W Polsce po roku 1989 pisarki także zaczęły się ujawniać w nowych rolach. We wczesnych latach 90. pojawiły się dosyć abstrakcyjna jak na owe czasy Olga Tokarczuk i bardziej obyczajowo radykalna Manuela Gretkowska. Na początku lat dwutysięcznych zabłysła o wiele bardziej pasująca do pism kobiecych Grażyna Plebanek. Znalazło się miejsce dla "mądrej sowy" – Magdaleny Tulli i badaczki o ciętej gadce – Kazimiery Szczuki. Nadciągnął też zastęp pięknych dwudziestoletnich z Lampy: Masłowska, Drotkiewicz, Marta Syrwid, Patrycja Pustkowiak. Gdzieś wśród sił ciemności narodziło się pisarstwo Joanny Bator. W Ha!arcie debiutowały Sylwia Chutnik i Marta Dzido. Dziś pojawia się fala pisarek odwołujących się do swoich lokalnych korzeni, takich jak Olga Drenda, Aleksandra Zielińska, Joanna Lech, Anna Cieplak i tworząca na emigracji Wioletta Grzegorzewska.
Dla polskiej literatury tkwiącej w objęciach Jerzego Pilcha, Stefana Chwina czy Wiesława Myśliwskiego oraz nonszalancko nieprzysiadalnego Marcina Świetlickiego, stopniowa kobieca rewolucja może jawić się jako szansa rozwoju. Europejskość podlewana francuskim winem i melancholią (Bieńczyk), międzywojnie ubrane w nowe łaszki (Twardoch, Engelking) czy wreszcie amerykański blues w polskich realiach (Żulczyk, Orbitowski) zdradzają, że mężczyźni tęsknią za innymi, bardziej prestiżowymi światami niż rodzima współczesność. Męczą się też nieco z językiem polskim, podczas gdy kobiety czują się w nim fantastycznie. Bawią się jego formami, jakby przymierzały nie tylko ciuchy o różnej stylistyce, ale też różne role.
Róż kontra miecz
Literackie "girl power" wyrasta ze wszystkiego, czym mężczyźni gardzą. Z kolorowych pisemek, do których dołączano różowe bransoletki. Z owocowych gum do żucia, dyskotekowej muzyki, poradników, bajek dla dzieci. Krzyż czy orzeł biały, o których każdy szanujący się pisarz chce mieć wyrobione zdanie, dziewczyny spryskują perfumami i robią sobie z nim selfie, na którym jest ich pierś z wytatuowanym A jak Antifa (tak mniej więcej ujęła to Alex Freiheit, znana z duetu Siksa).
Tzn. byłoby doskonale, gdyby tak to zawsze wyglądało. Gdyby właśnie to niższa gałąź literatury została zawojowana przez nową generację pań, które stronią od domów nad rozlewiskiem i trzepotów skrzydeł. Sprawa jednak jest trochę bardziej skomplikowana. Niemal 10 lat temu Justyna Sobolewska wspominała, że w nowej polskiej prozie książki pisane przez kobiety i ujawniające kobiecy głos i punkt widzenia niemal natychmiast wrzucane są do worka z literaturą zaangażowaną. Tak się stało z debiutującymi wówczas Sylwią Chutnik czy Martą Dzido. Zapytaliśmy więc krytyczkę, jak się ma rzecz z dzisiejszą prozą popularną pisaną przez kobiety:
Dziś literatura naprawdę popularna, powieści tzw. kobiece są bardzo konserwatywne – tak jak Grey muszą utrwalać tradycyjne role, powielać stereotypy. To jest Ficner-Ogonowska i Michalak. A jeśli chodzi o kryminały, autorki wprowadziły mocne postaci kobiecych inspektorek – Bonda, Gaja Grzegorzewska, Fryczkowska. Książki Miłoszewskiego są zaangażowane feministycznie, szczególnie "Gniew" i ostatnia powieść "Jak zawsze". Remigiusz Mróz dba o silne postaci kobiece. Natomiast niestety dziś – zaangażowana jest równoznaczne z niszowa. Większość literatury masowej, zwłaszcza powieści tzw. kobiece, powielają konserwatywne wzorce i zawsze chodzi w gruncie rzeczy o, metaforycznie mówiąc, rycerza na białym koniu.
Powstaje zatem pytanie, czy i jak tradycyjne dla literatury popularnej konwencje mogą pomieścić tendencje emancypacyjne.
