Martwię się, że nie kupię sobie Playstation 5. W online dawno tej konsoli nie ma, liczyłem, że pójdę sobie do sklepu i kupię, no ale sklepy zamykają. A więc nie kupię, nie zagram sobie w „Demon Souls”, co jest bardzo przykre.
Powinny mnie martwić zamknięte sklepy, a także śmiertelnie ugodzona branża eventowa, fitness, gastronomiczna, no i nieszczęśni artyści, do których mam nieprzyjemność się zaliczać. Przyjaciel, funkcjonujący w branży od zawsze, wspominał, jak trzy dekady temu żywił się przez miesiąc workiem kartofli, niczym więcej, mając na osłodę jedynie świadomość własnego gwiazdorstwa. Zostanie nam duma i wspomnienia, znów nastanie rok 1994, czas czarnych bram i wielkiego chaosu, w który po raz kolejny wjadą wielcy kapitaliści, skupujący wszystko jak leci za dziadowski grosz. Może właśnie o to chodzi w tej zabawie? Tak właśnie będzie, nie inaczej. Nieuchronność złego losu sprawia, że spływa na mnie spokój.
Mam w domu dwóch młodych nastolatków. Powinienem zamartwiać się o ich teraźniejszość i przyszłość. Obaj mocno związani ze środowiskiem koleżeńskim, wylądowali boleśnie od niego odcięci. Jak starszy ma spotkać się ze swoją dziewczyną? Edukacja zdalna to uciążliwa fikcja, rodzaj teatru, który nic nie przynosi, a już na pewno niczego nie uczy. Trwamy w nim, bo takie są wymagania no i trzeba jakoś zapełnić dzień. Nic to nie daje, powtórzę, dzieci głupieją. Utrwalenie systemu edukacji zdalnej pogłębi w niedługim czasie nierówności społeczne. Niektórych rodziców będzie stać na prywatnych korepetytorów, nazwijmy rzecz po imieniu, guwernerów i guwernantki, reszta rodzin zostanie w tyle, przegra, nim wyścig naprawdę się zacznie. Tak właśnie będzie. Jak poradzą sobie moi chłopcy? Tego oczywiście nie wiem. Ale świat młodych, nadchodząca rzeczywistość była dla mnie tajemnicą i przed pandemią. Świat zmienia się szybciej niż kiedykolwiek. Dzieci radziły sobie po wojnach i zarazach gorszych od obecnej, więc moi chłopcy będą żyli a może nawet doświadczą szczęścia.
Polska biednieje i gwałtownie się radykalizuje. Zaostrzenie prawa aborcyjnego podoba się przecież wielu. Na przykład tym młodym wojownikom Chrystusa z różańcem w formie kastetu. Ech, stań naprzeciw mnie, skurwysynu i nawet weź ten kastet. Nieważne. Liczy się co innego. Bieda sprzyja radykalizacji poglądów, zwłaszcza w wymiarze konserwatywnym i religijnym. Kto wie, czy nie istnieje odwrotna zależność. Niedługo potwornie zbiedniejemy, kruchta rozleje się nam na domy, zaś łby będą zakute. Tak właśnie to widzę - niedługo staniemy się ubogim, zaściankowym społeczeństwem, przy czym dzisiejszy, blednący dobrostan nie pozwala nam jeszcze objąć rozumem skali tej przyszłej zaściankowości i tego ubóstwa. Jest to autentyczny powód do troski, zwłaszcza dla ojca. Pocieszam się tym, że będę obserwował zagładę swojego świata i wszystkiego, co mi drogie. Otrzymam własną, małą apokalipsę. Może powinienem być za to wdzięczny?
Nastały ponure czasy, gęstnieje mrok i każdy musi wybrać sobie coś, czym będzie się martwił. Powodów mamy aż za dużo i wszystkich nie uniesiemy. Nie mogę martwić się dziećmi, Polską, biedą, ciemnotą, losem siłowni i wzrostem zachorowań. Wybrałem więc zmartwienie drobne, neutralne, w gruncie rzeczy nic nie znaczące. Na nim właśnie, na żadnym innym zogniskuję mój smutek, zachowując jednocześnie pogodę ducha w stosunku do spraw istotnych. Potrzebuję tego. Potrzebują też inni. Dlatego martwię się wyłącznie tym, że nie kupię sobie Playstation 5.