Od dziesięciu lat jeździ do Czech. Zafascynowany poznawanymi ludźmi opisuje ich losy, kreśli sylwetki. Takich postaci nie można wymyślić. Oto niektóre z nich:
Egon Bondy - poeta, który w roku 1949 postanowił, że nigdy nic oficjalnie nie wydrukuje. Miał lat dziewiętnaście, gdy stał się prekursorem undergroundu, dwadzieścia siedem, gdy zdał maturę i zaczął studia filozoficzne. W roku 1967 już nie pod literackim pseudonimem lecz pod swoim nazwiskiem - Zbyńek Fišer wydaje "Kwestie bytu i egzystencji", potem "Radość z ontologii", na początku lat dziewięćdziesiątych ukazuje się sześć tomów jego "Uwag do historii filozofii".
Prowadzi życie żebraka, przemytnika, gdy nie ma już ani grosza, udaje chorobę psychiczną i daje się zamknąć w szpitalu psychiatrycznym.
Surrealista, jego wiersze wpisują się w nurt fekalizmu, o którym to nurcie literackim Mariusz Szczygieł pisze, cytując Vladimira Borecky'ego.
Młody Egon Bondy tworzy wiersze, które mogłyby go zaprowadzić wprost do więzienia, np. utwór "Do dupy". Brzmi tak: "Wszystko do dupy przyjaciele/i w dzień powszedni i w niedzielę/Tylko filmowcy z Kraju Rad zgodnie z nauką widzą świat".
Jego poezja narusza tabu językowe, obśmiewa ideologię, naród, państwo. Nie ma świętości. Mariusz Szczygieł przytacza stwierdzenie poety: "U nas nie ma tabu i żadna prowokacja nie wychodzi".
Bondy wierzy w marksizm i nienawidzi komunizmu. Staje się donosicielem, współpracownikiem SB. Same sprzeczności. Człowiek i jego postępowanie, jego wybory nie są jednoznaczne - taki sąd zdaje się nam sugerować Mariusz Szczygieł. Przytacza swoją rozmowę z Bondym:
- A co to znaczy być marksistą dzisiaj, bo pan jest nadal?
- To znaczy czekać.
- Na rewolucję październikową?
- Jako rewolucja marksizm zawiódł. Ale on się objawi. Za sto lat, tylko zupełnie innym sposobem niż dziś, technologie będą inne. Bogaci muszą stawać się ciągle bogatsi, biedni muszą być coraz biedniejsi - to jest ta cała globalizacja.
Mariusz Szczygieł - mistrz w zderzaniu ze sobą najrozmaitszych wypowiedzi, cytatów, przytoczeń, plotek, przedstawia taką anegdotę z Bratysławy: Bondy "jako alterglobalista, między wykładami na uczelni, żeby na własną rękę odzyskiwać to, co ludzkość marnuje, przeszukuje śmietniki".
Krwista i mięsista jest ta sylwetka, a przecież narysowana na tle historii, ważniejszych wydarzeń w Czechosłowacji, na tle nurtów literackich i nurtów myśli. I już z tego reportażu zatytułowanego "Zapaliło się łóżko" (Bondy zginął w łóżku, które zapaliło się od jego papierosa), wyłaniają się pierwsze, jakże ważne cechy charakteru narodowego Czechów. Są nimi wyrozumiałość, tolerancja i brak tabu.
Autor mówi, że pisząc tę książkę nie chciał "odzwierciedlać, obiektywizować, syntetyzować."
Nie chciał, a jednak z tych reportaży zabawnych, poruszających, często wstrząsających wyłania się pośrednio opowieść o charakterze kultury czeskiej, o mentalności Czechów, ujawniają się cechy, które budzą nasze zdziwienie, zazdrość, zachwyt, a także, nie ma się co oszukiwać, przerażenie.
Oto przed nami kraj nieznany. Bardzo egzotyczny, a zarazem swojski. Oswojony przez literaturę, podany do wierzenia przez Haška, Hrabala, Seiferta, Kunderę i wielu innych pisarzy czeskich. Mariusz Szczygieł zna ich twórczość i dlatego może zapisać:
"Pan Hrabal nas wszystkich, proszę Państwa, oszukał. I Czechów, i Polaków, i Włochów też, bo jego książki są przez nich uwielbiane. Otóż pokazał nam, że wszystko, co nas spotyka, może być czymś cudownym. Cud zdarza się każdego dnia i nie jest inaczej.
I to oszustwo Hrabala na temat życia (przecież dobrze wiemy, że mało co jest naprawdę piękne) jest piękne.
Co więcej: to oszustwo jest potrzebne. Pożądają go zwłaszcza Polacy, którzy na świat patrzą ze swoją wadą wrodzoną, bo w jednym oku siedzi nam etos, a w drugim patos."
Otóż, jak sądzi Mariusz Szczygieł, etos i patos są nieznane w Czechach. Podobnie jak agresja i poczucie świętości. Kolejne reportaże i przedstawione w nich wydarzenia oraz sylwetki różnych osób tę sprawę naświetlają.
Chodzi autor po Pradze i dziwi się, że nigdzie nie ma pomnika, czy choćby tablicy upamiętniającej bohaterskich spadochroniarzy i członków ruchu oporu, którzy dokonali zamachu na Heydricha. Zginęli wszyscy w cerkwi Cyryla i Metodego, broniąc się do końca przed atakującymi gestapowcami.
Przechodzeń - pytany o jakiś znak zaświadczający o historii tego miejsca, odpowiada, że oczywiście, jest taki znak upamiętnienia, przecież naprzeciwko cerkwi jest świetna knajpa, która nazywa się "Pod Spadochroniarzami."