Małe jest piękne, ale…
Klasycznym atrybutem, który często przesądza o zamianie stereotypowych ról, jest siła fizyczna. Sztandarowa postać z kobiecych kryminałów, detektyw Julia Dobrowolska z cyklu książek Gai Grzegorzewskiej jest solidnie wytrenowana, pełna werwy i seksowna, miejscami wręcz przerysowana i bardzo bliska komiksowemu ideałowi. W opinii niektórych czytelniczek Julia Dobrowolska jest manekinem na piękne ubrania, a autorka, chcąc złamać oczywiste stereotypy, w oczywisty sposób się w nie wikła. Gaja Grzegorzewska powiedziała nam jednak o ciekawym pochodzeniu swojej bohaterki:
Gdy powoływałam Julię do życia, miałam 22 lata, byłam bardzo młoda, niedojrzała i stworzyłam bohaterkę tak, jak robią to początkujący pisarze. Miała być super pod każdym względem. Potem mijały lata i zaprzyjaźniłam się z nią, fajnie mi się o niej pisało. Ale niełatwo było z niej zrobić człowieka, bo od początku była bardzo wyrazista, komiksowa i dosyć przegięta. Postanowiłam pójść na maksa w tę stronę. Dodatkowo z każdą kolejną książką Julia kroczy zdecydowanie w stronę ciemności. Przechodzi na stronę tych, z którymi wcześniej walczyła, odsłaniając swoje prawdziwe oblicze. W "Kamiennej nocy" balansuje na pograniczu socjopatii, idzie po trupach. Dalej będzie jeszcze gorzej.
Siła zblazowania
Nie zawsze jednak sprawność fizyczna jest kryterium umożliwiającym stworzenie zaradnej głównej bohaterki. Postacie z "Łaski" Anny Kańtoch są depresyjne i cyniczne, a przez to w sposób niecodzienny funkcjonują w bardzo surowej, zdawałoby się „męskiej” rzeczywistości polskiej prowincji. W rozwiązywaniu zagadki morderstw na dolnośląskiej wsi uczestniczą zresztą policjantka, nauczycielka i... mała dziewczynka, a akcję czytelnik poznaje w dwóch rejestrach czasowych i dwóch porządkach: pozornie magicznym i realistycznym. Poprosiliśmy krytyczkę Bernadettę Darską o opinię na temat oryginalnej pisarki:
Według mnie to bardzo ciekawa autorka, która stawia na nieoczywiste rozwiązania. Znakomicie łączy w swoim pisaniu cechy różnych gatunków. Tworzy – tak chyba można powiedzieć – nową jakość. Oprócz tego widać, że udaje się jej uniknąć etykiety bycia pisarką jednego tylko gatunku, a to rzadkość. Przykład literatury popularnej, która "trzyma poziom" i zasługuje na docenienie.
W opinii Darskiej pozycja w Polsce literatury popularnej wciąż jest słaba. Nawet jeśli książki z popularnych nurtów starają się poruszać trudniejsze albo tabuizowane tematy, ich okładki projektowane są według wciąż tych samych tendencji, skazując je na miejsce na półce z literaturą niepoważną. Jeśli zaś chodzi o feministyczny potencjał popularnych gatunków, krytyczka komentuje:
Ideowo feminizm stawia na wolność wyboru, więc jest możliwa opowieść, która byłaby w kontrze do narracji emancypacyjnych, ale miałaby rys feministyczny, bo byłaby opowieścią o tym, że bohaterka świadomie takie, a nie inne życie wybrała. Najbardziej niebezpieczna jest sytuacja, gdy literatura feministyczna zbliża się do tendencyjnej, a więc kiedy idea przesłania jakość literatury. Cóż, słaba literatura z dobrym przesłaniem zawsze pozostanie słabą literaturą.
"Must be the season of the witch…"
Ciekawym rozwiązaniem jest wykorzystanie figury wiedźmy. Wiedźma opiera się tradycyjnym symbolom legitymizującym patriarchalny porządek, spoglądając raczej w stronę pogańskiej Walkirii, Artemidy czy pradawnej Isztar. Jest właściwie wszystkim, czego męski świat honoru, braterstwa, prawdy dobra i piękna boi się najbardziej. Dysponuje atrybutami, której męscy herosi nigdy nie posiądą. Grażyna Plebanek ("Bokserka" 2014, "Pani Furia" 2016), spytana przez nas o porównywanie kobiet z mężczyznami z punktu widzenia siły, tak określiła swoje stanowisko:
Odpowiedziałabym cytatem z serialu "Wikingowie", że "Bogowie kochają dzielne, mocne kobiety, takie jak Walkirie". Siła, moc, odwaga to nie męskie atrybuty, lecz ludzkie. W tym chorym podziale na społeczne role wszystko się ludziom pomieszało, stawiają kobiety w roli słabszych. Tyko, że to my chodzimy w ciąży, rodzimy, karmimy, wychowujemy ludzi. To jest największa rzecz, jaką człowiek może zrobić. I jeśli zrobi to dobrze, to znaczy, że jest silny, silna. My, kobiety, nie musimy do niczego aspirować. Wystarczy, że jesteśmy sobą.
