W tym czasie autor występował Piwnicy pod Baranami i – ceniąc sobie własną odrębność solisty – utożsamiał się z zespołem Piotra Skrzyneckiego. Krakowski kabaret był w apogeum świetności. Dostać się do tak skonsolidowanego zespołu wcale nie było łatwo, ale jeszcze trudniej przyszło zdobyć pełną akceptację koleżeństwa.
Po odejściu Ewy Demarczyk i śmierci w lutym 1978 roku Wiesława Dymnego regularnych występów w Piwnicy zaprzestał także Leszek Długosz. Koncertował na własne konto w kraju i poza nim, w programach kabaretu pojawiając się jedynie okazjonalnie, na zasadach specjalnego gościa. Utrzymywał przyjazne kontakty z wieloma artystami i akolitami kabaretu, pojawiał się na okazjonalnych uroczystościach, na tradycyjnych piwnicznych "opłatkach" i "jajeczkach".
Przefiltrowana przez nietuzinkową osobowość piszącego książka nie jest na szczęście wyłącznie o Długoszu. Najcenniejsze w niej jest to, co artysta ma do powiedzenia o koleżankach i kolegach z zespołu. Kreśli niestereotypowe, złożone portrety osobom znanym, jak: Piotr Skrzynecki, Ewa Demarczyk, Zygmunt Konieczny, Krzysztof Litwin, Wiesław Dymny, Krystyna Zachwatowicz, jak i tym, o których nie tak znowu głośno, jak można by się spodziewać: Tadeusz Kwinta, Mieczysław Święcicki, Miki Obłoński, Majka Zającówna-Radwanowa, Jerzy "Buła" Kopczewski, Irena Wiśniewska, Grażyna Karasiówna, Stanisław Radwan, Ola Maurer, Andrzej Warchał.
Osoby przekonane, że Piwnicę – "legendę tych lat" – znają od podszewki, mogę zapewnić, że odnajdą w książce wiele niespodzianek. Na zachętę, wyimki z opowieści o szarej eminencji Piwnicy, doktor Janinie Garyckiej.
Wtedy asystentka profesora Kazimierza Wyki na polonistyce, na UJ. Nieco już znudzona studiami nad świetnością i komplikacjami Baroku, świeżo doktoryzowana, jako dydaktyk, nie radziła sobie ze wznieceniem zapału wśród braci studenckiej do onej specyficznej składni piśmiennictwa tamtych czasów. Jak i w ogóle do stylistycznych walorów Baroku. Zaintrygowana opowieściami na temat zabaw w lochach Pałacu pod Baranami, któregoś razu zeszła w to podziemie. Aby już więcej (emocjonalnie, symbolicznie ma się rozumieć) nigdy stamtąd nie wyjść. A w lochach? W centrum zagarniającego ją labiryntu, niczym mityczny, brodaty Minotaur, czekał już Piotr Skrzynecki. By oczywiście zahipnotyzować i zawładnąć jej jestestwem, jak się też okazało do końca jej ziemskiego bytowania.
Nadszedł dzień, kiedy Janina Garycka zdecydowała się wzbogacić piwniczną ofertę własną twórczością. Podczas wieczoru autorskiego czytała krótkie bajki, stosowne bardziej dla dzieci niż dla dorosłych.
Teksty zabawne, liryczne humoreski, pełne lotnych aluzyjności. […] Janina, niepewna swojej literackiej oferty, okraszała te wieczorki dodatkowymi produkcjami artystycznymi […] jako wirtuozka gry na grzebieniu. Takie między innymi propozycje kulturalne w podziemiach Krakowa można było napotkać w czasach odwilży poststalinowskiej, po wypadkach poznańskich, w początkach Gomułki.
Po śmierci Franciszka Garyckiego, gimnazjalnego profesora łaciny i greki, który "wiedziony niejasnym przeczuciem nie znosił Piwnicy", do zwolnionego pokoju jego córka przygarnęła Piotra Skrzyneckiego, który "doskonaląc jazdę na rowerze na dziedzińcu Pałacu pod Baranami, akurat łamie nogę". Skrzynecki "wprowadził się zatem i zadomowił się tak szybko i przekonywająco, że niebawem dwie starsze panie, ciotki Janiny – Olę i Antosię – zaczął protekcjonalnie określać jako swoje »sublokatorki«. A one, urzeczone nim, status Piotra, jako panującego na Groblach, zaakceptowały z oczywistością". I w ten oto sposób piwniczny guru przemieszkał na parterze domu przy Groblach 12 kilka istotnych dlań dekad.
