"Hydrozagadka" nawiązuje do amerykańskich komiksów oraz filmów fabularnych, opowiadających o wyczynach herosów, którzy ratują świat – lub przynajmniej jego część – przed zakusami rozmaitych "geniuszy zbrodni". Główny bohater, Jan Walczak (Józef Nowak), na co dzień pracuje jako kreślarz w warszawskim biurze projektowym. To jednak tylko kamuflaż: gdy bezpieczeństwo kraju jest zagrożone, mężczyzna wdziewa strój à la Superman i, jako superbohater As, dzielnie rozprawia się ze złem. "Hydrozagadka" rozpoczyna się właśnie w takiej kryzysowej sytuacji. Podczas fali upałów w Warszawie zaczynają dziać się dziwne rzeczy: w mieszkaniach nie ma wody, a w Wiśle znaleziono radioaktywną i w dodatku ugotowaną rybę. Sprawcą całego zamieszania jest doktor Plama (Zdzisław Maklakiewicz), "bezwzględnie inteligentny" (jak sam o sobie mówi) szwarccharakter, który prowadzi tajemnicze interesy z maharadżą pustynnego Kaburu (Roman Kłosowski). Plan obmyślony przez złoczyńcę jest prawdziwie misterny, ale jeden człowiek może pomieszać szyki przestępcy. Ku zgrozie doktora Plamy naukowcy wzywają na pomoc niezłomnego i nieprzekupnego As.
W filmie Kondratiuka od początku do końca wszystko jest absurdalne. Fabuła ma jedynie pozory logiki, w akcji pojawiają się luki, aktorzy wymawiają kwestie w ostentacyjnie sztuczny sposób. Nonsensów tu nie brakuje: żony maharadży okazują się być rosłymi mężczyznami, przybysz ze wschodu witany jest na lotnisku przez karła przebranego za góralskie dziecko, a dróżnik, który ocknął się z alkoholowego upojenia ni stąd ni zowąd recytuje fragment "Hamleta" ("Niech ryczy z bólu ranny łoś, Zwierz zdrów przebiega knieje. Ktoś nie śpi, aby spać mógł ktoś, To są zwyczajne dzieje"). Kondratiuk demonstracyjnie podkreśla sztuczność i kiczowatość przedstawionej historii nie tylko na poziomie fabuły, ale i formy. Montaż jest niedbały, przejścia pomiędzy poszczególnymi scenami niespójne, muzyka eklektyczna. Sam reżyser przyznawał po latach, że "Hydrozagadka" miała być totalną kpiną, czystą, bezpretensjonalną zabawą.
A jednak w zwariowanej komedii można znaleźć pewne elementy krytyczne, wymierzone tyleż w schematyczną amerykańską popkulturę, co w polską rzeczywistość. Strategia Kondratiuka jest zupełnie inna niż np. późniejsza strategia Stanisława Barei, który przerysowywał realne sytuacje społeczne, aby uwydatnić ich absurd. Reżyser "Hydrozagadki" całkowicie stroni od socjologicznego konkretu, za to projektuje elementy peerelowskiej rzeczywistości na komiksowy świat popkultury, co daje jeszcze bardziej absurdalny efekt. Postaci w "Hydrozagadce" są parodią bohaterów znanych z kina socrealistycznego i kryminałów milicyjnych: z jednej strony mamy tu złowieszczego przybysza z zagranicy, polskiego zdrajcę, oraz playboya zapatrzonego w kulturę zachodnią, z drugiej nieskazitelnego pod względem moralnym obrońcę społeczeństwa Asa. Slogany wypowiadane z patosem przez superherosa ("To alkohol – największa trucizna!", "Ważne jest przestrzeganie przepisów BHP, zwłaszcza na kolei!") jako żywo przypominają hasła lansowane w oficjalnej kulturze. Kondratiuk bezlitośnie wyśmiewa naiwną peerelowską dydaktykę. Wydaje się, że poprzez stylizację filmu na kicz, reżyser chciał skarykaturyzować i ośmieszyć siermiężność polskiej kultury socjalistycznej.
Przyczyn późniejszej popularności
"Hydrozagadki" należy jednak szukać nie tyle w kulturowo-społecznym podtekście, ile w nowatorskiej formie. Obraz Kondratiuka w pewien sposób zapowiada dużo późniejsze żarty filmowe, np. produkcje Zespołu Filmowego Skurcz. Inaczej niż kultowe dzieła takie jak
"Rejs" czy
"Miś", komedia reżysera
"Wrzeciona czasu" z pewnością nie przypadnie do gustu wszystkim widzom: to film dla wielbicieli poetyki absurdu i czystego nonsensu, gier z konwencjami i z kiczem. Jako pierwszy przykład filmowego kampu znad Wisły
"Hydrozagadka" ma jednak zapewnione miejsce w historii polskiego kina.