Potem improwizował Mickiewicz jeszcze w celi więziennej, w której osadzono go w następstwie afery filomackiej (co wyśmiał Mrożek w "Śmierci porucznika"), improwizował na zesłaniu w Rosji, improwizował w Paryżu.
Prawdziwy wybuch talentu improwizatorskiego nastąpił między 1827 a 1829 rokiem w Moskwie i Petersburgu. Improwizował na temat spalenia Kremla, ułożył i wyrecytował psalmodię o Stworzeniu, historię wyprawy na biegun północny, czy apologię Legionów Polskich we Włoszech.
Mickiewicz improwizował nie tylko na imprezach w gronie samych Polaków. Improwizował też wśród Rosjan, o czym napisał w na poły złośliwych "Nocach egipskich" Aleksander Puszkin. Wybitnego poetę nachodzi w nich inny poeta – włoski improwizator o aparycji mordercy czy prędzej spiskowca politycznego, a w najlepszym razie – handlarza bronią lub arszenikiem. Zresztą w tym wypadku powierzchowność improwizatora nie była istotna, ponieważ i tak wszyscy czytelnicy "Nocy egipskich" rozpoznali w nim Adama Mickiewicza. "Przedwczoraj spędziliśmy wieczór i noc u Puszkina z Żukowskim, Kryłowem, Chomiakowem, Mickiewiczem, Pletniewem i Nikołajem Muchanowem" – pisał w liście do żony Piotr Wiazemskij. "Mickiewicz improwizował po francusku prozą i zadziwił nas, rozumie się nie budową swoich zdań, lecz siłą, bogactwem i poezją swoich myśli. Między innymi porównywał on myśli i uczucia swoje, które musiał wyrażać w obcym mu języku, avec un enfant mort dans le sein de sa mère, avec des matériaux enflammés, qui brulent sous terre, sans avoir de volcan pour leur érruption [z dzieckiem umarłym w łonie swej matki, z rozpalonymi surowcami, które płoną pod ziemią, lecz brak wulkanu, który wyrzuciłby je na powierzchnię]. Przedziwnie oddziałuje ta improwizacja. On sam był wzburzony. Wszyscyśmy słuchali ze drżeniem i ze łzami. Gdyby jeszcze te myśli były obleczone w formę pięknej poezji. Raz Mickiewicz improwizował tragedię wierszem i ci, którzy słuchali, zapewniają, że to najlepsza, a raczej jedyna polska tragedia. I pomyśleć, że to tego człowieka prześladują, że pijany Nowosilcow i podły Bajkow mogą igrać jego losem. Ładne czasy, nie ma co!".
Puszkin tak nie potrafił. Słusznie uchodził za wielkiego poetę, lecz aktorem był żadnym, nie umiał przypodobać się publiczności, ani jej sobie zjednać. Przeciwnie Mickiewicz. Ten podobał się wszystkim i wiedział o tym. Może warto też zwrócić uwagę na fakt, że w Rosji w tamtym czasie rzadko słyszano polską mowę. Polacy mówili po polsku jedynie między sobą, w kontaktach z Rosjanami zaś przechodzili szybko na francuski. To był ich "patos wyższości". Ciekawe, że w wyższych sferach rosyjskich przyjął się analogiczny zwyczaj zwracania się do cara w języku francuskim, kojarzonym przecież wówczas z ideami wolnościowymi, rewolucyjnymi. Car, jako osoba kulturalna i otwarta, łaskawie przyzwalał na to. A jeśli chciał kogoś zwymyślać, zmieszać z błotem i poniżyć – co zresztą robił chętnie i dość regularnie – nieodmiennie przechodził na rosyjski – język niemający sobie równego w wynajdowaniu najbardziej wymyślnych przekleństw i obelg.
Po wyjeździe z Rosji Mickiewicz improwizował rzadko, uznając taki rodzaj zabawy z jednej strony za czysto sztubackie wygłupy, z drugiej zaś – przeciwnie – za niebezpieczne "zamawianie", gdy improwizator staje się wprawdzie naczyniem nadzwyczajnym, ale tylko naczyniem, do którego nalewa Obca Ręka. Aż nastał pamiętny dzień 25 grudnia 1840 roku. Tego dnia postanowiono ufetować imieniny i urodziny Adama oraz rozpoczęte przez niego kursy w Collège de France. Wtedy też doszło do najsławniejszej bitwy freestyle'owej XIX wieku pomiędzy nim a Juliuszem Słowackim. Impreza odbyła się u Eustachego Januszkiewicza, pisarza emigracyjnego i wydawcy, znajdując swoje przesilenie w Mickiewiczowskiej improwizacji, po której rozstroili się wszyscy obecni. Tak to zapamiętał poeta: "Wczora byliśmy na sutej wieczerzy u Eustachego" – pisał w liście do przyjaciela, Józefa Bohdana Zaleskiego. "Wyzwany przez Słowackiego improwizacją, odpowiedziałem z natchnieniem, jakiego od czasu pisania >>Dziadów<< nigdym nie czuł. Było to dobre, bo wszyscy ludzie różnych partii rozpłakali się i bardzo nas pokochali, i na chwilę wszyscy napełnili się miłością. W te chwile duch poezji był ze mną". Ogólne wzruszenie spłaszczyło uwydatniające się zwłaszcza na emigracji różnice polityczne, społeczne, obyczajowe. Wilk leżał obok owcy, najwięksi poeci polscy padli sobie w ramiona. Przeważyły dobroć i wylewność. O atmosferze bitwy można dowiedzieć się sporo z pełnego ciepła, czułości i przesady listu młodego Jana Koźmiana do brata, Stanisława Egberta Koźmiana, przyszłego tłumacza Shakespeare'a.