Cechą, która różni tę książkę od innych wspomnień z minionej ustrojowej epoki, jest absolutny brak kombatanckiego cierpiętnictwa, jak też unikanie zapalczywości w ocenie przeciwnika, by nie rzec: wroga. Można założyć, że piórem Modzelewskiego kierowała powściągliwość naukowca, który bardziej skupia się faktach, niż na ich emocjonalnym podłożu.
Opowieść zaczyna się od wspomnień rodzinnego domu w Moskwie, gdzie autor urodził się jako Kirył (Cyryl) Budniewicz 23 listopada 1937 roku, czyli w apogeum stalinowskiej wielkiej czystki. Naukę zaczął w rosyjskojęzycznej szkole dla emigrantów politycznych w mieście Gorki pod Moskwą. W 1945 roku wyjechał do Polski i dopiero wtedy, zapisany do szkoły jako Karol Modzelewski, zaczął się uczyć języka polskiego.
Jego biologiczny ojciec Aleksander Budniewicz, Rosjanin, podchorąży wyższej szkoły oficerskiej, wkrótce po narodzinach syna został aresztowany i skazany na osiem lat łagru. Wcześniej aresztowano dziadka chłopca, inżyniera i mienszewika.
Matką przyszłego profesora i opozycjonisty była Natalia Wilder, absolwentka Instytutu Literackiego im. Maksyma Gorkiego w Moskwie, tłumaczka i literaturoznawczyni, która w 1939 roku związała się z polskim ekonomistą i działaczem komunistycznym Zygmuntem Modzelewskim. Był on represjonowany i więziony na Łubiance jako domniemany imperialistyczny agent. Konsekwentnie odmawiał składania fałszywych zeznań, które miały być wykorzystane w procesie KPP i dotrwał w śledztwie do upadku Jeżowa. Po zwolnieniu w 1939 roku działał w Związku Patriotów Polskich, był ambasadorem PKWN w Moskwie, a od 1947 ministrem spraw zagranicznych PRL. Zmarł w 1954 roku.
Syn Natalii traktował Zygmunta Modzelewskiego jak ojca i wychowywał się pod jego przemożnym wpływem.
Postrzegał go zupełnie inaczej niż oficjalne źródła, w których Zygmunt Modzelewski jest przedstawiany jako powojenny prominent i aparatczyk. W książce Modzelewskiego ojciec jawi się jako człowiek ciepły, mądry, ideowy, kierujący się w życiu dobrem innych. Mimo komunistycznych poglądów w chwili zagrożenia ojczyzny stanął po właściwej stronie, biorąc udział w polsko-bolszewickiej wojnie 1920 roku. Tego epizodu nie sposób dziś odnaleźć w publikacjach o nim, nie tylko IPN-owskich.
Światopogląd Zygmunta Modzelewskiego wynikał bardziej z poczucia dziejowej misji, niż z koniunkturalnej partyjnej ortodoksji. Umiał te cechy zaszczepić w Karolu, który traktował go jak wzór do naśladowania.
Autor książki wciąż się zastrzega, że jako specjalista od średniowiecza nie czuje się kompetentny do wyrażania sądów o najnowszych dziejach Polski. Mimo to z doskonałą znajomością rzeczy opisuje najważniejsze daty z najnowszej historii Polski, przełomowe lata 1956, 1968, 1970, 1976, 1980 i 1989, kiedy to obok Jacka Kuronia, a później i Adama Michnika odgrywał znaczącą rolę jako czołowy polityk opozycji. O tych niełatwych czasach, w których dawał świadectwo rzadkiej odwagi cywilnej w wyrażaniu swoich poglądów, za co niejednokrotnie płacił więzieniem, pisze bez zacietrzewienia, z pełną świadomością udziału w nierównej grze, w której przeciwstawiał opresyjnemu państwu możliwość własnej, wolnej, niezależnej wypowiedzi.
Słaby trzyma się sztandaru, a nie paktuje. Gdy słaby zacznie paktować z potężnym, skończyć się może na kapitulacji.
Ta książka nie jest poletkiem, na którym poobijany jeździec Karol Modzelewski uprawia politykę, agituje, przekonuje do swoich racji. Nie jest też suchym wykładem naukowca. Największą jej zaletą jest żywy język i doskonały styl, który sprawia, że nie sposób się oderwać od lektury:
Slogan "Niepodległość bez cenzury" przedarł się przez zgiełk mediów nie tylko dzięki audycjom Radia Wolna Europa, ale i dlatego, że piętnowały go partyjne gazety, choćby w sprawozdaniach z sali sądowej. Zakazując wystawiania "Dziadów" w Teatrze Narodowym, władze PRL przeniosły ten dramat na scenę narodową i same obsadziły się w roli Nowosilcowa.
Technikę argumentacji Modzelewskiego można by przerabiać na seminariach z logiki. Posłużę się przykładem, w którym autor odnosi się do swoich, po matce, żydowskich korzeni.
Poczucie narodowej przynależności nie jest zapisane w genach, tylko w głowie. Owszem, społecznie ważne jest nie tylko to, za kogo człowiek się uważa, ale i to, za kogo uważają go inni. Z tego jednak nie wynika, że mamy posłusznie przejmować przesądy i stereotypy, według których ktoś nas klasyfikuje i ocenia.
Skrzydlatych słów w "Zajeździmy kobyłę historii" jest sporo, aż szkoda, że się nie da wszystkich zacytować.
Na uwagę zasługuje też sposób, w jaki Modzelewski ocenia pierwszą "Solidarność", która dla znacznej większości Polaków była najważniejszym doświadczeniem wolności.
Czegoś takiego się nie zapomina. To się opowiada dzieciom. Tą pamięcią karmił się mit. Mit jest bytem niematerialnym. Nie można zmiażdżyć go czołgami, rozstrzelać, ani zamknąć w więzieniu. Wszystkie te zabiegi nie mogą zaszkodzić mitowi – przeciwnie, umacniają go. Zniszczyć mit może tylko głębokie rozczarowanie jego wyznawców, jeżeli poczują się oszukani.
Karol Modzelewski, człowiek wielkiej cywilnej i obywatelskiej odwagi, napisał wspomnieniową książkę bynajmniej nie o sobie. Dał w niej świadectwo swojej walki o prawa innych: robotników, rolników, więźniów. Był zawsze ich doradcą, rzecznikiem, przyjacielem.
Jako profesor mediewista również zajmował się życiem ludzi prostych – choćby położeniem gospodarczym chłopów w Polsce piastowskiej – co najlepiej świadczy o jednolitości jego zainteresowań, ale i o charakterze autora.
Karol Modzelewski
"Zajeździmy kobyłę historii. Wyznania poobijanego jeźdźca"
Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2013
wymiary: 170 x 240 mm
oprawa: twarda
liczba stron: 440
ISBN: 978-83-244-0335-6
www.iskry.com.pl