Friedrich Gross, ambona w kościele św. Marii Magdaleny we Wrocławiu, 1581, fot. Jakub Jagiełło
Manierystyczna ambona w kościele św. Marii Magdaleny to dzieło wyjątkowe nie tylko ze względów artystycznych, ale także ideowych.
Pod koniec II wojny światowej i w okresie powojennym wiele śląskich zabytków, zwłaszcza renesansowych i późniejszych - nie dających się podpiąć pod piastowski rodowód tych ziem, znacznie ucierpiało. Pożary niszczyły drewniane wyposażenie świątyń, spadające sklepienia i bombardowania szkodziły również trwalszym zabytkom z kamienia. Następnie przyszedł czas niszczenia niemieckich inskrypcji i "przerabiania" zachowanego wyposażenia kościołów na bardziej polskie. Manierystyczna ambona w kościele św. Marii Magdaleny ucierpiała dwukrotnie. Pierwszy raz podczas zdobywania Wrocławia w 1945 roku, kiedy zniszczeniu uległy dekoracje baldachimu, schody oraz bramka. Drugi raz, podczas purystycznej konserwacji w latach 1971-1974, kiedy zniknęły aniołki z baldachimu. Odnalazły się dopiero po ponad trzydziestu latach - na aukcji.
A mamy tu do czynienia z dziełem wyjątkowym, nie tylko ze względów artystycznych, ale także ideowych. Na niezachowanej bramce znajdowała się data oraz sygnatura: "ANNO DOMINI 1581 DURCH FRIEDRICH GROSS" ("Roku Pańskiego 1581 przez Friedricha Grossa"). Umieszczanie nad wejściem na ambonę sygnatury było dość typowym zabiegiem w tym czasie, w przypadku artystów mających wysokie mniemanie o swoich zdolnościach plastycznych. Na słynnej ambonie w Ząbkowicach Śląskich swój podpis w 1619 roku złożył Johann Grünberger, rzeźbiarz z Saksonii. Być może skopiował ten pomysł z ambony wrocławskiej.
Friedrich Gross, zwany Starszym, pochodził z Mostu w Czechach. Nauki odbierał w saksońskim warsztacie Hansa II Walthera - przedstawiciela najbardziej zasłużonej rodziny rzeźbiarskiej na tym terenie. We Wrocławiu pojawił się w połowie lat 70. XVI wieku, kiedy kariera pochodzących z Niderlandów braci Fleiserów zbliżała się ku końcowi. Czemu opuścił rodzinny kraj - trudno stwierdzić. Niemniej musiał zapowiadać się bardzo dobrze, skoro na cel swojej wędrówki obrał stolicę Dolnego Śląska. Przebywał tu i tworzył aż do swojej śmierci w 1589 roku. Warsztat oraz wdowę po artyście "przejął" jego uczeń, wybitny amsterdamczyk, Gerhard Hendrik.
Ambonę w kościele św. Marii Magdaleny można potraktować jako swoisty pokaz umiejętności rzeźbiarza - stąd zapewne też jego podpis, który należy traktować jako zręczny zabieg reklamowy. Do konstrukcji tego dzieła Gross zastosował całą paletę dostępnych wtedy materiałów, które uczyniły ambonę kolorową - a więc modną wedle ówczesnych kryteriów. I tak, podstawę oraz elementy konstrukcje wykonano tradycyjnie z piaskowca. Kolumienki kosza powstały z zielonego marmuru, płaskorzeźby - z alabastru z podlwowskich kamieniołomów, a tła inskrypcji - ze ślężańskiego gabro. Do tak skomplikowanego dzieła zatrudnieni zostali liczni pomocnicy: Bartholomeus Fichtenberger - malarz, Stefan Götz - ludwisarz oraz Christoph Weirach - ślusarz. Drugi z nich pochodził ze znanej wielowiekowej wrocławskiej rodziny odlewników, którzy zmonopolizowali rynek odlewania dzwonów kościelnych na Śląsku na długi czas. Do ambony wykonał piękne drzwiczki mosiężne umieszczone w bramce. Dzięki znanym rachunkom można obliczyć koszt wykonania całej ambony: ok. 500 talarów. Spora to była suma na owe czasy, porównywalna z wykonaniem kilku drewnianych ambon podobnej wielkości.
Nie moglibyśmy jednak docenić w pełni kunsztu Friedricha Grossa St., gdyby nie specyficzne tematy ambonowych przedstawień, w których artysta ten mógł się wykazać. Wszystkie reliefy korpusowe realizują melanchtońską dewizę "Verbum Domine Manet in Aeternum" ("Słowo Pańskie pozostanie na Wieczność"). Ideę tę uosabia "Eliasz zsyłający ogień na oddziały Ochozjasza" - Słowo Pańskie jest niezawodną bronią o niszczycielskiej sile. Należy tu wspomnieć, że temat ten jest niesłychanie rzadko przedstawiany, a przykłady można wyliczyć na palcach jednej ręki. W tę samą wymowę wpisuje się relief "Zburzenia Murów Jerycha". Z goła odmienny jest wydźwięk pozostałych dwóch scen: "Dawida i Goliata" oraz "Daniela w lwiej jamie". W tych przypadkach Słowo Pańskie jest nadzieją, która może uratować z opresji. Bardzo ciekawym i rzadko spotykanym przedstawieniem pozostaje również umieszczony pod schodami smok, metafora grzechu. Wchodząc na ambonę kapłan przechodził nad nim, symbolicznie go depcząc. Kosz ambony wspiera się na trzech aniołach - boskich pomocnikach, którzy "unoszą w górę" kaznodzieję podczas głoszenia Słowa Pańskiego. Na Śląsku to rozwiązanie tak się spodobało, że na wrocławskiej podporze były wzorowane inne. Czasem też podporę dla luterańskiego kaznodziei stanowił Mojżesz, Habakuk, a nawet św. Andrzej lub św. Krzysztof.
Obeznany w świecie pastor kościoła św. Marii Magdaleny, Lucas Pollio wyposażył ambonę w inskrypcje w pięciu różnych językach. Pod tym względem to chyba jedyne tak "międzynarodowe" dzieło w Europie Środkowej. W kartuszach na koszu oraz na baldachimie inskrypcje napisano w języku łacińskim, greckim, aramejskim i hebrajskim - a więc w najstarszych językach związanych z chrześcijaństwem, jakie były znane w XVI wieku. W pozostałych miejscach pojawia się tradycyjnie język niemiecki. Do stworzenia inskrypcji potrzebne były osoby o niezwykłej erudycji. Czy wszystkie tłumaczenia zawdzięczamy pastorowi Lucasowi Pollio - tego nie wiadomo. Greckie napisy zawarto również w epitafiach wyjątkowo wyedukowanych uznanych osób - pierwszego wrocławskiego pastora i teologa Johanna Hessa oraz założyciela i nauczyciela w złotoryjskim gimnazjum - Valentina Trotzendorfa. W obu tych przypadkach dwujęzyczne inskrypcje miały podkreślać erudycję zmarłych osób. We wrocławskiej ambonie autor programu treściowego sam podkreślił swoją erudycję kilkakrotnie.
Autor: Jakub Jagiełło, grudzień 2009.
- Friedrich Gross
ambona w kościele św. Marii Magdaleny we Wrocławiu
1581