Może to potwierdzić jego wielkie, czteroczęściowe dzieło "Na wysokiej połoninie", przypomniane, po ponad dwudziestu latach od pierwszego wydania krajowego i ponad trzydziestu od emigracyjnego, w wydaniu Fundacji Pogranicze w Sejnach. Jest to dzieło nie tyle o historycznych realiach owych kresów, pogranicza polsko-ukraińskiego w zakątku zachodnich Karpat, ile o pamięci tego odeszłego już w przeszłość świata, w którym współżyły społeczności polskiego ziemiaństwa, ukraińskich Hucułów, ludności żydowskich miasteczek, świata katolickiego, prawosławnego i hebrajskiego. Jest to utwór nie tyle odtwarzający ów świat, ile współtworzący mit Kresów, wielkość i pełnię świata uwiecznionego niejako, zatrzymanego w czasie, uchwyconego w swym ostatecznym kształcie, właśnie u kresu, na moment przed zniknięciem, końcem i klęską, którą sprowadza przetaczająca się przez cały Wschód Europy historia, doprowadzająca do wyniszczających konfliktów wewnętrznych, zapaści i katastrofy. Ale o tym już dzieło Vincenza nie opowiada. Pozostawia w pamięci to, co nie było katastrofą, to, co mimo klęski niemal całkowitej mogło zostać ocalone, przypomniane, przekazane.
Vincenz zaczął pisać "Połoninę" jeszcze przed wojną, wtedy też wyszła pierwsza jej część, "Prawda starowieku", opowieść o dawnych dziejach huculskiej Czarnohory, gdzie autor się wychował i dokąd wracał aż do wybuchu wojny. Dalsze części powstawały na emigracji, a więc w zmienionej już zupełnie perspektywie kresu i utraty owego świata, z perspektywy "widzę i opisuję, bo tęsknię po tobie". Ale Vincenz nie jest pisarzem sentymentalnym, tęsknota służy w rezultacie głębszemu, pełniejszemu doświadczeniu osobistemu, egzystencjalnemu, ale i ogólniejszemu, kulturowemu i historiozoficznemu według myśli poety: "ile cię cenić trzeba, ten tylko się dowie, kto cię stracił".
Dzieje owej straty, perypetie wojenne opisał Vincenz w autobiograficznym tomie wspomnień "Dialogi z Sowietami";, wydanym w Londynie wiele lat po wojnie. W połowie września 1939 roku pierwszy raz uciekał przed wkraczającą Armią Czerwoną, wtedy razem z Jerzym Stempowskim, którego akurat gościł w swoim domu w Krzyworówni. Przeszli przez Karpaty na Węgry, gdzie Vincenz miał przygotować schronienie dla swojej rodziny. Stempowski po wyczerpującej wędrówce przez góry, z której ledwie uszedł z życiem, pozostał dłużej na Węgrzech, skąd później przedostał się do Szwajcarii. Vincenz wrócił przez góry i pod samym domem został aresztowany przez sowiecki patrol. W "Dialogach" opisuje uwięzienie, przesłuchania w NKWD, a następnie uwolnienie dzięki wstawiennictwu wpływowych Ukraińców, którzy zaświadczyli o przyjacielskich stosunkach Vincenza z ludnością ukraińską. Pozostawiony w swoistym areszcie domowym, przygotowuje następną ucieczkę i w 1940 roku udaje mu się przedostać już z rodziną na Węgry. Drugi raz ucieka przed wkraczającą Armią Czerwoną przed końcem wojny. Przez Niemcy udaje się na południe Francji, gdzie osiada w Alpach francuskich, w wiosce La Combe koło Grenoble.
