Z przyrodniczego punktu widzenia w lesie nie ma gatunków szkodliwych. Słowo "szkodnik" wymyślił człowiek. Gatunek, który jako jedyny tak przekształcił przyrodę, że sam może siebie doprowadzić do zagłady.
Przytoczona powyżej wypowiedź wicedyrektora Białowieskiego Parku Narodowego, Aleksandra Bołbota jest tylko jedną z perspektyw prezentowanych w reportażu Doroty Borodaj. Punktem wyjścia dla tej historii są protesty z 2017 roku wywołane masową wycinką świerkowego drzewostanu, które argumentowane były walką z gradacją kornika drukarza (ips typographus). Obydwie strony konfliktu swoje działania motywowały troską o to, jaki las zostawią przyszłym pokoleniom. Ścierały się tu jednak dwa przeciwstawne podejścia do przyrody: przekonanie o tym, że trzeba stawiać na naturalne procesy i na dłuższą metę przyroda poradzi sobie sama bez ludzkiej ingerencji, jak i podejście, wedle którego najlepszym rozwiązaniem dla puszczy jest sterowana przez człowieka gospodarka leśna.
Autorka wsłuchuje się w głosy mieszkańców puszczańskich miejscowości, naukowców, osób zaangażowanych w protesty (tutejszych i przyjezdnych). Dzięki temu całość składa się w polifoniczną narrację – choć przy pewnych dysproporcjach ("Niewielu leśników zgodziło się ze mną rozmawiać" – przyznaje w pewnym momencie reportażystka). Jak pisze Borodaj: "[...] walka toczy się nie tylko w lesie, ale i w głowach ludzi. To była walka na opowieści". Narracje snute przez organizacje przyrodnicze zderzają się ze stanowiskami ministerstwa środowiska, nadleśnictw, jak też i części lokalnej społeczności. Tu sprzeciw wywołują choćby twierdzenia ekolożek o pierwotnym charakterze puszczy – wedle konkurencyjnej narracji puszcza jest dziełem ludzkich rąk (jednym z dowodów na poparcie tej tezy był nagrobek na cmentarzu w Hajnówce z napisem: "Ten las ja sadziłam"). Wciąż żywa była pamięć o dużych nasadzeniach prowadzonych w latach 30. i w czasach PRL-u, które miały zapobiec dewastacji lasu wywołanej rabunkową gospodarką w trakcie niemieckiej okupacji podczas I wojny światowej i intensywnymi wycinkami w latach dwudziestych (gdy rząd polski dał koncesję na pozyskiwanie drewna w puszczy brytyjskiej spółce Century Trust Ltd.) – choć objęły one stosunkowo niewielki obszar puszczy. Wpływ na te postawy miał również wysoki status społeczny leśników ("U nas batiuszka, ksiądz i leśniczy to od zawsze największe autorytety") i historyczne znaczenie przemysłu drzewnego, na którym wyrosła choćby największa przypuszczańska miejscowość – Hajnówka (w zaprojektowanym w latach 60. XX wieku herbie miasta są trzy świerki i piła tarczowa).
W "Szkodnikach" Borodaj ukazuje mechanizmy prowadzące do polaryzacji i radykalizacji postaw w mikroskali: "Wyrosły też mury między ludźmi: kto jest za, kto przeciw, komu za co płacą i ile kto bierze. Sąsiad na sąsiada źle patrzył, podejrzliwie. Hanna wiedziała, że nie tylko las wyjdzie z tego sporu poraniony". W tym kontekście szczególnie ciekawe są także fragmenty, w których uczestniczki i uczestnicy Obozu dla Puszczy konfrontują się ze swoimi postawami sprzed kilku lat – pojawiają się np. głosy, że choć nadal tak samo broniliby puszczy, to bardziej niuansowaliby swoją opowieść i nie postrzegali tego sporu wyłącznie w kategoriach czerni i bieli. Przytoczone przez reportażystkę historie udowadniają również, że świat jest o wiele bardziej złożony, niż nam się często wydaje i wytrącają ze słodkiego komfortu ulegania stereotypom, jak np. w rozdziale o jednym z uczestników puszczańskich blokad, tropicielu kłusowników i gorliwym katoliku o konserwatywnych poglądach, który argumentując za swoim zaangażowaniem w ekologiczne protesty, sięga po cytaty z encyklik Jana Pawła II i dodaje, że "natura nie jest ani prawicowa, ani lewicowa".
