[Adam Zagajewski: Anteny. Biblioteka Poetycka Wydawnictwa a5 pod redakcją Ryszarda Krynickiego, tom 49, Kraków 2005, s. 96.]
1. Poeta w każdym wierszu - chce tego czy nie chce, wprost lub nie wprost - definiuje poezję. Refleksja na temat poezji okazuje się - wcześniej lub później, nie ma to większego znaczenia - równie ważna jak refleksja na temat otaczającej rzeczywistości, świata w którym się żyje. "Wiersze to krótkie tragedie, przenośne jak radio tranzystorowe" - mówi pół żartem, pół serio Adam Zagajewski w wierszu Rzym, miasto otwarte, a także: "Poezja często znika i zostają tylko zapałki", ale już w Delfinach - mniej żartem, bardziej serio: "czasem w pustce nagle rodzi się poezja", zaś w Idź przez to miasto tylko i wyłącznie serio zastanawia się nad tym, czym się zajmuje od lat i co go od początku do końca określa:
Kim miałeś zostać, nie wiadomo.
Dlaczego ty, który tak lubisz milczeć
i tylko w milczeniu jesteś mistrzem,
w słuchaniu słów, melodii i ciszy,
zacząłeś mówić, nie wiadomo.
Nie wie dlaczego zaczął mówić, to znaczy - pisać wiersze. Nie jest pewien: "Czy wystarczy nam olśnienie poezją" (Rozmowa), ale jest pewien, że: "Poezja jest radością pod którą kryje się rozpacz. A pod rozpaczą/ znowu jest radość" (Anteny w deszczu). W chwilach zwątpienia zwraca się do umarłych poetów, zarówno do tych, którzy odeszli przed wiekami, jak i do tych, którzy odeszli rok, dwa, trzy lata temu, parę miesięcy temu. Kimś takim jest żyjąca w IV wieku p.n.e., zmarła w wieku zaledwie 19 lat, grecka poetka Erinna z Telos, po której zostało: "zaledwie kilka heksametrów/ i epigram o koniku polnym", a także - czego można dowiedzieć się z popularnego "Słownika kultury antycznej" pod redakcją Lidii Winniczuk - dwa utwory na śmierć przyjaciółki Baukis oraz pochwała portretu Agatarchis. Kimś takim są Josif Brodski i Czesław Miłosz.
Ten pierwszy pojawia się w utworach Liturgia prawosławna oraz Temat: Brodski. Recytuje swoje wiersze tak, jakby się modlił, jakby "wierzył za nas" i dostępował wniebowzięcia, tym samym zaś przeciwstawia poezję nieskończoności ("Poezja versus Nieskończoność", jak twierdzi podmiot, utrzymanego w poetyce akademickiego wykładu, tekstu Zagajewskiego). Ten drugi zjawia się w utworze Czytając Miłosza, będącym wyrazem hołdu, jaki tylko poeta może złożyć poecie. Autor Anten do autora Ocalenia, którego nazywa jednocześnie bogaczem i biedakiem, zwraca się bezpośrednio, niczym do kogoś, kogo się dobrze zna, kogo można poprosić o radę, ale także jak do kogoś, z kim można się spierać, dyskutować, polemizować. Rozmawia z nim zaskoczony i zdziwiony wiedzą, jaką dzięki niemu, dzięki lekturze jego książek, zdobył: że poeta winien starać się mówić "więcej/ niż można - ponad poezję", że "każdy dzień jest świętem" i że dzięki poezji życie objawia się w doskonałej, a przez to dumnej pełni. Choćby tylko na chwilę, na jedną jedyną chwilę.
Kimś takim jak Erinna z Telos, jak Josif Brodski i Czesław Miłosz, są również: austriacki poeta Georg Trakl, którego wiersze śpiewały niemieckie kosy (Kropla deszczu), niemiecki prozaik W.G. Sebald wypowiadający w swoich tajemniczych książkach (nawiasem mówiąc, do polskiego wydania jego dzieła Czuję. Zawrót głowy w przekładzie Małgorzaty Łukasiewicz Zagajewski napisał pełne empatii posłowie) zachwyt i przerażenie (Nasz świat) i wreszcie William Blake: "który ciężko pracował/ i żył w biedzie, ale nie w rozpaczy" i co najważniejsze: "nie tracił nadziei ponieważ nadzieja/ rodziła się wciąż od nowa jak oddech" (Blake).
