Andrzej Czyżewski, autor "Pięknego dwudziestoletniego. Biografii Marka Hłaski", z zawodu architekt, jest bratem ciotecznym bohatera. Obok wspomnień o sławnym krewniaku zamieszcza niepublikowane wcześniej listy, dokumenty i zdjęcia.
Biografia Czyżewskiego jest udaną próbą uporządkowania faktów z krótkiego, acz bogatego życia niepokornego twórcy, obfitującego w tak niezwykłe wydarzenia, że śmiało mogłyby stanowić kanwę wieloodcinkowego serialu, z sensacyjnym dreszczem. Wyłania się z nich wszakże zupełnie inny portret pisarza, niż powszechnie znany. Daleko odbiegający od obrazu Hłaski brutala, prymitywa, hulaki i obiboka, jaki pokutuje w powszechnej świadomości, podsycany niewiarygodnymi relacjami rzekomych przyjaciół, po części donosicieli, niekiedy nawet z profesorskimi cenzusami.
Fotografie rodzinne z dzieciństwa Marka pokazują go jako drobnego chłopca o miękkich, dziecięcych rysach twarzy, zawsze jednak z filuternym błyskiem w oku. Wizerunek dorosłego Hłaski utrwalony na dziesiątkach późniejszych zdjęć – rosłego, krzepkiego mężczyzny, o pomarszczonym czole, ironicznym wejrzeniu, z nieodłącznym papierosem przyklejonym do kapryśnie wykrzywionych warg – był odreagowaniem dziecięcych kompleksów mikrusa i maminsynka. "Nie mógł jeszcze widzieć ani »Casablanki« z Humphreyem Bogartem, ani Jamesa Deana – odnotowuje Czyżewski. – Sam wymyślił tę pozę". Pozę twardziela, z przywdzianą maską powagi, pod którą skrywał czułą i wrażliwą duszę wiecznego chłopca.
Pozostał nim do końca życia, bo też nigdy nie udało mu zerwać pępowiny łączącej go z apodyktyczną matką. Stale deklarującą zatroskanie o syna, domagającą się nieustannej uwagi i bezgranicznej miłości, której sama jednak nie umiała mu okazywać. Jej zaborczość i zazdrość zaważyła na późniejszych relacjach Hłaski z kobietami, w których równie szybko się zakochiwał, jak też przed nimi uciekał. (Z listu do matki: "Byłem nie sam i teraz mąż tej pani ma do mnie idiotyczne pretensje – o co? Nie wiem").
Interesujące są zachowane przez Andrzeja Czyżewskiego chłopięce listy Marka, w których wypytuje swego o trzy lata starszego kuzyna o modele ostatnio składanych samolotów i dopomina się o ich rysunki. Dziecięce zauroczenie awiacją dopełni Hłasko w Stanach Zjednoczonych ukończonym kursem pilotażu i uprawnieniami do samodzielnego latania.
Czarna legenda Marka Hłaski zaczęła się niewinnie, od pomysłu Igora Newerlego, który – doceniając potencjał zawarty w jego opowiadaniu o życiu pracowników bazy samochodowej – we wstępie do almanachu tekstów młodych ludzi na literackim starcie opisał go jako kierowcę, wręczającego mu manuskrypt rękami czarnymi od smarów. Sam zainteresowany podtrzymywał później mołojecką sławę proletariusza zarówno piórem, jak i zachowaniem. Andrzej Czyżewski zdradza, jak było naprawdę:
Kiedy się czyta "Następnego do raju", odnosi się wrażenie, że autor pędził całe życie przy wywózce drewna z lasu, tak plastyczne i sugestywne są opisy miejsc, wrażeń i doświadczeń. Jednak sześć tygodni dla rozpieszczonego inteligenckiego maminsynka, który tylko udaje zabijakę, chojraka i silnego mężczyznę, to szmat czasu. Wrażliwy chłopak został skierowany do trudnej i niebezpiecznej pracy w dzikiej i pustej okolicy, dostał się pomiędzy bardzo różnych i bardzo dorosłych w swych doświadczeniach ludzi.
W "Pięknych dwudziestoletnich" Hłasko wspomina swoje pisarskie przymiarki, kiedy to w trzy noce – w kuchni, na desce do prasowania – napisał dwustustronicową powieść, którą później oceniał sam Bohdan Czeszko. "Tyle, że fragmenty te powstawały przez cały rok" – stwierdza jego biograf, świadom faktu, że autor swoje utwory wielokrotnie przepisywał, a więc swój "niedbały i swobodny styl" okupywał mozolną pracą.
Marek Hłasko, o czym doskonale świadczy jego pisarski dorobek, był pracowity. Lubił jednak znaleźć się niekiedy w typowo męskim towarzystwie, jakkolwiek "miał słabą głowę i nie najlepsze zdrowie. Silny mężczyzna, za jakiego chciał uchodzić, musi przecież umieć pić. […] A opinię alkoholika robili mu potem ci z jego satelitów, którzy go najsilniej do wódki namawiali". Potwierdza to w swojej relacji Józef Hen: "nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że to inni go rozpijali. Każdy chciał się z nim napić. Snobowano się na to".
Sam Hłasko w liście do Jana Nowaka-Jeziorańskiego wspominał ze smutkiem ciągnącą się za nim mołojecką sławę z Polski:
Ludziom łatwiej przychodzi sądzenie człowieka z tej strony, od której człowieka widzą, czy inaczej – od której chcieliby mnie widzieć. Jeśli ja pójdę raz na miesiąc, czy raz na tydzień zabawić się do nocnego lokalu – widzi mnie przy tym 50 osób. Ale nikt mnie nie widzi w czasie tych godzin, w których samotnie siedzę i usiłuję pracować.
Przy wszystkim zaletach i odkryciach tej biografii trzeba również podkreślić, że w żadnej mierze nie jest to pisarstwo apologetyczne (ani też swojsko okazjonalne, wspomnieniowe, rodzinne, przyczynkarskie, etc.). Andrzej Czyżewski jawi się tu przede wszystkim jako wyborny stylista, co sprawia, że czyta się go doskonale. Jego spojrzenie na pisarstwo ciotecznego brata jest zarazem zdecydowanie obiektywne, wytrzymując w tej mierze konkurencję z pracami profesjonalnych badaczy literatury. W formie konkluzji warto przytoczyć choćby drobną próbkę jego stylu:
Pisarstwo Hłaski cechuje bezlitosna obserwacja ubogiej, beznadziejnej codzienności przedstawianej z desperacką szczerością i odwagą. Ta twórczość wpisała się znakomicie w ówczesną atmosferę. Nadzieję dawała nie kolejnymi obietnicami lepszej przyszłości, ale brutalnym pokazaniem, że to co jest, jest tak rozpaczliwe i ponure, że musi się zmienić. Hłasko zaczął być uznawany przez swoich czytelników za pisarza, który nie kłamie. Ci, którzy buntowali się przeciw rzeczywistości, widzieli w nim swojego rzecznika. Na fali tego powszechnego entuzjastycznego odbioru został wyniesiony wyżej i dalej, niż się spodziewał i chciał.