”"Wyobraź sobie, że lądujesz na wyspie. Wyobraź sobie, że na powitanie dostajesz naszyjnik z kwiatów. Wyobraź sobie, z jaką niecierpliwością wyglądasz słynnych rzeźb moai. Wyobraź sobie, że mieszkasz na wyspie. Wyobraź, że czekasz na następną grupę turystów. Wyobraź sobie, jak dużo masz teraz na głowie" – to fragment, od którego zaczyna się książko-gra, czy też literatura interaktywna Wanderlust Travel Stories. To pierwsze słowo pochodzi z języka niemieckiego i oznacza silną, niedającą się stłumić potrzebę podróżowania, szczególnie do miejsc nam obcych lub różnych od tego, co znamy. Tym razem jednak nie musimy się nawet ruszać z domu, a jedynie włączyć ekran komputera, telefonu czy tabletu. Przygoda będzie polegała nie tylko na czytaniu jednej z "travel stories" ("historii podróżniczych"), ale raczej na zwiedzaniu zakątka globu wraz z bohaterem, którego ścieżkami - a w konsekwencji przygodą - będziemy sterować.
"Wybierając to, co bohater czy bohaterka robi, kształtujemy ich nastrój i na przykład stopień zmęczenia, a kolejne fragmenty tekstu będą się do tego stanu dopasowywać", mówi Artur Ganszyniec z firmy Different Tales, którą założył razem z Jackiem Brzezińskim. To nasza "agencja turystyczna". "Przecież inaczej odbieramy świat, gdy jesteśmy głodni, a inaczej, gdy wypoczęci" precyzuje Ganszyniec. W tym właśnie sensie "gramy" literaturą, nie jesteśmy - jak w przypadku przewodnika czy książki podróżniczej - jedynie odbiorcami treści. Jest tylko jeden szkopuł: poza sprzętem elektronicznym do wyprawy niezbędna nam jest znajomość współczesnej łaciny: gra powstała bowiem jedynie w języku angielskim. Zresztą już podbija światowe rynki. Sporą popularnością cieszy się na przykład w Japonii - swoją drogą ziemią obiecaną wielu turystów.
Kciukiem po tablecie
Wanderlust Travel Stories rzuca nas już w pierwszych minutach na kraniec globu, czyli na Wyspę Wielkanocną (to tam stoją właśnie posągi moai). Spotkać tu można ciekawą grupę obieżyświatów, każdy z nich przybył z innej części świata i ma inną historię do opowiedzenia. Jest tu Adilia, emerytowana reporterka, która jeszcze chwilę temu przeżyła niesamowite chwile na Czarnym Lądzie, gdzie pojechała na pogrzeb przyjaciółki. Ambitna prawniczka Henrietta popłynęła w pięciotygodniową wyprawę na Biegun Południowy, Tomek w pogoni za miłością ruszył pociągiem z Polski do Hiszpanii, a Martine, idąc przed siebie, poznała kulinaria i kulturę Tajlandii. Po przeczytaniu krótkiego wprowadzenia musimy podjąć decyzję, którą historią się zasłuchamy, czyli za którym bohaterem pojedziemy zwiedzać świat. Opowieści dzieją się pod różną szerokością geograficzną, mają też różną długość i formułę. "Każda historia ma różny margines swobody. Na przykład w Tajlandii możesz nawet zdecydować, czy Martine pójdzie na północ czy na południe. W przypadku podróży pociągiem czy jachtem takiego wyboru nie ma, możesz jednak wpływać na inne rzeczy" zachęca Ganszyniec.
Waham się. Wyprawa do Afryki zapowiada się na długą, od Tajlandii odstrasza mnie wizja upalnej i wilgotnej aury (nieważne, że tylko opisanej; podejrzewam, że i tak będę ją w pewnym sensie odczuwać), a do podróży pociągiem fakt, że miałabym się wcielić w mężczyznę. Zostaje więc Brytyjka Henrietta, zbliżająca się do czterdziestki prawniczka, córka Henry'ego, który przypłynie luksusowym jachtem i okaże się moim drugim podróżniko-bohaterem. Na razie jednak wyruszamy we dwie – ja i Henrietta - do Ameryki Południowej, przypominając sobie, że nie tak dawno temu Argentyna i Anglia toczyły krwawą wojnę o leżące na południowym krańcu kontynentu Falklandy. Nasz cel leży dalej - to Antarktyda, królestwo bieli, pingwinów i bezwzględnych warunków pogodowych. Zanim dotrzemy do ostatniego punktu wyprawy, razem z załogą odwiedzimy kilka mini-miasteczek, w których kwitnie polarne życie, zrobimy tam zakupy na kilkumiesięczną wyprawę, a Henrietta będzie powoli się odprężać i coraz mniej stresować czekającym ją w deszczowej Anglii wyzwaniem zawodowym. Świat widzę jej oczami, mogę jej podpowiadać, jak ma reagować w kolejnych sytuacjach: odciąć się na wkurzającemu załogantowi czy tylko wzruszyć ramionami, zostać na pokładzie czy schować przed wiatrem, napić się kawy czy iść spać. Uczestniczę w Wanterlust Travel Stories z telefonem w ręku i słuchawkami na uszach – płynie z nich szumiąca muzyka "tła", która pozwala mocniej zanurzyć się w opowieść.
