Mickiewiczowskie kwestie: "Otóż jacy stoją na narodu czele", "Ach ginie Polska, dworu nie mamy w Warszawie", "Jeśli kto władzę cierpi, nie mów, że jej słucha", "Oni wyszukują przyczyny, żeby uniwersytety znieść" czy "Jak z Moskwy w Polskę nasyłają samych łajdaków stek", wywoływały długotrwałe owacje widzów, ochoczo wyłapujących wszelkie aluzje do aktualnej polityki. Dla nich widowisko okazało się tak elektryzujące, że obawiające się reakcji Wielkiego Brata ze Wschodu najwyższe czynniki partyjne doprowadziły do zdjęcia go z afisza po zaledwie 14 pokazach.
Autorzy "Kryptonimu »Dziady«" – Janusz Majcherek i Tomasz Mościcki – scalili rozproszoną dotąd wiedzę o przedstawieniu i dopełnili ją własnymi tekstami. W swoich poszukiwaniach poszli tropem ustaleń poprzedników (między innymi Marty Fik i Zbigniewa Raszewskiego) istotnie poszerzając je o materiały, do których ich poprzednicy przed 1989 rokiem nie mieli dostępu. Dzięki skrupulatnym kwerendom (Instytut Pamięci Narodowej, Archiwum Akt Nowych, Instytut Sztuki PAN, Dział Rękopisów Biblioteki Narodowej, Biblioteka Akademii Teatralnej) dotarli do wielu niepublikowanych, w sporej części nieznanych wcześniej materiałów źródłowych.
Są to między innymi protokoły nasłuchów zagranicznych radiostacji, wysyłana korespondencja, która nie trafiła do rąk adresatów, cytaty z esbeckich raportów (od opisów reakcji widzów na przedstawieniach, po fragmenty z przesłuchań osób aresztowanych podczas ulicznych protestów) czy światowe reakcje na polskie wydarzenia. Wzbogacają je wywiady z artystami biorącymi czynny udział w tworzeniu przedstawienia – z ówczesnymi asystentami Kazimierza Dejmka: Jitką Stokalską i Maciejem Prusem oraz aktorem Janem Kobuszewskim (w "Dziadach" grał on, wbrew swojemu emploi, wcale nie komediową rolę Pelikana). Wspomnienia Kobuszewskiego dobrze oddają niepewność nastrojów i nieuchronnie zagęszczającą się atmosferę w zespole.
W pakiecie nowości zawartych w książce znajdziemy także informacje o tym, jak na same "Dziady" i reperkusje po nich zareagowały inne miasta Polski. Kolejny rarytas poznawczy to zestawienie dwóch odmiennych opinii sformułowanych przez tego samego recenzenta. Pierwsza, utrzymana w tonie entuzjazmu, to zdaniem monografistów inscenizacji Dejmka:
jeden z najciekawszych opisów przedstawienia. Zdradza fascynację autora tym, co zobaczył na scenie Teatru Narodowego, a także jego pełną zgodę z wymową przedstawienia.
Popremierowy tekst miał być opublikowany 10 grudnia 1967 roku w tygodniku "Kultura", lecz się nie ukazał. Całkiem odmienny punkt widzenia zawierała rozmowa przeprowadzona w telewizyjnym Pegazie (i skwapliwie wydrukowana w "Życiu Warszawy") – zdecydowanie krytyczna wobec inscenizacji Dejmka, wręcz ją potępiająca. Obie zostały przytoczone w książce, wraz z takim oto wnioskiem:
Dwie przeciwstawne, niemożliwe do pogodzenia opinie. Ich lektura każe sądzić, że autorami są ludzie o diametralnie różnych poglądach. A jednak oba teksty napisała ta sama osoba.
Człowiekiem, który tak radykalnie i znienacka zmienił swoje zapatrywania, był Witold Filler. Z bezstronnego krytyka oceniającego sztukę teatru stał się dla PRL-owskich decydentów wygodnym rzecznikiem ich oczekiwań. Przeciw zataczającej coraz szersze kręgi kampanii wymierzonej w "Dziady" Dejmka jako jedni z pierwszych protestowali przedstawiciele środowisk twórczych i naukowych.
Na zebraniu SPATiF (25 lutego 1968 roku) wystąpił między innymi Bohdan Korzeniewski, który – według przytoczonej relacji prof. Zbigniewa Raszewskiego – "w stanowczych słowach napiętnował zdjęcie »Dziadów« z afisza. Błąd ten – oświadczył – może mieć nieobliczalne skutki, jeśli natychmiast nie będzie naprawiony. Należy przywrócić »Dziady« i grać osiem razy w tygodniu, bo inaczej wypadki potoczą się jak lawina, której nikt nie będzie w stanie zatrzymać".
Chociaż obecni na tym spotkaniu wysokiej rangi decydenci partyjni zdawali się nie podzielać jego obaw, historia dowiodła, że miał on rację.
Korzeniewski zatrzymał się nieco dłużej nad osobliwościami naszej historii, jego zdaniem lepiej pozwalającymi zrozumieć wyjątkowy autorytet Mickiewicza u nas. Zaczęło się od tego – przypomniał – że Mickiewicz, poeta romantyczny, rzucił w natchnieniu, a więc trudno powiedzieć czy całkiem świadomie, żądanie "Daj mi rząd dusz!". A Pan Bóg mu dał. Tak to z łaski boskiej Mickiewicz zaczął rządzić, stając z czasem na czele całego gabinetu, w którym resort spraw zagranicznych objął Krasiński, pracy i opieki społecznej – Norwid, a Ministerstwo Kultury i Sztuki – Juliusz Słowacki. Jako ostatni w tym gabinecie ukonstytuował się resort obrony narodowej (ten wziął Wyspiański). Powstanie tego rządu w znacznym stopniu tłumaczy, dlaczego zaborcy w naszym kraju nigdy nie czuli się bezpiecznie. Po prostu wiedzieli, że choćby nie wiem jakie siły tu zgromadzili, zawsze prócz swoich rządów będą mieli przeciw sobie drugi rząd, nieuchwytny a rzeczywisty. Nic dziwnego, że po pewnym czasie nabrali dla niego respektu. W końcu – stwierdził Korzeniewski – Polska odzyskała niepodległość i stosunki się zmieniły. Toteż dziś dosyć trudno zrozumieć, dlaczego rząd Cyrankiewicza wciąż boi się rządu Mickiewicza? Czy w Anglii rząd Wilsona boi się Szekspira?
