Po II wojnie światowej, gdy wszystkie ziemie ukraińskie włączone zostały do Związku Sowieckiego, wielu specjalistów wieszczyło, że rusyfikacja i sowietyzacja Ukraińców jest nieunikniona. Że zostaną oni zmiażdżeni przez walec totalitarnego państwa i przerobieni na obraz i podobieństwo swych ciemiężycieli. Oficjalna wykładnia mówiła, że nie istnieje nic takiego jak naród ukraiński, który jest w rzeczywistości częścią jednego wielkiego żywiołu rosyjskiego. Ukraińców przedstawiano jako Małorosjan, czyli Rosjan z pewną lokalną odrębnością, własną gwarą językową i specyficznym folklorem.
To wszystko wywoływało z jednej strony kompleks niższości wśród Ukraińców oraz poczucie wyższości Rosjan wobec swoich sąsiadów. W czasach sowieckich doszło do tego, że samo posługiwanie się językiem ukraińskim było traktowane jako oznaka nieokrzesania, braku ogłady i niskiego wykształcenia. Z kolei mówienie po rosyjsku nobilitowało i świadczyło o przynależności do światlejszych warstw społeczeństwa.
Wydawać by się mogło, że pod takim naporem politycznym i kulturowym naród ukraiński rozpuści się w rosyjskim żywiole. A jednak wykazał on większą odporność i żywotność niż przewidywało wielu polityków i politologów.
W 1991 roku doszło do rozpadu Związku Sowieckiego i proklamowania niepodległej Ukrainy. Publicyści pisali wówczas, że Ukraina jest podzielona na dwie części: zachodnią, niewielką, wręcz kadłubową, liczącą zaledwie sześć obwodów i 17 proc. ludności oraz olbrzymią wschodnią, obejmującą całą resztę kraju (granica między tymi obszarami pokrywała się z granicami Związku Sowieckiego w 1939 roku).
Po pomarańczowej rewolucji w 2005 roku nadal pisano o dwóch Ukrainach, ale miały one już inną wielkość i kształt, zaś linia między nimi przebiegała znacznie dalej na wschodzie, mniej więcej wzdłuż Dniepru i w dużej mierze zbieżna była z granicą polsko-rosyjską w XVIII wieku.
Po rewolucji godności w 2014 roku nadal można było się spotkać z tekstami o "dwóch Ukrainach", ale proporcje między nimi były już odwrotne niż w 1991 roku: to zrusyfikowany wschód stał się kadłubkiem ograniczonym głównie do Donbasu, zaś reszta kraju, łącznie z miastem Dniepr, Odessą, Połtawą, Zaporożem, Chersonem, Charkowem czy Czernichowem, opowiadała się po stronie cywilizacji zachodniej.
Wiele wskazuje na to, że obecna wojna w Ukrainie zakończy ten proces. W całym kraju następuje masowe odrzucenie eurazjatyckiego modelu kultury politycznej i związanego z nią systemu ustrojowego, który jest do utrzymania jedynie za pomocą rosyjskich czołgów. Na naszych oczach spełnia się przepowiednia Samuela Huntingtona z 1996 roku. Ukraińcy wybierają wolność zamiast samodzierżawia.
Autor: Grzegorz Górny