Opisując świat, Adam Zagajewski - wzorem starych mistrzów - daje wyraz wiary w potęgę życia. Co warte podkreślenia, sam należy do tych poetów, którzy pocieszenia szukają nie tylko w poezji, ale także w malarstwie, w muzyce. Widzimy go więc zapatrzonego w obrazy Zurbarana, Vermeera, Caravaggia. Widzimy go zasłuchanego w muzykę Mozarta, Beethovena, Brahmsa, Schuberta, Chopina, Mahlera, Szostakowicza, Lutosławskiego (Muzyka słuchana z tobą), Bacha (Anteny w deszczu), i znów Bacha oraz Schuberta (Zawieja), Haendla i jeszcze raz Schuberta, i jeszcze raz Mahlera (Kathleen Ferrier). Ale nie tylko. Także zasłuchanego w bluesowe i jazzowe standardy w interpretacji Billie Holiday (Sylwester 2004), w rockandrollowe przeboje grupy The Beatles (Zależy który), w piosenki country (Anteny w deszczu).
Jak się wydaje, właśnie muzyka jako taka najbardziej odpowiada jego temperamentowi, najefektowniej pobudza jego wyobraźnię, współgra z jego osobowością, współbrzmi z jego emocjonalnością. "Muzyka słuchana z tobą/ zostanie na zawsze z nami" - twierdzi w inicjalnym dystychu wiersza Muzyka słuchana z tobą, a w dystychu finalnym: "Muzyka słuchana z tobą/ zamilknie razem z nami", natomiast w korespondującym z tym utworem wierszu Muzyka słuchana całym sobą zapewnia i poświadcza: "Muzyka słuchana z tobą/ była więcej niż muzyką", bowiem dzięki temu: "radość którą odczuwaliśmy/ była prawdziwą radością".
Muzyka jako emanacja miłości? Ależ tak! Ale także jako wyraz poznania i samopoznania. Dzięki muzyce można usłyszeć coś, czego usłyszeć nie można, wszak w Zawiei poeta wyznaje: "Słuchaliśmy długo muzyki" i nagle: "przez moment słuchaliśmy milczenia". I odwrotnie, wyznaje poeta w Epitalamium: "Bez milczenia nie byłoby muzyki", bez milczenia nie byłoby miłości. Funkcją zarówno muzyki, jak i miłości okazuje się czas:
Tylko miłość i czas, jeśli się pogodzą,
pozwalają nam zobaczyć drugiego człowieka
w jego tajemniczej, skomplikowanej istocie,
rozwijającej się powoli i pewnie, jak nowe miasto
na równinie lub wśród zielonych wzgórz
2. Tu i tam, skądś dokądś. Ciągle w ruchu, ciągle przed siebie, nieustannie w drodze. Z miasta do miasta, z kraju do kraju, z kontynentu na kontynent, z jednego krańca świata na drugi. Bohater Adama Zagajewskiego to podróżnik z krwi i kości. Jest jednym z "uwięzionych w podróży" (Syrakuzy), jednym z żyjących: "spokojnie,/ skromnie - na walizkach,/ w poczekalniach, w samolocie, pociągu" (Podwodne miasto).
Spotykamy go (jego samego lub jego bohaterów) w Rzymie - na Via Giulia, na Piazza Navona, w pałacu Barberini, nad Tybrem (Rzym, miasto otwarte), na plaży w pobliżu Cefalu na Sycylii (Morze), w Syrakuzach, pod murami Ortygii (Syrakuzy), na targu w Lukce (Życie nie jest snem), ale także w Paryżu - w kawiarni na Saint Lazare (Niemożliwe przyjaźnie) czy w Ogrodzie Luksemburskim (Wielkie statki), pod katedrą w Beauvais (Motyle), wracającego z Francji (U stóp katedry), "na stromym zboczu świętej góry w Grecji" (Rozmowa), na brzegu rzeki Hudson (Jadąc pociągiem wzdłuż Hudson River), nad Zatoką Meksykańską (Delfiny), w Galveston (Zależy który), nad Atlantykiem i Pacyfikiem, nad Morzem Śródziemnym i Bałtyckim, nad Jońskim i Czerwonym, w które zamieniła się skąpana w ulewnym deszczu autostrada (Burza).
