''To są diabelskie skrzypce, od dziesiątków lat nikt nie produkuje takich instrumentów, wielki unikat. Jak je znalazłem? Dzieci na wsi mnie do nich zaprowadziły, powiedziały: ''Jest taki Janek, który chodzi z kolędnikami i u niego w domu jest taki diabelski instrument''. Dzieci zawsze podsuwały mi pod nos najciekawsze eksponaty''.
Diabelskie skrzypce to instrument perkusyjny, dokładniej rzecz biorąc, chordofon perkusyjny, występujący na Warmii i Mazurach, Kaszubach, Kurpiowszczyźnie i w Opolskiem. Zastępowały w wiejskich kapelach perkusję, diabelski skrzypek szedł na przedzie kapeli i wyznaczał tempo utworu. Używano ich przede wszystkim w trakcie obrzędów związanych z Bożym Narodzeniem, karnawałem i Wielkanocą. Gra na tym nietypowym instrumencie polega na uderzaniu stopką o podłogę i posuwaniu (basowaniu), w rytm utworu, smykiem (najczęściej była to po prostu drewnianą piłka) po strunach (zwyczajne druty), które przechodząc przez bębenek (często wypełniony brzęczącymi przedmiotami) wydawały z siebie kakofoniczną symfonię hałaśliwych dźwięków. Do gryfu przytwierdzano czasami grzechotki, które wzmacniały ich dźwięk.
''Raz z Kusoki wybrało się nos pore chłopoków i dziewuch na granie do Ławicy. A bło to po ostatni polski wojnie, cosik przed samym powstaniem. Byłem se wtedy sipcokiem, ale na grajki i ja lubił chodzić (...) Moje os nogi drygajo od tego granio. Skocne było. Myśle se: Moli, chodźta moli! As mnie skudry bioro od onego granio, zatańczyłbym se! A tu jag coś nie zaśpiewa, jak nie huknie powiślankę. Choćta smark byłem jesce, bo może dwadzieścia lot miołem, alem sie zmiarkował, że to diabelskie wesele idzie. Uciekać? (...) Zostałem, bo bałem się uciekać. Łydki noma drzały, żaby dzwoniły jak sygnaturki w kościele na nieszpory, aleśwa stali. A tu granie sie zblizo, gałezie tsesco i od strony Ławnicy wylazło wesele. Po przódzi sło se dwoch skrzypków. Fajnie grały, choćta troske piscało, bo smyki te se z ogonów porobiły. Za nimi sed bembnista, ale nie wiem, na cem bembnił, cy na brzuchu, cy na bembnie – nie dojrzałem, bo mnie fybra trzesła''. (Opowiadał Maciej Waliszewski, Kusoki 1910 r., zapisał R. Koseła, za: W. Grąbczewski, ''Diabeł polski w rzeźbie i legendzie'')
Boruta w Wielkiej Armii
''Boruta, mając na względzie wolność Polski, zaciągnął się do wojsk napoleońskich. W gwardii przybocznej samego cesarza Napoleona, jako wachmistrz Borowy służył. Z niejednej opresji i niebezpieczeństwa cesarza wyciągnął. Używał swojej mocy diabelskiej, by Napoleona z zasadzek cało i zdrowo wyprowadzić. Napoleon cenił wysoko służbę żołnierską swego dzielnego wachmistrza Borowego. Zawsze miał go przy swoim boku (...)
– Musimy się rozstać, Sire – powiedział Borowy.
– Nie! – odpowiedział cesarz, mianuję cię pułkownikiem za wierną służbę.
Borowy nominacji nie przyjął. Zdziwiło to cesarza. Ukląkł przed Borowym i wyciągając w jego stronę buławę, powiedział:
– Mianuję cię marszałkiem, Monsignore!
Boruta pokręcił głową.
– Nie – powiedział. Sądzona ci klęska, Mały Kapralu. Prowadziłem do klęski niejednego. Ciebie nie chcę, bo jednak... choć dużo krwi polskiej próżno przelałeś, motałeś nasze losy po włosku, po kupiecku, ale przecież... jakąś ta Polskę wskrzesić zamierzałeś. Idź sam ku klęsce. Czeka na ciebie w głębokim jarze na polach Waterloo. Cesarzu, buławy z rąk twoich przyjąć nie mogę, bo ona francuska. A ja polski diabeł, szlachcic z dawien dawna. Służyłem co prawda po twoim sztandarem, lecz w polskiej sprawie i o nią się bijąc, by zawsze była wolna, niepodległa i niezależna od żadnych mocarstw!...''. (Na podstawie legend sieradzkich, za: Tadeusz Sepowski, ''Od Wielunia diabeł hula'', 1966).
