Pomiędzy 1919 a 1939 rokiem liczba mieszkańców Warszawy wzrosła z niecałych 840 tysięcy do prawie miliona trzystu osób. Do stolicy ciągnęli przede wszystkim niewykształceni mieszkańcy wsi, szukający pracy w rozrastających się zakładach przemysłowych i fabrykach. Liczba mieszkańców stolicy rosła, nie przybywało jednak mieszkań, na które robotników byłoby stać. Aż do 1926 roku w Warszawie nie wybudowano ani jednego nowego mieszkania mniejszego niż trzypokojowe! Przeprowadzane w 1919, 1921 i 1931 roku spisy powszechne pokazują, jak dramatyczna była sytuacja mieszkaniowa najmniej zarabiających mieszkańców miasta: średnia wielkość mieszkania wynosiła wówczas 22,3 m2, czynsz pochłaniał jedną trzecią dochodów rodziny, znaczna część tanich mieszkań nie miała kanalizacji i prądu, a na zakup lokum stać było tylko najbogatszych.
W XXI wieku lubimy wspominać przedwojenną Warszawę jako "Paryż Północy", tętniącą życiem metropolię z pięknymi bulwarami i parkami, pałacową zabudową Alei Ujazdowskich, majętnymi spacerowiczami na Nowym Świecie, eleganckimi kamienicami na Marszałkowskiej. To opis niepełny, bo w tym samym czasie tuż obok traktów spacerowych, w ciemnych podwórkach i pozbawionych prądu suterenach mieszkały robotnicze rodziny, o których dziś rzadko się pamięta.
Ten obraz przedwojennej stolicy Filip Springer przywołuje w pierwszej części swojej książki pt. "13 pięter". Tom zaczyna się dramatycznie – od wyliczania samobójstw, popełnianych przez eksmitowanych lokatorów, czy od zestawienia różnych opinii o miejscu własnego zamieszkania (wspomnienia mieszkanki ogromnego mieszkania w kamienicy, wyposażonego w osobny pokój nawet dla psa, Springer cytuje obok opisu pięciometrowego pokoju, zamieszkanego przez wielodzietną rodzinę ).