Akcja liryczna niemal każdego następnego wiersza tomu Anteny rozgrywa się w innym miejscu, bywa też, że akcja jednego utworu przenosi się z miejsca na miejsce, a nawet rozgrywa się w kilku miejscach naraz. Najlepszym tego przykładem finałowy poemat Anteny w deszczu. Oto jesteśmy w Panteonie w Rzymie, na placu Bastylii w Paryżu, w Delfach, w muzeum Holokaustu w Waszyngtonie, we Freeport, na stacji metra w Berlinie, na wycieczkach w Wieliczce i w Oświęcimiu, w pociągu pędzącym do Warszawy, na ulicy Kanoniczej w Krakowie, którą dziarsko kroczą najprawdopodobniej, ale niekoniecznie, kibice piłkarscy - Wisły czy Cracovii? - "krzycząc kurwa, kurwa", na ulicy Zwycięstwa w Gliwicach, w sklepie z butami na rue du Commerce, na autostradzie w Grecji, w kaplicy i w cerkwi, w szpitalu i w więzieniu, w bibliotece i w restauracji, w parku, w kinie, w samolocie i wreszcie w domu poety, czytającego przy otwartym oknie.
Zaiste, bohater Zagajewskiego we wszystkich tych miejscach jest jednocześnie. Nie ma wyboru, musi być w tych wszystkich miejscach jednocześnie, skoro "Wszystko się odradza", skoro chce żyć pełną piersią, zachłannie, a inaczej żyć nie potrafi, zwłaszcza, że: "Jedno jest pewne: świat jest żywy i płonie" - jak czytamy w zakończeniu tego, kluczowego dla całości zbioru, poematu zbudowanego zgodnie z awangardową techniką juxtapozycji, zestawienia, poematu, którego każde zdanie to w swojej istocie osobny, w pełni autonomiczny wiersz.
Równie dobrze jak w stolicach świata podmiot Anten czuje się na prowincji, w interiorze, z dala od centrum, gdzie diabeł mówi dobranoc, w miasteczkach takich, jak Stary Sącz, jak Camogli, Bogliasco, Staglieno, Noto, tak małych, że trzeba ich szukać w atlasie z lupą. Zwłaszcza, że tu, np. w Staglieno:
Przyjmą cię ojcowie rodzin, profesorowie
i dzieci, marmurowe dzieci i gipsowe psy,
zawsze nienagannie posłuszne.
Zobaczysz przeszłość, spotkasz
twoich starszych braci, ujrzysz
Pompeję, którą zatopiła
szara lawa czasu.
Jakby nie dość tego, bohatera wierszy Adama Zagajewskiego spotykamy w nie wymienionym z nazwy "małym miasteczku" (Obrona poezji, etc.), w "obcym mieście" (Opisy obrazów i W obcym mieście), w "zakurzonym, brzydkim mieście" (Muzyka słuchana z tobą), w zadymionym, fabrycznym "brzydkim mieście" (Brama), w "mieście o szarej godzinie", leżącym "w tym kraju / który się jeszcze nie urodził" (Idź przez to miasto), w "ogromnym mieście" pogrążonym w żałobie (Wieczorem śpiewa ptak). Ale także w "mieście którego już nie ma" - a mimo to nad wyraz szczegółowo i drobiazgowo opisanym w Notatkach z wycieczki do sławnych wykopalisk - w którym można zobaczyć "życie silniejsze niż nicość", ale także w mieście "w którym nikt nie / mieszka" (Anteny w deszczu) i wreszcie w mieście pod wodą, które jest i nie jest, którego "Nie będzie już" (Podwodne miasto), w niedalekiej przyszłości, być może nawet za moment.