Profesor Raszewski nie uczestniczył w tym zebraniu; relację spisał z opowieści Krystyny Skuszanki. W obronę przedstawienia włączył się nawet Jarosław Iwaszkiewicz, zazwyczaj bardzo ostrożny w kontaktach z eksponentami władzy, który w trakcie sesji Rady Kultury (przy Ministerstwie Kultury i Sztuki) odważnie wygarnął: "Istnieją plotki, że to nie Ministerstwo zdjęło »Dziady«, tylko że była tu interwencja mocarstwa obcego" i – jako prezes Związku Literatów Polskich – zapowiedział zebranie w tej sprawie. Co ciekawe, do dziś nie udało się znaleźć żadnego oficjalnego dokumentu, który zakazywałby grania "Dziadów" po 30 stycznia 1968 roku, kiedy to odbył się ich ostatni pokaz.
Zebranie Oddziału Warszawskiego ZLP odbyło się 29 lutego 1968 roku i stało pod znakiem dramatycznego sądu nad całą polityką kulturalną. Zebrani, mimo oporu pisarzy partyjnych (m.in. Jerzy Putrament, Stanisław Ryszard Dobrowolski, Henryk Zaworski) większością głosów odrzucili ugodowy tekst autorstwa Dobrowolskiego i przyjęli wersję Andrzeja Kijowskiego – ostro potępiającą zdjęcie ze sceny Narodowego przedstawienia Dejmka i surowo oceniającą politykę kulturalną państwa. Stefan Kisielewski nazwał ją wtedy "dyktaturą ciemniaków", który to zwrot znakomicie zakorzenił się w polszczyźnie.
Na odbytej tego samego dnia konferencji prasowej dla zagranicznych korespondentów z Warszawy zebrani w siedzibie Interpressu mogli usłyszeć oficjalną interpretację ostatnich wydarzeń. Wysłuchali o "chuligańskich ekscesach na widowni", bo jak wiadomo, polscy chuligani nie mają nic lepszego do roboty poza włóczeniem się po teatrach. Wydarzenia tamtych dni nie pozostały bez echa za granicą – kilka z co celniejszych doniesień przybliżyło nam Radio Wolna Europa.
Tylko nieliczne [gazety] nie przekręciły nazwiska Mickiewicza i tytułu jego sztuki. Pomijając już taki, bynajmniej niebagatelny drobiazg, że niektóre gazety w Anglii pokiełbasiły niejakiego Stanisława Mackiewicza z Adamem Mickiewiczem, w prasie włoskiej tytuł "Dziady" przełożono z iście szambelańskim gestem. I tak "Corriere delle Sera" wyjaśniła swym czytelnikom, że utwór naszego wieszcza nazywa się "Staruszkowie". […] "Il Tempo" słowo "Dziady" przełożyło na "Żebracy". Inne gazety wahają się jeszcze między świętem umarłych a stypą. Londyński "Daily Mirror" pobił jednak wszystkie rekordy erudycji przekręcając słowo "Dziady" na "Daddy" czyli "Tatuś".
Słowem, "od wzniosłości do śmieszności" – skomentowali autorzy książki. Wolna prasa okazała się niewolna od niezamierzonych kiksów.
"Kryptonim »Dziady«" Janusza Majcherka i Tomasza Mościckiego ma wszelkie walory starannie przygotowanej pracy naukowej, z całym bogactwem inwentarza: przypisami, aneksem twórców i wykonawców, indeksem nazwisk, bibliografią. Co jej w niczym nie przeszkadza być jednocześnie intrygującą opowieścią o wcale nieodległych latach, kiedy o kulturalnych wyborach wolnego obywatela decydowali inni – przypadkowi funkcjonariusze z partyjnego nadania, trwający w megalomańskim przekonaniu, że posiedli... "rząd dusz".
My zaś żądamy u władzy ludzi godnych, sprawiedliwych i wykształconych. Pytamy co to za kraj, w którym każda postępowa i wolna myśl godzi w interesy narodu – pytamy co to za interesy i czyje interesy – nie są to bowiem interesy narodu, lecz kliki samozwańców partyjnych. Którzy utożsamiają się z narodem – głosiła kolportowana wówczas anonimowa ulotka.
Dodatkową zaletą tomu jest jego wysmakowany kształt plastyczny (projekt okładki i stron tytułowych, indeksy, wybór oraz cyfrowa rekonstrukcja materiału ilustracyjnego – z kadrami z widowiska w czułym obiektywie Franciszka Myszkowskiego, koncepcja układu graficznego, projekt wyklejek: Tomasz Mościcki). Tym chętniej się po nią sięga. I tylko oderwać się od niej nie sposób.
Janusz Majcherek, Tomasz Mościcki
"Kryptonim »Dziady«. Teatr Narodowy 1967–1968"
wydawnictwo: Fundacja Historia i Kultura, Warszawa 2018
okładka: twarda
wymiary: 170 x 240 mm
liczba stron: 536
ISBN: 978-83-111-5230-4