Sięgasz po książkę, spoglądasz na okładkę i odczuwasz pozazmysłowe napięcie, które już cię nie opuści. W myślach widzisz fotografię albinosów Brenta Stirtona nagrodzoną na World Press Photo 2014 (Małecki w jednym z wywiadów potwierdza, że była ona impulsem do napisania powieści) czy zdjęcie Zuzi z projektu "White Power" Anny Bedyńskiej (WPP 2013). Mimochodem przypominasz sobie historie białych Murzynów Afryki, których się porywa i ćwiartuje ze względu na wiarę w niezwykłe właściwości ich organów. Ale myślisz sobie, że "Dygot" to przecież fikcja, więc nie może być tak wstrząsająco. A jednak. Czytasz początkowe zdania i już wiesz, że z każdym następnym będzie coraz chłodniej, mroczniej, drastyczniej. Wertujesz strony w nadziei na chwilę wytchnienia, ale coś cię dusi, ściska od środka. Najpierw się buntujesz, ale w końcu stajesz się niewolnikiem tej historii oraz brawurowej, lecz surowej narracji. Ale od początku.
Opowieść rozpoczyna się w Piołunowie, na prowincji, której życie dalekie jest od sielankowego obrazu polskiej wsi. Janek Łabendowicz "zbudowawszy wojnę" (skonstruował radio, z którego dowiedział się o wybuchu II wojny światowej, więc jest przekonany, że to on ją zbudował), poddaje się urojonym lękom i odmawia pomocy Niemce uciekającej przed Armią Czerwoną. W wyniku tego on i jego żona zostają przeklęci: "żeby wam się Teufel urodził, a nie Kind, szatan, nie dziecko". Na świat przychodzi Wiktor – albinos, czy raczej "bezbarwny potwór", którego mieszkańcy wsi będą chcieli się pozbyć.
Tymczasem w oddalonym o sześćdziesiąt kilometrów Kole Bronek Gelda wzbrania się przed propozycją Cyganki wróżącej z ręki. Jego kilkuletnia córka Emilia zostaje później dotkliwie okaleczona przez płomienie, zgodnie z obietnicą: "Piekło ci to dziecko pożre i wypluje jak szmatę!" Paralelne losy dwóch rodzin splatają się w nieoczekiwanym momencie, ale w dający się przewidzieć sposób. Miłość obojga odmieńców wcale nie kończy ciążącego na bohaterach fatum. Wszystkie wydarzenia, dziejące się na przestrzeni sześćdziesięciu sześciu lat, zdają się mieć demoniczne podłoże, a cierpienie potęgują osobiste obsesje i dramatyczne wybory.
Trzem pokoleniom bohaterów przyszło zmierzyć się ze światem zewnętrznym: wojną, codziennością PRL-u i wyzwaniami współczesności. Małecki oddaje atmosferę tamtych lat, delikatnie kreśląc tło. Wysiedlenia, zapach pomarańczy czy chęć szybkiego zysku są jedynie przyprawą do dania głównego, jakim są wewnętrzne rozterki postaci.
Autor przyzwyczaił już nas, że nikogo nie oszczędza w swoich opowiadaniach i powieściach. W "Błędach" ludzie odgryzają sobie usta, "Przemytnik cudu" pokazuje ciemne strony życia w dużym mieście (w którym grasuje człowiek odcinający ludziom stopy), w "Dżozefie" (nominacja do nagrody im. Janusza A. Zajdla) stykamy się ze światem blokersów, "W odbiciu" opowiada o lękach i frustracjach przez pryzmat choroby, zdrady i alkoholu. Małecki łączy w swojej twórczości powieść obyczajową, realizm magiczny, groteskę i fantastykę. Za tę ostatnią został wyróżniony nagrodą Śląkfy (nagroda Śląskiego Klubu Fantastyki) w kategorii Twórca Roku 2011.