Przemierzając świat wzdłuż i wszerz, podmiot Adama Zagajewskiego bynajmniej nie ucieka od siebie czy przed sobą. Nic z tych rzeczy. Co jakiś czas wraca w myślach do Lwowa, w którym się urodził i z którego wyjechał z rodzicami jako dziecko, właściwie jeszcze nie dziecko, lecz niemowlę, wraca - już nie w myślach, wyobrażeniach, ale w realnej rzeczywistości - do Gliwic, gdzie spędził dzieciństwo, chodził do szkoły, gdzie po latach odwiedza "małe zakurzone mieszkanie, "w niewysokim bloku, zbudowanym według sowieckiego wzoru". Wraca nie tyle z powodów sentymentalnych, co ze względu na fakt, że właśnie tutaj "pamięć pracuje", tutaj W małym mieszkaniu, jak zatytułowany został jeden z wierszy. "Pytam ojca: co robisz całymi dniami? Wspominam" - brzmi motto tego utworu. Sformułowanie to - zarówno pytanie, jak i odpowiedź - zostało słowo w słowo powtórzone w poemacie Anteny w deszczu. "Dlaczego pan zawsze pisze o miastach?" - pyta ktoś poetę w tym samym utworze. Kto? Pewnie dziennikarz, może czytelnik, może drugi poeta. Jednak to pytanie pozostaje bez odpowiedzi.
3. Adam Zagajewski to nie tylko poeta czterech stron świata, jasnej strony życia, to przecież także poeta ciemnej strony, dostrzegający, że świat bywa również niesprawiedliwy i okrutny, unosi się nad nim "słony zapach krwi" (Niemożliwe przyjaźnie), demaskujący panoszące się po czterech stronach świata zło. Świat, w którym dobro nie zawsze jest górą, jest jedną wielką raną, ale poeta nie lamentuje, nie rozpacza, nieraz przywołuje się do porządku, rozkazując: "Opiewaj okaleczony świat".
Nie sposób przy tej okazji nie zauważyć, że Zagajewski w wierszu zatytułowanym Spróbuj opiewać okaleczony świat, w wierszu programowym, jak się wydaje, mówi sam do siebie, do siebie zwraca się w drugiej osobie niczym do kogoś obcego. I że zanim koniec końców sobie samemu rozkaże: "Opiewaj okaleczony świat", mówi najpierw "Spróbuj", później "Musisz", jeszcze później "Powinieneś", jakby do końca nie był pewien i chciał sobie przepowiedzieć to i owo, siebie samego przekonać, tak jak przekonuje się drugiego człowieka, który nie jest pewien, nie jest przekonany, by móc z czystym sumieniem, z otwartym sercem mówiąc do siebie, mówić do nas, do każdego z nas z osobna:
Opiewaj okaleczony świat
i szare piórko, zgubione przez drozda,
i delikatne światło, które błądzi i znika
i powraca.
Ano właśnie. Poeta, mówiąc do siebie, mówi nie tylko do siebie, mówi do każdego nas z osobna, natomiast mówiąc do każdego z nas z osobna, czy choćby tylko do jego z nas, mówi do siebie. Między "ty" a "ja" nie ma zbyt wielkiej różnicy. Co więcej, liryczne "ty" w wierszach takich, jak: Notatki z wycieczek do sławnych wykopalisk, Sylwester 2004, Delfiny, Czekaj na deszcz jesienny, okazuje się tożsame z "ja" lirycznym. Bywa, że "on" również okazuje się "ja", jak w Słońcu Ameryki. On, niemłody, a więc zapewne pięćdziesięcio- lub sześćdziesięcioletni mężczyzna siedzi samotnie przy stole w ciemnym pokoju. Nic nie robi, rozmyśla. Nagle poeta widzi siebie samego tak, jak się widzi drugą czy trzecią sobę: "To ja jestem tym mężczyzną. / Domyślam się, co przyjdzie mi/ utracić w przyszłości. / Nie wiem, co jeszcze odnajdę".