I następna sylwetka. Znanym, współczesnym rzeźbiarzem, który zyskał sławę światową, jest David Černy. Jego rzeźby przestraszono się w Bielsko-Białej, w Belgii i we Wrocławiu. Tam miał powstać pomnik "Syn Boży - model do sklejania". Rzeźbę u nas odrzucono, zakupiło ją Muzeum Sztuki Nowoczesnej w San Diego.
Najbardziej znaną rzeźbą w Pradze jest "sikający pomnik", którym artysta chciał uczcić przystąpienie Czech do Unii Europejskiej. "Basen, do którego dwóch mężczyzn oddaje mocz, ma kształt Republiki Czeskiej."
Kultura odpatetyczniona, kultura kpiny, śmiechu, nieuznająca tabu. Pozbawiona agresji.
Mężczyzna - jeden z wielu bohaterów reportaży Szczygła, oglądając zdjęcia na wernisażu, mówi:
- A tę grupę manifestantów widziałem osobiście.
- Pan stał tam w środku?
- Nie, ja tylko przejeżdżałem obok tramwajem. My, pasażerowie, w ogóle nie wiedzieliśmy, co się dzieje, dlaczego takie tłumy na ulicy.
Co chcę powiedzieć?
Przecież ten mężczyzna mógł po dwudziestu latach utrzymywać, że wysiadł z tramwaju i też obalał ustrój.
A on - nie, on - że tylko przejeżdżał tramwajem.
"Tu nikt nie lubi cierpieć" - pisze Mariusz Szczygieł i dodaje, że najważniejszym słowem, najczęściej używanym jest "pohoda", czyli dobre samopoczucie. I jeszcze słowo spokój. "Jeśli kultura czeska jest piosenką, to jej refren zawsze ma słowo 'spokój'."
Zestawia ze sobą teksty różnych hymnów narodowych. Tylko w czeskim hymnie nikt nie maszeruje, nie zdobywa, nie dąży, nie zwiera szeregów. Ten hymn opiewa uroki rodzinnej ziemi i wiadomo, że "to ziemski raj".
Jak osiągnąć ów ziemski raj? - odpowiadając na pytanie "Jak się państwu żyje bez Boga?"
Kolejne reportaże mówią właśnie o tym, czyli o życiu, w drugim po Szwecji, najbardziej laickim kraju Europy.
A jak to się zaczęło?
W roku 1949 internowano prawie wszystkich katolickich biskupów. Dziewięciu hierarchów oskarżonych o antypaństwowy spisek skazano na dziesięć i dwadzieścia pięć lat więzienia. Rok później zlikwidowano zakony, zamknięto kościoły. "Za odprawianie mszy w mieszkaniu groziły dwa lata więzienia." Odmawianie modlitwy "Zdrowaś Mario" mogło być uznane za działalność antypaństwową. Jeszcze przed wojną powstało Stowarzyszenie Przyjaciół Kremacji. W całym kraju budowano krematoria, aby zmarłych nie chować zgodnie z tradycją katolicką.
"W 1989 roku zaobserwowano, że coraz więcej osób w Czechosłowacji nie ma światopoglądu ani marksistowskiego, ani religijnego."
"Tu nikt nie lubi cierpieć" - tak tytułuje swój przedostatni reportaż Mariusz Szczygieł i zaprasza nas na cmentarz.
Pogrzebów jest niezbyt wiele. Najlepiej łączyć kilka naraz. Wtedy więcej jest żałobników, jedna dziura w ziemi, a to dużo taniej. Jedna trzecia urn z prochami nie jest odbierana przez dzieci zmarłych. Pogrzeb to nic miłego, można tej przykrości uniknąć. Urny z prochami zmarłych "leżakują" po parę lat.
"My w Czechach nie wierzymy, że sposób pożegnania się ze zmarłym lub z ciałem ma wpływ na jego dalszą egzystencję. Myślę, że nawet ci religijni Czesi niezbyt w to wierzą. Ale dziś, skoro uważamy, że pogrzeb już nie ma dla nieboszczyka żadnego znaczenia, to i nie ma ciśnienia społecznego, żeby się odbył."
Później możemy przeczytać relację o fenomenie wsypu. Jest duża łąka, a na niej dziura koło dziury. Wsypuje się w te dziury prochy zmarłych i już jest po wszystkim. Nie ma żadnej tablicy ani nazwisk.
Kultura śmiechu zakrywa cierpienie. Unieważnia je. O tym pisze Mariusz Szczygieł. O tym mówią przytaczane rozmowy z ludźmi. Zagłuszanie śmierci śmiechem nie zawsze się udaje.
Pieśniarz Jaromir Nohavica na koncercie w Warszawie powiedział: "Nie znam weselszego tematu, niż pośmiać się ze śmierci." Tak można sądzić. Jeśli jednak ktoś chciałby znaleźć inne wytłumaczenie fenomenu tej kultury, powinien uważnie przeczytać o latach totalitaryzmu. O bezradności ludzi, o minimum zaufania do życia. Przy takim minimum można się tylko śmiać. Tu rodzi się ironia, groteska, czarny humor. W tym miejscu powstaje czeski surrealizm. Nieprzypadkowo jeden z reportaży kończy zdanie czeskiego dziennikarza Denisa wypowiedziane w poniedziałek: "Chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz mu o swoich planach." Mariusz Szczygieł dodaje "W środę dostałem wiadomość, że umarł rano na ulicy."
Współczesne Czechy w opowieściach Mariusza Szczygła łączących w sobie reportaż z esejem, z anegdotą i historią, objawiają się jako zaiste kraj mało znany.
Autor: Iwona Smolka, listopad 2010