Woda i wyobraźnia mityczna
Unikatowe własności wodnego żywiołu, który zdolny jest łączyć świat, ciało i wyobraźnię czyni go narzędziem mitycznej wyobraźni. Nie trzeba przecież przypominać o wszechobecności wodnej symboliki w ciągu wieków. Pozostaje jednak problem naszej współczesności. Przywykliśmy myśleć o mitach jako czymś archaicznym, a nasza kultura intelektualna jest w dużej mierze wysiłkiem demitologizacji. A jednak pisarz Hermann Broch uważał, że istnieje współczesna potrzeba mitu, doskwierająca i niezaspokojona. Mit rozumiał jako spoiwo życia - kiedy jedne źródła mityczne wysychają, trzeba szukać nowych.
Broch zastanawia się w swych esejach szczególnie w "James Joyce und die Gegewart oraz Mythos und Altersstil" nad kilkoma europejskimi królami wyobraźni, którzy mogliby zyskać status mitotwórców: nad Goethem, Tołstojem i Joycem. Ostatecznie jednak żaden z nich go nie przekonuje. Nie wyjaśnia dokładnie swoich rozczarowań, ale sądzę, że w przypadku Joyce’a nie chodziło o siłę poetycką, gdyż w jej zakresie środki tego pisarza były imponujące, jego dar poetycki obudowany był nieprzebranymi treściami z różnych dziedzin ówczesnego życia, języków, symboli, religii i teologii, filozofii, zabobonów codzienności, polityki i slangu dublińskiej ulicy. Brochowi chodziło o to, że do mitotwórstwa nie wystarczy pracownia czarnoksiężnika; mit powinien łączyć, być wyrazem tragicznego zachwytu nad losem wspólnoty. Joyce zaś niezbyt cenił swojej wspólnotę i mimo najpotężniejszych środków scalających - od idei aż po najdrobniejsze niuanse językowych brzmień - ostatecznie nie dokonał mitycznej syntezy. Pokazał tylko jej granice, proces pochłaniania rodzącego się syntetycznego obrazu przez destrukcyjny "żywioł akwatyczny" - obraz nieświadomego siebie, ślepego losu.
Nie brakuje obrazów wodnych u innych twórców pretendujących do roli mitotwórców. W "Tetralogii" Ryszarda Wagnera wody Renu kryją skarb, lecz nie da się go utrzymać. Córy Renu nie mogą nic poradzić na zmierzch bogów, same należą do przeszłości, zapadają się w niebyt, jak bohaterowie Joyce’owskiej opowieści o współczesnych Odysie, Telemachu i Penelopie. Woda jako forma wyobraźni zdaje się obiecywać człowiekowi współczesnemu źródłową treść, ale zaraz odbiera ją, pozostawiając potrzaskane fragmenty – zatopione posągi. Dopóki jeszcze trwa nostalgiczna świadomość, świadoma tej straty, znajdujemy w wodnej symbolice jakiś cień dawnej spajającej społeczeństwa siły, a Joyce’owskie spojrzenie w morze coś obiecuje (pamiętamy co: hellenizację północnej krainy, rzucenie jej w morze po kształtującą, heroiczną przygodę). W istocie jednak obietnica ta upada zaraz pod ironicznymi ciosami Mulligana z jego "smarkozielonym morzem". Dziś, po stu latach, nie jest to już nawet ironia, lecz nienawiść wzajemna rozsypanych języków i wartości, walka dyskursów reprezentujących już tylko lęki i sprzeczne pragnienia. Cywilizacje i kultury zamykają się, opuszczają żaluzje.
Wielkim tropicielem obecności żywiołów w wyobraźni poetyckiej był Gaston Bachelard. Nie sposób opisać silnego wrażenia, jakie jego wydana po polsku w 1975 roku książka "Wyobraźnia poetycka" robiła wówczas na nas, młodych czytelnikach. Teza o dominacji tego czy owego żywiołu w danej twórczości poetyckiej była buńczuczna i fascynująca. W tekście opublikowanym w "Młodej humanistyce" w 2017 roku Sylwia Stolarczyk podaje za Bachelardem cały bogaty katalog funkcji poetyckich wody: dwoistość płynięcia i trwania wody, woda jako zwierciadło (mit Narcyza), woda jako miejsce nagości, ośrodek miłosnej rozkoszy, woda jako materia śmierci i melancholii, woda jako cisza, ukrycie jakiegoś milczącego świata, woda oddzielająca istotne dla człowieka brzegi, wymagająca przeprawy, odwagi, wskoczenia w nurt. Woda jest u poetów czasem, pamięcią i zapomnieniem, rozpuszcza rzeczywistość i zarazem jest tym, co tryska ze źródeł przynosząc nową rzeczywistość. Woda w swych symbolicznych konotacjach jest niewyczerpana. Jak już pisałem, bywa nadmierna.
Pod wpływem ekscytacji żywiołami w poezji łatwo bowiem zapomnieć o wodzie jako materii – związku chemicznym o znanym wzorze H2O, dzięki któremu istnieje życie na ziemi i którego kosmiczne źródła są wciąż niepoznane. Woda stała się nową obsesją badaczy Kosmosu. Pamiętam jak szokująca była dla mnie jako chłopca była wiadomość, że woda na ziemi wzięła się ze spadających na nią asteroid czy komet. Dziś szuka się wody wszędzie i znajduje w zaskakującej obfitości. Rozpala to wyobraźnię, bo skoro woda podtrzymuje życie na Ziemi, to może znajdując ją w Kosmosie natkniemy się też na pozaziemskie życie. Rozumowanie niezbyt poprawne, a pragnienie niejasne. Czego chcemy się dowiedzieć. Czy jesteśmy sami? Na Ziemi samotne są jednostki, czasem małe społeczności jak owa rodzina Buendiów w sławnej powieści Marqueza, ale samotność nas wszystkich? Ludzkości? Czy w istocie posiadamy tak zwartą i wspólną świadomość, by mówić o wspólnej samotności? Czy dziwność tego pragnienia nie bierze się właśnie z sugestywności wody? Związek życia z wodą wzbudza w nas imperatyw ruszenia jej śladem i zaniesienia życia własnego lub odkrytego na dalekie wyspy w Kosmosie, jak kiedyś Grecy ruszali swymi statkami na odległe wyspy. Oto pułapka zastawiona na nasze pragnienia przez życiodajną wodę.