Najpierw ”podróżuję” na kanapie w domu, potem w drodze do pracy, choć w tramwaju wyprawę szybko przerywam, bo wolę przeżywać przygodę Henrietty (naszą?) w spokoju. Jak się okazuje, nie tylko ja. "Pamiętam, że podczas targów, na których prezentowaliśmy Wanderlust Travel Stories, ktoś powiedział, że musi przerwać grę i skończyć ją w domu, by kontynuować ją w samotności", wspomina Artur Ganszyniec. I wcale nie wynika to z chęci ukrycia przed innymi pięknych zdjęć, które wyświetlają się na naszych ekranach. Bo podróż i "oglądanie" egzotycznych krajobrazów to tylko część przeżyć, jakie oferują nam twórcy. Każda wyprawa to także refleksja: "moja" Henrietta zastanawia się nad swoim stosunkiem do świata i nad tym, czy rzeczywiście chce codziennie rozwiązywać cudze problemy. Trzy dekady starsza od niej Adilia (ta przemierzająca Afrykę) mierzy się z przemijaniem i sensem istnienia. Oczywiście dobra literatura również może nam to zaoferować, ale literatura interaktywna robi to nowocześniejszym stylu.
Skipper, pisarka, artystka i wiedźmini gier
Jak to wszystko powstało? Właściciele Different Tales, Ganszyniec i Brzeziński, którzy poprzednio pracowali między innymi przy ”Wiedźminie”, chcieli spróbować swoich sił w tak zwanym slow-gamingu (grze polegającej na powolnym smakowaniu doznań). Do pisania zaprosili parę podróżników – Karolinę Sulej, także reporterkę i pisarkę oraz Mateusza Kubika, skippera i autora części zdjęć, jakie trafiły do Wanderlust Travel Stories. Wszystkie opowieści to połączenie drobiazgowo sprawdzonych przez autorów faktów i literackiej fikcji.
Sulej wspomina, że pisząc kolejne wątki, starała się zapomnieć o warsztacie reporterki. "Zwykle musiałam rugować swoje ego, nie skupiać się na własnych wrażeniach, tylko spróbować głęboko zrozumieć świat, przedstawić refleksję intelektualną, moralną, społeczną. Tu było inaczej – moim zadaniem było takie opisanie świata, aby odbiorcy mogli go poczuć niemal wszystkimi zmysłami. Przypominałam sobie, jak to jest być zmęczoną czy przestraszoną podczas podróży, albo jak smakuje egzotyczna potrawa czy jak pachnie powietrze", opowiada Sulej. Dla niej samej Wanderlust Travel Stories to eksperyment z formułą reportażu, próba wyjścia z nim poza łamy gazet i książek non-fiction.
Gdy powstały już cztery opowieści, zespół Different Tales dodał warianty i alternatywne zakończenia, potem Artur Ganszyniec, Marta Malinowska i Joanna Wołyńska zrobili przekład na angielski, a następnie złożyli całość. Są też literackie suplementy, czyli mini rozdziały, opisujące dodatkową, znacznie krótszą przygodę bohaterów. W sumie 16 godzin czytania, 300 tysięcy słów (czyli dwa razy więcej niż "Wojna i pokój", podkreślają twórcy), które mogą być okazją do przeżycia przygody ale też podpowiedzią, co kiedyś zwiedzić w Afryce czy Azji, lub raczej – jak zwiedzać. Autorzy mają nadzieję, że będzie to też pretekst do zastanowienia się nad etyczną stroną współczesnej turystyki, często pasożytującej na lokalnej gospodarce i zasobach ludzkich, nijak mającej się do romantycznej koncepcji wanderlust. "Chcieliśmy także przypomnieć, że dawniej w podróżowaniu chodziło o połączenie z naturą, lepsze zrozumienie świata i siebie. Gdy turystyka stała się gałęzią przemysłu, przestała nam w tym pomagać", mówi Sulej. Nowoczesne Wanderlust Travel Stories mają nam pomóc w powrocie do dawnego sensu podróżowania. Na razie wirtualnie, a gdy wyściubimy nosa spoza ekranu - także realnie.
Więcej informacji, także o tym, jak kupić Wanderlust Travel Stories, znajduje się tutaj: https://wanderlust.voyage/