Wiele twarzy kapitału. Kolekcje polskiej sztuki
"Drogie obrazy miejcie sens, za nimi miejsce na sejf", rapował swego czasu Oskar z Pro8l3mu. Sensów kolekcjonowania sztuki można jednak odnaleźć znacznie więcej, niż lokowanie kapitału. Kto, jak i dlaczego kolekcjonuje polską sztukę?
"W 38-milionowym kraju w środku Europy cały rynek sztuki, aukcyjny, galeryjny i szary, to trochę ponad 100 mln euro, czyli jeden topowy obraz na rynku światowym", mówił niedawno Andrzej Starmach w rozmowie z Włodzimierzem Kalickim na łamach "Dużego Formatu". Innymi słowy – w Polsce rynek sztuki nie istnieje. Taką opinię nierzadko słyszymy z ust osób, które w rynku pozostają paradoksalnie najbardziej zanurzone – galerzystów i samych kolekcjonerów. Polski pejzaż artystyczny zdominowany jest przez instytucje publiczne, jednak choć rodzimy rynek sztuki porównywany jest zwykle do płytkiej kałuży, funkcjonuje w nim wiele modeli kolekcjonowania.
Jak wiele innych aspektów transformacji, rynek sztuki pozostawał jednocześnie chaotyczny, barwny i przaśny. Jako że u schyłku lat 80. ów rynek tworzył się właściwie na nowo po kilkudziesięcioletniej przerwie, także gusta kolekcjonerów pozostawały początkowo kilkadziesiąt, a nawet sto lat za aktualną sztuką. Najwięksi polscy kolekcjonerzy zaczynali więc od Malczewskich i niemal symbolicznych Kossaków. Wśród mediów niepodzielnie królowało malarstwo.
Krzysztof Musiał sztukę zaczął kupować na początku lat 80. z powodów przyziemnych i sentymentalnych – szukał prac polskich artystów do udekorowania ścian londyńskiego mieszkania. Gust kolekcjonera ewoluował chronologicznie – kolejne lata budowania kolekcji to kolejne dekady w historii polskiej sztuki: druga połowa XIX wieku, Młoda Polska, międzywojnie, powojenny modernizm, aż do współczesności. Podobną drogę przeszli inni kluczowi kolekcjonerzy doby transformacji, na przykład Antoni Michalak czy niegdysiejsza gwiazda tenisista Wojciech Fibak. Do kolorytu epoki należy też klasyczne inwestycyjne myślenie o kolekcji, nierzadko zazębia się ona więc z działalnością galeryjną – fundowaniem komercyjnych galerii bazujących na bezpiecznej, konsekrowanej klasyce. Tą drogą podążyli zarówno Fibak, z galerią pod własnym nazwiskiem, jak i Musiał, założyciel galerii aTak.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Jerzy Nowosielski, "Akt z okularami (Akt na plaży)", 1945, olej/płyta pilśniowa, wł. Teresa i Andrzej Starmachowie
Andrzej Starmach jako galerzysta, podobnie jak twórcy galerii Zderzak, również w Krakowie, zaczynał jeszcze w późnym PRL-u w opozycji do ówczesnej komercyjnej sztuki, rynku zdominowanego i niemal zmonopolizowanego przez dom aukcyjny Desa, który w latach 50. zastąpił wszelki prywatny handel sztuką.
Sam Starmach zarabiać na sztuce zaczął na pierwszym roku studiów. Za pożyczone od siostry pieniądze kupił w krakowskiej Desie cztery rysunki Kantora i natychmiast za wyższą cenę sprzedał je… Desie, tyle że warszawskiej. Kolekcjonować zaczął prace przedstawicieli powojennej awangardy, z którymi się przyjaźnił: Jerzego Nowosielskiego, Tadeusza Brzozowskiego czy Edwarda Krasińskiego. Choć zaczynał w podobnym czasie co Musiał czy Michalak, kolekcja i działalność Starmacha od początku nastawiona była na sztukę nowoczesną i współczesną. Jeśli zdarzyło mu się obrócić jakimś Kossakiem, to było to raczej zło konieczne. Wspominając lata 70. w rozmowie z Włodzimierzem Kalickim marszand opowiadał:
Text
"Zawodowi handlarze, szukając Kossaków i Vlastimilów Hofmanów, gdy zobaczyli coś nowoczesnego, to brali i oferowali grubawemu dziwakowi, czyli mnie. [...] Do dziś mam wiele z tych prac, na przykład piękny informelowy obraz Nowosielskiego z 1956 roku. Kiedyś jeden z krakowskich handlarzy zadzwonił i powiedział, że ma coś dla mnie. Wyciągnął zza pieca niesygnowany obraz: „Panie Andrzeju, mówią, że to Nowosielski, kupi pan?”. „Ale za ile?”. „20 dolców”. Targowałem się, w końcu dałem 18."