Warto oddać sprawiedliwość osobie tak zasłużonej dla Piwnicy, jaką była Janina Garycka, co wtajemniczeni doskonale wiedzą. Ci jednak, którzy Janinę Garycką poznali w latach późniejszych, jako odkrywczynię zabawnych archiwalnych tekstów, eksploatowanych w kabarecie przez innych (Zającówna-Radwan, Zachwatowicz, Litwin, Obłoński, Turnau) czy też malarkę niezrównanych miniatur, jej grze na grzebieniu trudno przyjdzie dać wiarę. Podobnie jak osobom znającym tryb życia Piotra Skrzyneckiego, jedynie z największą dozą dobrej woli przyjdzie uwierzyć w jego narciarskie umiejętności. Jednak zdjęcie nie kłamie - w stosownym kombinezonie, z nartami na sztorc wraz z podobnie wyposażoną Anną Szałapak i parą innych znajomych, pręży pierś championa sportu na tle ośnieżonego zbocza.
Żeby być w zgodzie z prawdą, trzeba powiedzieć, że książka Długosza nie pomija tematów trudnych. Do takich należy jego zaskoczenie reakcją znacznej część piwnicznego środowiska na książkę Jolanty Drużyńskiej i Stanisława M. Jankowskiego "Kolacja z konfidentem. Piwnica pod Baranami w dokumentach Służby Bezpieczeństwa". Ujawnione w niej przypadki długoletniej współpracy agenturalnej pewnych osób z kadry kabaretu wywołały wprawdzie oburzenie, chociaż à rebours: "O »obrzydliwe intencje« oskarżając bardziej autorów książki – »hieny dziennikarskie«, instytucje, a nie autorów donosów". Problem pospiesznie unieważniono, "sprowadzając go na grunt ogólnego skażenia tamtego czasu".
W medialnej dyskusji pojawił się argument, że Piotr Skrzynecki, nie był człowiekiem pamiętliwym i nigdy nie przejawiał żadnej chęci odwetu.
Nie sądzę jednak, żeby tak całkiem wyparowała z pamięci Piotra ta upokarzająca, drastyczna sytuacja z lat osiemdziesiątych, kiedy po zatrzymaniu na posterunku milicji zmuszono go do rozebrania się do naga i brutalnie pobito – podsumowuje autor.
W mojej piwnicznej opowieści starałem się selekcjonować materię i włączać do niej przędziwo autentyczne. Więc to, czegom sam doświadczył. W czym brałem udział, co widziałem, słyszałem. Co opowiadano mi wtedy. Byłoby pięknie, gdyby Czytelnik, kończąc lekturę i zamykając okładkę tej książki, niczym drzwi za sobą, miał wrażenie, że znów tam był? Trafił tam jeszcze raz? I odzyskał, w rzeczywistości przecież nigdy nie zaistniały, ten jeszcze jeden wieczór w Piwnicy? Ach, na koniec gdyby jeszcze było i tak, że ożywione myśli i poruszone Jego serce – żeby znów w tamtą stronę, znów chciały tam biec…
Długoszowe portrety piwniczan mają to do siebie, że nakreślił je pewną ręką nie tylko kolega z piwnicznej estradki, ale i poeta. Stąd też zdanie z opowieści o Stanisławie Radwanie, który "wspomagał Zygmunta Koniecznego, nie nadążającego już ze swymi obowiązkami, i stał się wkrótce drugą kariatydą współunoszącą piwniczny fronton Muzyki", komuś kto zetknął się z wierszami Długosza, nadto ekscentryczne się nie wyda. Czy je uniosą pozostali, nie wiem; najlepiej niech przećwiczą w czytaniu.
Leszek Długosz śpiewający poeta, kompozytor, pianista, aktor, felietonista ("Czas Krakowski", "Rzeczpospolita", "Dziennik Polski"). Opublikował wiele zbiorów poezji i płyt autorskich, między innymi: "Z tego co jest", "Dusza na ramieniu", "Po głosach, po śladach". Jest autorem oraz wykonawcą programów radiowych i telewizyjnych: "Literatura wg Długosza", "Przyjemności niedzieli". Koncertuje na terenie całego kraju, występował w większości krajów europejskich, w Stanach Zjednoczonych, w Kanadzie, w Rosji, na Syberii. Laureat Nagrody Miasta Krakowa, stypendysta Rządu Francuskiego, Mistrz Mowy Polskiej 2007. Przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. W okresie świetności Piwnicy pod Baranami, w latach 60. i 70., jedna z najbardziej twórczych osobowości kabaretu.
Przeczytaj także recenzję książki Janusza R. Kowalczyka "Wracając do moich Baranów"
Leszek Długosz
"Pod Baranami ten szczęsny czas... Sceny i obrazy z »życia piwnicznego« w Krakowie w latach 60. i 70. XX wieku"
Wydawnictwo Fabri, Kraków 2013
Biblioteka Konesera
format: 195 x 225 mm
liczba stron: 316
okładka: twarda
ISBN/ISSN: 978-83-928045-9-0
www.fabri.com.pl