Chłopskie diabły
''To rysował Szczęch, zwykły chłop. Te rysunki są ludowe, ale rysował też bardzo dużo diabłów politycznych – Gomułka, Gierek, Stalin. Niestety dowiedziała się o tym bezpieka, zaczęli go nachodzić i je zniszczył. Bardzo żałuję, że nie mam ich w swojej kolekcji, prawdopodobnie zniszczył wszystkie''.
''Chłop upił się i szedł przez błota pijany. Jakiś owad, może sowa albo inny nocny ptak krzyknął:
–He, he, he...
A ten chłop:
– A ty psie – bo myślał, że z niego się śmieje.
Ale jak drugi raz usłyszał, to pomyślał, że diabeł się topi i że trzeba go ratować, a chłop dobre serce miał, jak się upił. Po trochu, po trochu do naga się rozebrał, bo krzyk słyszał coraz dalej i szedł coraz głębiej, bo Boruta wciągał. Jak spostrzegł się, że tonie, to strach go obleciał, przeżegnał się, jakoś się wygramolił, ale w nocy nie mógł niczego z ubrania poznajdować, bo ciemno. Cały umazany błotem dowlókł się do wsi i puka, puka. Nie chcieli mu otworzyć, bo myśleli, że diabeł. Kazali mu pacierz mówić, ledwo go poznali. Rano cała rodzina poszła szukać ubrania, ale wszystko gdzie indziej było, i koszula, i buty, i portki. Żyje jeszcze ten chłop. Znam go. Nazywa się N''. (Opowiadał Ignacy Kamiński, Oraczew, 1953 r. za: W. Grąbczewski, ''Diabeł polski w rzeźbie i legendzie'')
Boruta płacze nad płonącym kościołem
''Wyższa postać przypominała wyglądem Borutę. Drugi niższy też wyglądał na diabła, ale takiego niższego gatunku. Smętnie spoglądał Boruta ku płonącej kolegiacie. Spuścił głowę i przetarł wierzchem dłoni oczy.
– Cóż to, płaczesz widząc płonącą świątynię? Co to z ciebie za diabeł? - spytał niższy diabeł Borutę.
–Nic kpie nie rozumiesz. Sprawa nie w kościele, a w tragedii tego ludu. Barbarzyńca nie szanuje niczego. Obala nie tylko świątynie, ale również szpitale, szkoły. Lud, którym pokochał, stawia dzielny opór, ale najbardziej bohaterska postawa nie wystarczy przeciwko nawale techniki. Siła złego na słabszego (...) Ja Polakom pomogę z całego diabelskiego serca.
Dziwili się później hitlerowcy, że błądzą wśród łęczyckich bagien, topią w nich sprzęt i ludzi, a Polacy przeciwnie, suchą nogą, nawet w nocy przemierzają topiel łęczyckich bagien. To za sprawą Boruty Świetlika, który ich psubratów światłem mamił, w bagna wciągał, bezlitośnie mścił barbarzyństwo''. (Kazimierz Kowalski, Warszawa 1982 r., za: W. Grąbczewski, ''Diabeł polski w rzeźbie i legendzie'').
Diabeł z wieczorynki
''To diabeł z telewizyjnych wieczorynek, występował z nim Jan Wilkowski (1921-1997), reżyser i aktor teatru lalek, żołnierz AK, bardzo ważna postać. Ja też miałem krótką audycję w telewizji, przed dobranocką. Raz Wilkowski do mnie podszedł i mi ją podarował, bo ta postać miała już więcej się nie pojawiać''.
Mówiono o nim Wielki Mag Teatru, był założycielem i wieloletnim rektorem białostockiego Wydziału Lalkarskiego Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie (dziś Akademia Teatralna). Współpracował z większością polskich teatrów lalkarskich: od Lalki przez łódzki Arlekin do warszawskiego Guliwera i teatrów Toruniu, Lublinie, Gdańsku i Szczecinie. Muzykę do jednego z jego spektakli napisał Krzysztof Penderecki (''O Zwyrtale Muzykancie, czyli jak się góral dostał do nieba'', 1958).
"Wszystkie idee współczesnego teatru lalek, nawet te najbardziej 'awangardowe', Wilkowski przemyślał, przeanalizował i w końcu wypróbował na scenie własnego teatru – pisał o Wilkowskim Henryk Jurkowski – Jego twórczość, również tę dla najmłodszych, da się przełożyć na język formalnej analizy i wykazać, że każda jego myśl inscenizacyjna i reżyserska wnosiła nowe wartości również do doświadczeń teatru współczesnego, tego, w którym z takim namaszczeniem mówi się o Grotowskim, Brooku i Wilsonie''.