Ostachowicz starał się stworzyć ciekawą, niejednoznaczną i skomplikowaną postać i prawie mu się to udało. Zawiódł jego sposób opowiadania o Magdzie, której problemy, ich przyczyny i skutki, relacjonuje nieraz w sposób bliższy raczej forom internetowym albo kolorowym czasopismom dla pań z klasy średniej, a nie literaturze z ambicjami. Własna taktyka narracyjna ściąga Ostachowicza w stronę "popu" jeszcze bardziej niż by chciał i w efekcie zamiast psychologicznej głębi i aporii życia wewnętrznego otrzymujemy spłaszczony opis introwertyczki, która niezbyt dobrze radzi sobie z ludźmi. Ale przecież Magda jest naprawdę szalona, a jej problemów na pewno nie można nazwać błahymi. Tyle tylko, że jej szaleństwo zupełnie nie przekonuje, nie przyciąga, raczej odpycha, ale również w tym odpychaniu nie ma nic interesującego. Jej emocje, uczucia i czyny, choć przerysowane niemal do granic absurdu, mogłyby jednak u kogoś wzbudzić jakąś elementarną empatię czy zrozumienie. Ale i w tym wypadku Ostachowicz zaczyna przeszkadzać swojej postaci, gdy czyni z niej lekomankę ładującą w siebie gigantyczne ilości supermocnych leków. Wypisałem je sobie, bo to nawet zabawne: Xanax, Bisacodyl, Afobam, Alax, Acodin, Thiocodin, Etizolam, Alprazolam, Luminal, Dormicum, Clonazepam, Antidol, Hypnogen, Flumenazil, Hydroksyzyna i duże ilości aspiryny i alkoholu.
Jeśli aptekarska kreatywność Ostachowicza miała służyć dodaniu do powieści czarnego humoru lub szczypty ironii, to mu się udało. Ale chyba nie to autor miał na myśli. W każdym razie trafniej byłoby określić jego dzieło jako "horror psychiatryczny".