Spotkałem w życiu dwóch ważnych nauczycieli, a pani Ewa była jednym z nich. Matematyki oczywiście nie umiałem, do tego nie chciałem się jej uczyć. Byłem dość krnąbrnym dzieckiem i patologicznie trzymałem się własnych, durnych zainteresowań. Kochałem polski, historię. Niemniej pani Ewa władowała mi podstawy matematyki do głowy. Był to jedyny przedmiot w szkole, którego się uczyłem.
Nie wiem, ile z tej wiedzy zostało, ale do dziś potrafię wykonywać proste operacje matematyczce w głowie. Na przykład nie mam problemu z podzieleniem rachunku w knajpie. Wiem, kto za ile zjadł i wypił. Pamiętam, w czasach burzliwej młodości balowaliśmy we wrocławskiej restauracji Hawana. Żarcie było dobre, piwo poniewierało jak trzeba i tylko kelnerzy oszukiwali na rachunkach. Taki widział bandę podpitych facetów przy stoliku i dopisywał dychę albo dwie. Dla nas, w tamtych czasach ta kwota miała ogromne znaczenie.
Wyobraźcie sobie zdziwienie takiego faceta, gdy melduje się z rachunkiem a jeden z gości, szczerbaty, podobny do małpy i do tego zdrowo nastukany wskazuje z pamięci, ile potraw zeszło, ile piwek i ile to wszystko powinno kosztować każdego na głowę.
Pani Ewa przegrywała mi również kasety video z horrorami. Był sam początek lat dziewięćdziesiątych i niemal codziennie zachodziłem do wypożyczalni po jakiś gówniany film. Niektóre (najbardziej gówniane) pragnąłem oglądać wielokrotnie. W sukurs przychodziła mi pani Ewa. Mogła przegrywać, bo miała magnetowid i kamerę. Czasem, jak oddawała mi wyjątkowo krwawy i prymitywny horror, mówiła tylko: „ja ci tego nie kopiowałam”.
Prócz tego na lekcjach zdarzało się mówić jej mądre rzeczy o charakterze życiowym, nie ścisłym. Opowiadała o seksie, miłości, o zdradzie i o tym, co znaczy być blisko przy drugim człowieku. Jak masz dwanaście, czternaście lat, potrzebujesz takich drogowskazów. Uczniowie ją uwielbiali, ja też. Słuchałem mądrości pani Ewy, brałem skopiowane kasety i bałem się jej, bo wlepiała pały bez żadnych sentymentów. To chyba najważniejsza rzecz, jakiej od niej się nauczyłem: można być ludzkim i profesjonalnym jednocześnie.
Spotkaliśmy się po ćwierć wieku. Siedliśmy na piwie. Nieoczekiwanie pani Ewa opowiedziała mi historię ze swojego życia. Bardzo intymną i poruszającą. Nie wiem, czy ma stałą potrzebę mówienia o niej, ale wolę sądzić, że zostałem zaszczycony zaufaniem. W pewnym momencie poprosiła, abym mówił jej po imieniu. Zgodziłem się, wbrew sobie – bo przy tym piwnym stole byłem znów chłopcem, który kocha horrory i boi się, że nie zda matematyki.