Ten utwór sceniczny o formule „żywego obrazu” był niemal zupełnie pozbawiony akcji, co stanowiło znaczące novum w kontekście przyjętych w tym czasie konwencji teatralnych. Towarzyszyły mu natomiast odtwarzane z dużą siłą efekty akustyczne, takie jak zapisy przemówień, programów telewizyjnych i radiowych, odgłosy defilad, ulicy, zakładów produkcyjnych itd. Galeryjna wersja "Autobusu" przedstawiała znieruchomiałą na niewidocznym podeście grupę figuralną, sugerującą zbiór pasażerów i kierowcę upiornego pojazdu, którą wydobywało z mroku silne, oślepiające światło reflektorów. Ubrani na szaro pasażerowie od czasu do czasu wydobywali z siebie bezdźwięczny krzyk, przechodzący w grymas histerycznego śmiechu. Inne zmiany na twarzach i w ułożeniu ciał aktorów były wynikiem ich długiego trwania w bezruchu w opresyjnym oświetleniu. Kierowca zastygł z nogą na pedale i tylko jedna z kobiet regularnie powtarzała co jakiś czas ruchy przypominające rodzenie dziecka.
Czas spektaklu był nieokreślony, miał trwać do wyjścia z sali ostatniego widza.
"Wydawało nam się na początku, że to będzie zwykła prowokacja wobec publiczności, która popatrzy i za chwilę wyjdzie. Ale minął kwadrans i nie wyszła, minęło dwadzieścia minut i nie wyszła, potem pół godziny, czterdzieści minut i wciąż nie wychodziła, więc wyszarpnąłem kabel zasilania, magnetofon stanął, zapaliłem światło na widowni, a ludzie wciąż trwali w jakimś dziwnym transie przejętym z tego obrazu." – wspominał Wojciech Krukowski.
"Autobus II" był interwencją w otwartej przestrzeni, a zarazem artystyczną transformacją pierwszego wystawienia dzieła. W bieszczadzkiej Wetlinie wykorzystano wrak prawdziwego autobusu porzuconego na poboczu drogi. Spektakl trwał ponad godzinę i brało w nim udział około 30-40 aktorów Akademii Ruchu, którzy przyjęli nieruchome pozy, tak jak we wcześniejszej wersji. Przygodną widownię stanowili okoliczni mieszkańcu, kursujący między miasteczkiem a stacją kolejową.
Ewa Gorządek