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Muzeum Susch, Szwajcaria, fot. © Andrea Badrutt, Chur
O ile we Francji, Włoszech czy Wielkiej Brytanii muzea bazujące na prywatnych zbiorach stanowią normę, w polskim pejzażu dominują instytucje publiczne, w których od czasu do czasu goszczą wystawy oparte na konkretnych kolekcjach. Wyjątek na tym tle stanowiło Art Stations Foundation Grażyny Kulczyk w Starym Browarze w Poznaniu, wyróżniające się przede wszystkim pionierskim na tle innych muzeów wspieraniem sceny choreograficznej. Plany wybudowania dla kolekcji Kulczyk muzeum w tym samym mieście spełzły jednak na niczym, podobnie chwilę później w Warszawie, wobec czego kolekcjonerka zwinęła manatki i w szwajcarskich Alpach znalazła jeszcze starszy browar połączony z zabytkowym klasztorem, który przebudowała na swoje muzeum.
Na polskim gruncie Kulczyk na swój sposób zmotywowała do kolekcjonersko-wystawienniczej aktywności innych polskich miliarderów, czyli rodzinę Staraków. Anna i Jerzy Starak, nie mają co prawda (jeszcze?) prywatnego muzeum, ale swoje zbiory sztuki XX i XXI wieku prezentują w siedzibie firmy Spectra Holding w Warszawie, udostępniając też regularnie przestrzeń młodym artystom. Największą manifestacją wsparcia Staraków dla młodych polskich artystów stała się zeszłoroczna wystawa "Force Field". O ile Kulczyk ze swoim muzeum zaszyła się wśród alpejskich wilii, Starakowie przyjechali do samego oka cyklonu, czyli na Biennale w Wenecji, gdzie zorganizowana przez ich fundację wystawa odbywała się równolegle z Biennale.
Misjonarze kolekcjonowania
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Jakub Julian Ziółkowski, "Wielka bitwa pod stołem", 2007, olej na płótnie, 190 x 165 cm, obraz znajduje się w kolekcji Zabludowiczów, fot. dzięki uprzejmości Hauser & Wirth
Grażyna Kulczyk i Starakowie należą niewątpliwie do kolekcjonerów najsłynniejszych, jednak większość tych, którzy kolekcjonują polską sztukę, wcale nie należy do najbogatszego jednego procenta podatników. Nieformalnymi ambasadorami i przewodnikami dla takich właśnie "zwykłych" kolekcjonerów pozostają od kilkunastu lat Piotr Bazylko i Krzysztof Masiewicz, autorzy założonego w 2006 roku bloga ArtBazaar i "Przewodnika kolekcjonera sztuki najnowszej", którego druga odsłona ujrzała światło dzienne kilka miesięcy temu. Ich subiektywny przewodnik to rzecz skierowana nie do tych kolekcjonerek i kolekcjonerów, którzy w Alpy wyjeżdżają budować muzea, a co najwyżej na narty, czyli (wyższej) klasy średniej. Bo to z niej faktycznie rekrutuje się wielu kolekcjonerów, gromadzących zbiory dla zaspokojenia własnej pasji, często wychowanków galerii Raster. Wielu też pozostaje anonimowych, choć wśród młodych kolekcjonerów zdarzają się też postaci barwne i medialne, jak Michał Borowik z romantyczną legendą dwudziestoparolatka zaczynającego budowę kolekcji od obrazu Dwurnika znalezionego na śmietniku.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Natalia LL, "Sztuka postkonsumpcyjna", 1975, fot. pochodzi z prywatnej kol. Joanny i Krzysztofa Madelskich
Krzysztof Madelski, twórca firmy jubilerskiej Yes, z żoną Joanną jest właścicielem kolekcji abstrakcyjnego malarstwa, ale od kilkunastu lat jego konikiem jest fotografia. Kolekcja Madelskich to na dodatek zbiory starannie kuratorowane, o wyraźnie zaznaczonym genderowym rysie tematycznym. "Tworzenie jej to na początku była praca detektywa. Musieliśmy sami zdobyć numery telefonów czy adresy artystów, bo rynek fotografii w Polsce wciąż jest na etapie początkowym", mówił Madelski w wywiadzie z Katarzyną Dębek. Ma to swoje zalety z punktu widzenia kolekcjonerów fotografii – ich stosunkowa taniość pozwala zgromadzić przekrojową, imponującą kolekcję, składającą się z prac najważniejszych fotografów współczesnych, jak i takich klasyczek i klasyków jak Zofia Rydet, Jerzy Lewczyński czy Natalia LL.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Muzeum Jerke w Recklinghausen, fot. materiały promocyjne
Polscy celebryci nie garną się do kolekcjonowania sztuki, w przeciwieństwie chociażby do gwiazd Hollywood. Wśród kolekcji tych znaleźć możemy polski trop – Leonardo DiCaprio, w którego kolekcji znajdują się m.in. obrazy Picassa i Basquiata, jest też zagorzałym wielbicielem i niestrudzonym propagatorem twórczości Stanisława Szukalskiego, za życia zaprzyjaźnionego z ojcem aktora. Wraz z nim zdobywca Oscara wyprodukował dostępny na Netfliksie film o ekscentrycznym "Stachu z Warty".
