znikaniu. Z rodziny nie pozostał przy życiu nikt. Dom w Sanoku został dawno zburzony. Jak donoszą gazety, sanockiemu Muzeum Historycznemu, gdzie znajduje się większość obrazów Zdzisława Beksińskiego, grozi bankructwo. Dobry to moment, by o malarzu, który niegdyś z równą siłą czarował i odrzucał, irytował i wzbudzał podziw, znów zrobiło się głośno.
Autorka: Aleksandra Lipczak, luty 2014
Magdalena Grzebałkowska
"Beksińscy. Portret podwójny"
Oprawa twarda
Wydanie: pierwsze
Data pierwszego wydania: 2014-02-17
ISBN: 978-83-240-2874-0
Opracowanie graficzne Krzysztof Rychter
Liczba stron: 480
Wydawnictwo Znak
Format: B5 (165x235)