Nástio Mosquito, angolski artysta, kurator odpowiedzialny za tytułową sekcję festiwalu, stwierdził, że "konflikt jest nieunikniony". W tekście kuratorskim nie omieszkał umieścić kolejnej z wielu swoich nieśmiesznych niby-prowokacji, oświadczając, że "decyzji o zostaniu kuratorem festiwalu Malta nie podjął ze względu na [...] darmowy dostęp do lokalnego burdelu". W jednej z rozmów w cyklu spotkań na Placu Wolności przyznał, że ważne jest dla niego, by "celebrować dwoistość" ("celebrate duality"). Pytanie tylko, czy dziś potrzebujemy jeszcze pielęgnowania podziałów i podkreślania militarnego oblicza rzeczywistości. Pokojowe działanie kolektywu artystek w łagodny, subtelny sposób wyrażało opór przeciwko zaproponowanemu przez Mosquito myśleniu. Co ciekawe, większość obejrzanych przeze mnie teatralnych wydarzeń Malty mówiła o bliskości, wspólnocie i empatii.
Jednoosobowa impreza
Kurator idiomu (jednej z kilku festiwalowych sekcji, o którą dba zaproszony przez organizatorów artysta) zaprosił widzów na "karaoke". Ujmuję je w cudzysłów, bo w rzeczywistości był to po prostu jego solowy występ w poznańskim klubie Dragon. Decyzje Mosquito zdziwiły mnie, wpisywały się jednak w pochwałę indywidualizmu, tworząc artystowski ego trip. Mosquito, zanim rozpoczął swój koncert, zapowiedział, że czekają nas "piosenki, przy których dorastaliśmy i uprawialiśmy seks i z którymi mamy wiele wspomnień". Zachęcał do wspólnego śpiewania. Jego występ nie był jednak wspólnotowym doświadczeniem, choć je zwiastował i obiecywał. Agresywna muzyka i zdecydowana ekspresja Mosquito jawiły się jako ucieleśnienie hasła festiwalu. Rzucony ze sceny komentarz "naprawdę nie rozumiem, czemu nie śpiewacie", choć miał być żartem, brzmiał raczej po prostu arogancko i wprowadzał konfuzję.
Czasy, kiedy awangarda czuła potrzebę obrażania wiodących komfortowe życie "mieszczuchów", minęły bezpowrotnie. Doświadczamy teraz też innych podziałów klasowych (artysta najpewniej sam jest jednym z możnych tego świata). Rozdźwięk między tym, co artysta mówi ze sceny, a tym, co faktycznie robi, miał być chyba tricksterskim wybiegiem, żartem. W rzeczywistości pokazał, że sztuka potrafi być bardzo ekskluzywna i zamknięta, nawet jeżeli stwarza pozory wspólnoty. Pozostaje mieć nadzieję, że Mosquito chciał sproblematyzować to zamknięcie sztuki, dziś bowiem znacznie cenniejsze od budowania wzajemnego dystansu (między jednostkami-monadami) staje się budowanie nici porozumienia, choćby wątłych.