Wajciuszkiewicz jest jednym z artystów z "czarnej listy" zabronionych wykonawców, której istnieniu białoruskie władze zaprzeczają. Jego płyta zwyciężyła także w kategorii najlepszego albumu białoruskojęzycznego.
Ja też głosowałem na ten album. To jedyna płyta, której przyznałem najwyższą notę 10 punktów. Jest bardzo różnorodna muzycznie, a jednocześnie muzyka znakomicie się komponuje z poszczególnymi wierszami - powiedział PAP Źmicier Padbiarezski, który jest krytykiem muzycznym.
Niezależne nagrody Experty przyznaje w kilku kategoriach portal muzyczny experty.by, z którym współpracują najlepsi krytycy muzyczni kraju.
Wajciuszkiewicz powiedział, że album, na którym śpiewa piosenki z tekstami Wojaczka po białorusku, powstawał sześć lat.
Początkowo wydawało mi się, że w poezji Wojaczka jest za dużo depresji, poczucia bezsensu. Trzeba było tych sześciu lat, żebym zrozumiał, że tam nie wszystko jest takie straszne. Ta poezja mówi o rzeczach, o których ludzie nie chcą rozmawiać. Tematy Wojaczka są nieproste, a poeta czuje różne rzeczy sto razy mocniej i inaczej niż inni ludzie - powiedział.
Ostatnim utworem na płycie jest piosenka "Na brzegu wielkiej wody" zaczynająca się od słów: "Na brzegu wielkiej wody naszego znużenia czekamy na znak". Wajciuszkiewicz uważa, że to piosenka pokoleniowa. - Minęło 40 lat od śmierci Wojaczka, a nic się nie zmieniło, przynajmniej na Białorusi" - podkreśla.
Inne utwory na płycie to m.in. "Mówię do ciebie cicho", "Żydówka", "Wspomnienie" czy "List do nieznanego poety". Wajciuszkiewicz mówi, że planuje trasę prezentującą płytę w Polsce. - Byłoby to trochę głębsze spotkanie niż zaśpiewanie na bis "Hej sokoły" - podkreśla.
Wajciuszkiewicz mówi, że już od wielu lat nie może na Białorusi występować z koncertami komercyjnymi. Ostatnio wystąpił natomiast z kilkoma koncertami darmowymi w siedzibie opozycyjnej Partii BNF w Mińsku.
- Jestem zakazany na Białorusi. Z tego powodu trudno mi zajmować się nowymi projektami. Ale też ratują mnie one przed opuszczeniem rąk i poddaniem się - powiedział.
Jak podkreśla, jego związki z Polską zawsze były silne. - Urodziłem się w zachodniej Białorusi, w Grodnie. Na mojej ulicy zawsze rozmawiało się na trasiance (mieszance) białorusko-polskiej. Mówiliśmy po swojemu, polsko-białoruską haworką - opowiada.
Do Polski - jak mówi - po raz pierwszy pojechał 20 lat temu. Początkowo zajmował się handlem przy Pałacu Kultury i Nauki, a potem także śpiewał. - Wy już daleko poszliście swoją drogą, a my jeszcze wiele musimy się nauczyć od Polski i od Zachodu - podkreśla.
I dodaje: - Chciałbym, żeby ktoś kiedyś zobaczył w Polsce Wschód nie jako Rosję, tylko jako Białoruś. Żeby ktoś w Gdańsku czy Warszawie wziął wiersze Andreja Chadanowicza, Hienadzia Buraukina czy Uładzimira Niaklajeua i zaśpiewał po polsku.
Źródło: PAP, opr. db, 28.03.2013