Nie ulega wątpliwości, że człowiek sam dla siebie pozostaje największą zagadką. Wyliczając "niemożliwe przyjaźnie" - w wierszu pod takim właśnie tytułem Niemożliwe przyjaźnie - z tymi, którzy odeszli, z którymi los zetknął go na sekundę, na ułamek sekundy, których zobaczył w oknie przejeżdżającego pociągu, z którymi zaledwie minął się przypadkiem, wędrując jak świat długi i szeroki - na samym końcu ten, kto nazywa się Adam Zagajewski i jest autorem zbioru wierszy zatytułowanego Anteny, wymienia po prostu "przyjaźń z samym sobą" i to nie dlatego, aby chciał w ten oto sposób ukryć przed nami, jak bardzo jest zasłuchany w siebie samego, ale dlatego, że - jak znów powie do siebie samego niczym do kogoś obcego właśnie, kogoś drugiego lub trzeciego, jak się rzekło: "Przecież nie wiesz, kim jesteś". Pytając zatem: "Kim jesteś ty który zgubiony idziesz w trwożnym tłumie. / I kim się staniesz, w kogo się zamienisz", podmiot wiersza Noc jest cysterną tak naprawdę pyta: kim jestem, kim się stanę, w kogo się zamienię?
Właśnie z tego względu, że nie wie kim jest, kim naprawdę jest, bo tego najzwyczajniej w świecie się nie wie, nie ukrywa wcale przed nami, że o tym, co go otacza, wie mniej niż więcej, że męczy go samowiedza, iż "tylko w połowie żyję" (Jadąc pociągiem wzdłuż Hudson River), że czas przecieka przez palce, bowiem: "Życie kroczy nad nami jak Guliwer/ i śmieje się głośno i płacze" (O królestwach), że dręczy go poczucie twórczej niedoskonałości, a nawet niespełnienia, skoro zadaje sobie całkiem retoryczne pytanie: "Czy umiałeś wyrazić choćby małą część całości" (Idź przez to miasto), zaś kreśląc Autoportret, nie wolny od wątpliwości, rozmyśla sceptycznie i pesymistycznie: "Terytorium prawdy/ jest najwyraźniej małe,/ wąskie jak ścieżka nad urwiskiem./ Czy potrafisz utrzymać się/ na niej?/ A może już ją porzuciłeś".
Tak właśnie się żyje. Pomiędzy czasem a myślą ("czas versus myśl" w wierszu Temat: Brodski), pomiędzy miłością a czasem (Epitalamium), ale również pomiędzy komedią a tragedią (Anteny w deszczu), pomiędzy Arkadią a Apokalipsą (Autoportret, nie wolny od wątpliwości), szukając równowagi, ale nie znaku równości, między pustką a pełnią, między jawą a marzeniem (Równowaga).
"Chciałbym może być współczesnym Greków,/ rozmawiać z uczniami Sofoklesa,/ doznawać powagi tajnych misteriów" - wyznaje co prawda w Grekach, ale aż nadto dobrze zdaje sobie sprawę, że żyje na przełomie XX i XXI wieku i nie ma ucieczki przed czasem, jaki został nam dany. Oglądając w muzeach płótna najwspanialszych malarzy, a potem - albo przedtem - czytając poświęcone im uczone dysertacje, do cna naukowe Opisy obrazów, łapie się nagle na myśli:
Ale my jesteśmy żywi,
napełnieni pamięcią i rozumem,
miłością i niekiedy żalem,
i chwilami doznajemy szczególnej dumy,
ponieważ krzyczy w nas przyszłość
i ten bełkot czyni nas ludźmi
Nie znamy przyszłości. Nic o niej nie wiemy. Co najwyżej tyle, że jest nieprzewidywalna. I właśnie ta nieprzewidywalność, powiem więcej - nieprzenikniona nieprzewidywalność intryguje nas nieustannie. Do tego stopnia, że mówiąc o niej, bełkoczemy, mówimy do siebie w "języku nieznanym" (W obcym mieście, Rozmowa), którego nikt z nas nie rozumie, nie jest w stanie pojąć. Tylko niewytłumaczalna i niczym nieuzasadniona wiara w przyszłość budzi nadzieję, dzięki której ciągle jeszcze możemy żyć, chcemy żyć.
Janusz Drzewucki © by "Twórczość" 2006 | |