Autorka nakreśla również szersze tło społeczno-historyczne odsłaniające korzenie tego konfliktu. Przywołuje rok 1994, kiedy to aktywiści Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot przywieźli na warszawski plac Zamkowy pień ściętego w Puszczy trzystuletniego dębu i rozpoczęli kampanię na rzecz objęcia całej puszczy parkiem narodowym czy rok 2000, kiedy realizacja tego projektu została storpedowana w wyniku protestów leśników i miejscowej społeczności. Choć nie jest to przewodnią intencją autorki, przy okazji otrzymujemy zatem wprowadzenie do politycznej historii Puszczy Białowieskiej ostatnich kilku dekad. Poszerzenie kontekstu historycznego przynosi zresztą wiele zaskoczeń – jak fakt, że pierwsza kadencja Jana Szyszki w roli ministra ochrony środowiska (w latach 1997-1999 w rządzie Jerzego Buzka) wśród części środowiska przyrodników rozbudziła nadzieję na objęcie całości puszczy parkiem narodowym, albo to, że walka z gradacją kornika drukarza była używana jako argument przeciwko utworzeniu parku narodowego w dwudziestoleciu międzywojennym.
Zgodnie z podtytułem reportaż traktuje "o ludziach, drzewach i maszynach w Puszczy Białowieskiej". "Szkodniki" ukazują więc skomplikowaną sieć relacji, w której swoje role odgrywają nie tylko aktorzy ludzcy, lecz także pozaludzcy: świerki i wypierające je graby, chronione unijnymi dyrektywami ptasimi dzięcioł białogrzbiety i trójpalczasty czy zgniotek cynobrowy i ponurek Schneidera – zagrożone gatunki chrząszcza starych puszcz bytujące w martwych drzewach. A także maszyny: harwestery (leśne kombajny, które są w stanie ściąć dwieście drzew na godzinę) i forwardery (ciągniki wywożące z lasu ścięte drzewa), wojskowe ciężarówki, koparki, wywrotki i betoniarki firm budujących graniczny mur, które zamieniają leśne tryby w błotniste rowy.
Ostatnia część książki będąca bolesnym i niekończącym się postscriptum odnosi się do tragedii uchodźców wplątanych w cyniczną grę reżimu Łukaszenki i przemierzających puszczę w poszukiwaniu lepszego życia – puszczę przeciętą granicą państwa, obwarowaną murem i zasiekami z concertiny (drutu żyletkowego) i analogiczną zaporą po białoruskiej stronie lasu (tzw. sistemą), za którą migranci są wypychani przez polskie służby. W książce o doświadczeniu kryzysu humanitarnego w najbliższej okolicy w dużej mierze opowiadają osoby zaangażowane w protesty z 2017 roku – nagle las, o który walczyli, przyniósł innym cierpienie i śmierć, a w sąsiedztwie znów zaroiło się od służb mundurowych. "Nieco ponad trzy lata, tyle trwał spokój po tym, jak wypędziliśmy z puszczy harwestery" – mówi jedna z rozmówczyń reporterki.
"Szkodniki" to poruszająca literatura faktu wysokiej próby – reporterski konkret bez niepotrzebnych ozdobników, publicystycznych wtrętów i niepopartych źródłami rozważań. W trakcie lektury da się odczuć, że autorka wykonała zarówno solidną pracę w terenie, jak i pogłębiony research: kwerendę lokalnej prasy, regionalistycznych publikacji, opracowań naukowych, przemówień polityków i aktów prawnych. W rezultacie powstała złożona i wielowątkowa opowieść o sporze o "najcenniejszy polski las" – jak zgodnie przyznawały obie strony konfliktu – o wiele bardziej złożona i zniuansowana niż wycinek tego obrazu wyłaniający się z prasowych nagłówków.
Dorota Borodaj – Szkodniki
Wydawnictwo Dowody
Warszawa 2024
Liczba stron: 280
Okładka: Twarda
ISBN: 978-83-66778-60-3