Znana krytyczka i literaturoznawczyni oraz autorka znakomitych książek prozatorskich (powieści „Bambino”, „Ku słońcu” i „Na krótko” oraz tom opowiadań „Smaki i dotyki”) w „Umarł mi” podejmuje próbę zapisu żałoby, choć – jak sądzi mama pisarki – jest „za delikatna na śmiertelność”. Sprawozdawczy i rzeczowy, a w wielu fragmentach surowy i pozornie beznamiętny „raport z rozpaczy” porusza od pierwszych zdań (opis „tego” telefonu odebranego w hotelowym pokoju) i trzyma czytelnika za gardło do samego końca („Prawdopodobnie jakoś to będzie, tato. Damy radę”). Całość zajmuje niespełna 130 stron niewielkiego formatu, ale ukrytym w nich ładunkiem emocjonalnym można by obdzielić kilka dużo obszerniejszych tomów.
Już na pierwszych stronach autorka przyznaje, że nie jest gotowa na autobiografię, ale tym razem nie może udawać, iż proces pisania jest od niej oderwany:
„Nie wiem, czy dobrze robię, ponieważ nie wierzę w terapie, w żadne terapie poza tabletkami i samokontrolą, więc nie mogę tego pisania uznać za lekarstwo”.
I nieco wcześniej: „Nie lubię autotematycznych wstawek, mam wrażenie, że zastępują opowieść, gdy przychodzi impas, zagadują, zapisują pustkę”. Iwasiów przezwycięża tę niechęć do ekshibicjonistycznych wyznań samokontrolą właśnie – jej studium utraty jest silnie zdyscyplinowane i formalnie uporządkowane. Następujące po sobie zdania, choć pełne bólu i rozpaczy, są jednocześnie – gdy tylko jest to możliwe – powściągliwe i subtelne. To, co na pierwszy rzut oka może wyglądać na ucieczkę przed szczerym wyznaniem i tłumienie emocji, w istocie jest mozolną próbą ich przepracowania – w sensie literackim i, jak można się domyślać, psychologicznym, czysto osobistym.
Skromne objętościowo, ale niesłychanie treściwe, esencjonalne „Umarł mi” to nie tylko notatki z żałoby i brutalnej konfrontacji ze śmiercią rodzica, ale także literacki portret ojca oraz hołd złożony jego zegarmistrzowskiej profesji, kronika śmierci innych bliższych i dalszych autorce osób (w rozdziale „Doświadczenie” Iwasiów prezentuje coś na kształt wypisów z osobistej „księgi umarłych”), rozprawa na temat funeralnej etykiety, trochę uwag o rodzimych zakładach pogrzebowych czy cmentarzach, wreszcie – zbiór wspomnień, fragmenty autobiografii, mozolna rekonstrukcja wadliwej pamięci.
„Odzyskiwanie pamięci” polega tutaj między innymi na odtwarzaniu ostatniego spotkania córki z ojcem czy ich ostatniej rozmowy telefonicznej. „Mogłabym sprawdzić historię połączeń w telefonie. Gdyby się okazało, że jednak w czwartek, czyli dwa dni przed śmiercią, czy coś by się zmieniło?” – pyta Iwasiów. Trudno byłoby mi wybrać z książki fragmenty „szczególnie poruszające”, bo właściwie tylko z nich składa się „Umarł mi”, ale przymuszony do takiej selekcji na pewno wskazałbym te akapity, w których autorka na przykładach z życia (a raczej: ze śmierci) wziętych ukazuje konfrontację myślenia pragmatycznego i racjonalnego (zdaje się, że również ateistycznego?) z myśleniem magicznym, życzeniowym, nie mającym wiele wspólnego z logiką i trzeźwym osądem sytuacji.
Najmocniejszym chyba przykładem „sprawa garnituru”. Następnego dnia po kremacji okazuje się, że matka i córka pochowały ukochanego krewnego w „niewłaściwym” ubraniu: „Zamiast najnowszego dałyśmy mu to, które wisiało od kilkunastu lat z tyłu szafy”. Iwasiów pisze o odprawianej co kilka dni przez jej mamę „litanii rozpaczy”, która nie może sobie wybaczyć „złego garnituru”:
„Kwestia tego, że materiał spłonął razem z ciałem, nie jest istotna. Prowadzimy tę rozmowę tak, jakby tata leżał w trumnie przyodziany w czerń i z dobrze dobranym krawatem. Jakby chadzał w tym czarnym odzieniu na przyjęcia. […] Prowadzimy tę rozmowę tak, jakbyśmy wierzyły w zmartwychwstanie w odświętnych ubraniach”.
Okazuje się, że bezwzględność śmierci i na tym polega, że atakuje ona nasze – najbardziej nawet zatwardziałe i, zdawać by się mogło, w pełni już ukształtowane – poglądy czy przekonania, wybija z dotychczasowego rytmu, czyni mniejsze lub większe spustoszenia w spokojnej, „normalnej” egzystencji, do której powoli zaczynaliśmy się przyzwyczajać. Zupełnie tak, jakby bez doświadczenia śmierci, w ogóle niewiele dało się powiedzieć na temat nas samych, miłości, cierpienia, życia.
W rozdziale „Pokój ojca”, gdzie Iwasiów opisuje między innymi, jak jej tata w ostatnich latach został zachłannym czytelnikiem (chciał „być na bieżąco”, a kolejnymi lekturami na jeszcze jeden sposób wyznawał miłość swej córce, pisarce i krytyczce literackiej), znajdziemy również taki fragment: „Pokój ojca ma być dla mnie pokojem życia, a przecież jest pokojem śmierci. Co wygra, która wizja zostanie we mnie? Umieranie, którego nie widziałam, czy codzienność, z której do mnie mówił”. Iwasiów pyta o to, czy jeden krótki moment (ojciec osuwa się, upada i w jednej chwili staje się ciałem „do wyniesienia”) jest w stanie zastąpić nam, przeżywającym żałobę, całe życie? Czy śmierć ma aż taką siłę, że nagle zapominamy o licznych minionych latach, o charakterze i pasjach ukochanego krewnego, o jego przyzwyczajeniach, obsesjach, marzeniach, podróżach i wspomnieniach z młodości, a zamiast tego skupiamy się wyłącznie na fakcie, że fizycznie przestał istnieć?
„Umarł mi” Ingi Iwasiów jest próbą odpowiedzi na te pytania. Książka autorki „Bambino” to bardzo osobiste, a jednocześnie przemawiające chyba do każdego z nas, wspomnienie o ojcu, sumiennym zegarmistrzu, który – dzięki pisarskiemu talentowi córki – zostaje na zawsze „ocalony od zapomnienia”. Piękny przykład nierównej, z góry skazanej na niepowodzenie, walki z „bezładem odchodzenia” i buntu przeciwko „skandalowi śmierci”. Subtelny i przejmujący zapis lamentu.
Autor: Grzegorz Wysocki, grudzień 2013
Inga Iwasiów
"Umarł mi. Notatnik żałoby"
Wydanie 1
Okładka twarda, foliowana i lakierowana
ISBN 978-83-7536-564-1