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Stanisław Szukalski z Leonardo DiCaprio, 1980, fot. z archiwum prywatnego artysty
Jednak najważniejsza kolekcja polskiej sztuki współczesnej znajduje się nie w hollywoodzkiej willi, a w skromnym muzeum na zachodzie Niemiec i należy do niemieckiego okulisty. Urodzony w Wielowsi na Śląsku w niemieckiej rodzinie Werner Jerke w wieku dwudziestu kilku lat wyemigrował do RFN, gdzie skończył okulistykę i zaczął kolekcjonować polską sztukę. Dziś prowadzi nie tylko klinikę okulistyczną, ale i prywatne muzeum poświęcone swoim zbiorom w Recklinghausen w Zagłębiu Ruhry. Polską sztukę Jerke zaczął kolekcjonować jeszcze jako student medycyny, odwiedzając kraj, w którym się wychował. "Relacja pomiędzy marką niemiecką a polską złotówką w latach osiemdziesiątych pozwalała nawet niewiele posiadającemu niemieckiemu studentowi na zakupy prac w Polsce", mówił w rozmowie z Jackiem Michalakiem. Dziś w Muzeum Jerke znajdują się prace m.in. Wilhelma Sasnala, Katarzyny Kobro, Władysława Strzemińskiego czy Aliny Szapocznikow.
Szara strefa
Nie wszystkie kolekcje dostępne są w budowanych przez kolekcjonerów prywatnych muzeach. W 2011 roku w Szczecinie odnaleziono zbiory sztuki ukryte w prywatnym bunkrze. Bunkier należał do niejakiego Antoniego M. – oficjalnie murarza, nieoficjalnie króla podziemnego handlu sztuką w Polsce Ludowej. Już sam bunkier, w którym pomieszczono zbiory, został przez murarza-pasera zbudowany w ogródku własnego domu nielegalnie. W środku znajdowało się trzysta dzieł, przede wszystkim sztuki nowożytnej, od wczesnego renesansu po późny barok, oraz XIX-wiecznej, wśród nich skradziona w 1945 roku z Muzeum Śląskiego w Katowicach litografia Józefa Czajkowskiego. Pochodzenia większości prac nie udało się jednak ustalić. Zarzutu paserstwa, które i tak uległoby przedawnieniu, nie udało się Antoniemu M., w wyniku dwóch wylewów pozbawionemu mowy, udowodnić. Kolekcja (za wyjątkiem zwróconego Muzeum Śląskiemu Czajkowskiego) wróciła więc do właściciela. Historia Antoniego M. stała się barwną ilustracją dowodzącą istnienia szarej strefy kolekcjonerstwa w PRL, przenikającej się z oficjalnym obiegiem antykwaryczno-aukcyjnym, wyrosłej na szabrownictwie i chaosie migracji na "Ziemie Odzyskane".
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Krystyna Kozłowska, "Porwanie Europy", Spa Reception, Hotel Europejski w Warszawie, fot. Raffles Europejski Warsaw
Kolekcje sztuki gromadzą też niektóre banki i korporacje, często zaangażowane na różnych poziomach w funkcjonowanie sceny artystycznej. Prym wiodą w tej kategorii Bank ING ze swoją Fundacją Sztuki Polskiej ING, nie tylko gromadzącą zbiory, ale i organizującej cenny program "Artysta Zawodowiec", praktycznie przygotowujący studentów uczelni artystycznych do funkcjonowania w świecie sztuki, oraz Ergo Hestia, organizująca konkurs Artystyczna Podróż Hestii.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Polskie hotele za to do niedawna były ostatnimi miejscami, w których spodziewalibyśmy się znaleźć dobrą sztukę. Za sprawą Hotelu Europejskiego i hoteli sieci PURO zaczęło się to powoli zmieniać. Zbudowana przez Andę Rottenberg i Barbarę Piwowarską kolekcja Hotelu Europejskiego ma nie tylko dekorować przestrzeń i podnosić symboliczny status miejsca, ale też odnosić się do samego budynku i jego otoczenia, organicznie w niego wrastać. Kolekcje w hotelach sieci PURO, kuratorowane przez Zuzę Zakaryan, nawiązują z kolei do poszczególnych miast.