Jednotomowa "Prawda Starowieku" rozwinęła się na emigracji w czterotomowy epos nie tylko o przeszłości zagubionego w Karpatach kraju, ale i o upadku pewnego świata, wielowiekowej tradycji i lokalnie rozwijającej się wspólnoty, także o zderzeniu takiej właśnie rzeczywistości z nowoczesną cywilizacją, która wkracza w końcu i w te, niedostępne dotąd, rejony, niszcząc swą techniką, eksploatacją zasobów naturalnych także społeczności ludzkie, które przez wieki wypracowały sposób życia i wyobrażenie świata zgodne z jego naturą. A więc i dziś można odczytywać cały cykl "Połoniny" nie tylko jako przypowieść historiozoficzną, a nawet eschatologiczną, bo wiele w niej wątków religijnych, wierzeń i opowieści o wyobrażeniach końca świata, lecz także jako swoistą, nowoczesną powieść "ekologiczną". Autor nie doczekał już pełnego wydania swego dzieła, zmarł w 1971 roku w Lozannie. Dwie ostatnie części "Listy z nieba" i "Barwinkowy wianek" ukazały się w Londynie w latach 70.
Mogłoby się wydawać, że Vincenz jest jakimś folklorystą, oddanym wspomnieniom i rozpamiętywaniu odebranej "mniejszej ojczyzny", jak nazywał swą Czarnohorę nad Czeremoszem, pamiętnikarzem swego wypędzenia. Nic bardziej mylnego. Vincenz rozpamiętuje przeszłość, ale także europejską, a zarazem jest zaangażowany w bardzo współczesne dyskusje, dylematy i wybory między wielkością i wartością europejskiej przeszłości a jej zagrożeniem czy wręcz kresem w wyjaławiającej, wykorzeniającej nowoczesności. Wykorzenienie nowoczesnego człowieka to jedna z głównych jego diagnoz. Gruntownie wykształcony - wykształcenie klasyczne, z doktoratem z filozofii zrobionym w Wiedniu - na emigracji poświęca się studiom nad całą kulturą i literaturą europejską od jej antycznych początków. Są to studia nie tyle naukowe i erudycyjne, ile literackie w duchu dawniejszej humanistyki. Przybierają kształt szkiców i esejów, w których dba się bardziej o dialog i przychylność czytelnika niż o naukową precyzję czy dehumanizujący obiektywizm. Vincenz pisze właściwie o całej kulturze europejskiej; w wielu tomach esejów, takich jak "Po stronie pamięci", "Z perspektywy podróży", "Po stronie dialogu", wydawanych najpierw na emigracji, a po 1980 roku także w kraju, znajdziemy szkice o filozofii, literaturze i mitologii greckiej, o Dantem i klasykach literatury europejskiej, o polskim romantyzmie, o micie, folklorze, języku i filozoficznych kategoriach stanowiących podstawy cywilizacji europejskiej, o wyobrażeniach religijnych, w tym o wierze żydowskich chasydów, oryginalnym odłamie judaizmu powstałym na ziemiach dawnej Rzeczpospolitej. W swej wszechstronnej eseistyce Vincenz wyprzedza dzisiejsze zainteresowania i idee, pisze o potrzebie i możliwości dialogu, powołując się na Sokratesa i Platona, o ekumenizmie katolicko-prawosławnym i obecności żydowskiej mistyki, o regionalizmie i "małych ojczyznach", o walorach mitu i idei przeciw panowaniu samego czasu i historii, o wyborze pamięci i tradycji przeciw wykorzeniającemu nakazowi aktualności, czczej nowości, życia tylko zewnętrznego, z dnia na dzień. Vincenz podnosi to wszystko w swych pismach eseistycznych, które powstawały na poboczu emigracji, nie w politycznych centrach, wśród sporów o polskie racje, zdominowanych przez panowanie komunizmu. Rozważa właśnie niejako dla przyszłości racje szersze i powszechniejsze, ale też i polskie, trafiające dopiero dziś na swój czas, gdy Europa wraca do swego pełniejszego kształtu i własności po totalitarnych katastrofach XX wieku, po jej faktycznym upadku, po doświadczeniach dzisiejszego wykorzenienia i braku tożsamości, które muszą być przezwyciężone i przewartościowane, jeśli cywilizacja europejska ma nadal trwać.
Marek Klecel
© by "Twórczość" 2008