Niektóre autorki kryminałów próbują jednak dowartościować kobiecość poprzez zamianę ról. Np. Katarzyna Bonda w powieściach składających się na cykl Cztery żywioły Saszy Załuskiej ("Pochłaniacz", "Okularnik", "Czerwony pająk", "Lampiony") tworzy bohaterkę na bazie tradycyjnego schematu zdolnego gliny z problemami prywatnymi. Sasza to skrupulatna policjantka o rozważnej i dociekliwej naturze, której przeciwwagę stanowi jej życie osobiste. Uporządkowanie trudnej przeszłości jest impulsem do rozpędzenia akcji "Okularnika". Ale jednocześnie warsztatowo Bonda przekracza konwencję Chandlerowskiego kryminału: tworzy rozbudowane tło, wprowadza ogrom wątków historycznych związanych z polską prowincją, pisze bardzo ciekawe epizody drugorzędne i docenia wagę wyjaśniania psychologicznego. Przez to postać potencjalnie silnej bohaterki zdaje się tracić wyrazistość w natłoku kontekstowych szczegółów, a psychologia i historia przybliżają kryminał do powieści obyczajowych, zacierając granice gatunkowe.
Np. w "Okularniku" Katarzyna Bonda opisała atak ekipy Romualda Rajsa "Burego" na ludność białoruską. W wywiadzie z Krzysztofem Cieślikiem mówiła:
Podczas robienia dokumentacji za każdym razem natykałam się na historię "Burego" [Romuald Rajs, AK-owiec, wedle śledztwa IPN-u odpowiedzialny za powojenne pacyfikacje wsi i mordy na ludności prawosławnej na Białostocczyźnie - przyp. red.]. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo jest ona istotna i że właśnie na niej mogę zbudować intrygę. […] Gdyby to była martwa historia, to w ogóle bym tego nie wzięła. A przez to, że ta historia cały czas żyje, dla fabuły jest po prostu genialna.
Oświaty kaganiec (?)
Narracja historyczna jest główną osnową książek Elżbiety Cherezińskiej, wpisującej się w nurt powieści w tradycji Zofii Kossak-Szczuckiej i bardzo popularnej wśród młodzieży. Świętosława z dwóch bardzo dobrze przyjętych książek Cherezińskiej ("Harda" i "Królowa") jest postacią jakby wyjętą z klasycznych skandynawskich sag. Jednak esencja kobiecego konserwatyzmu tkwi w prozie obyczajowej takich autorek jak Katarzyna Michalak, która śpiewa też sentymentalne piosenki i nagrywa klimatyczne trailery. W jej powieściach jest wiele empatii dla tradycyjnego sposobu postrzegania kobiecości, ale niekoniecznie jest on afirmacją wolnego wyboru kobiecej roli. Na pewno wiele odbiorczyń jest spragnionych takich standardowych historii, potwierdzających tradycyjny porządek i układ ról w chaotycznych i płynnych czasach.
"Nie daj żonie noża"
Grę z fabularnym konserwatyzmem podejmują Anna Fryczkowska i Joanna Jodełka. Podstawowe ramy narracyjne są narysowane u tych autorek konwencjonalnie, a jednak wszystko w nich rozwija się w sposób co najmniej nieszablonowy. W "Kryminalistce" Jodełki kobieta zabija męża, autora tendencyjnych porad psychologicznych, jakby zabijając tandetną, brukową mądrość sprowadzającą kobietę do nierzucającego się w oczy elementu tła. Być może jest to też symbol walki z naiwną psychologizacją literatury i stereotypami. Fryczkowska zaś wykorzystuje konwencję kryminału do rozbudzenia w czytelniku niebanalnych emocji. Jak wspominała w jednym z wywiadów:
Każdy kryminał oswaja temat śmierci, a całkiem dużo z nich – temat żałoby. Dzięki lekturze pozwalamy sobie przez chwilę pomyśleć o tym, co i tak nieuchronne. Śmierć jako zaburzenie, a opis śledztwa jako przywrócenie porządku świata. Każdy kryminał to potyczka z ludzkim lękiem przed nieuniknionym.
Wstrząsający fakt biograficzny (16-letni syn pisarki popełnił samobójstwo) mógł określić to egzystencjalne podejście. Ciekawe, że podstawowy aspekt kryminalnych fabuł – dociekanie zbrodni – autorka traktuje bardzo swobodnie. Np. w "Żonach jednego męża" rozpatruje tajniki losów rodzin i cofa się w trudną przeszłość, wydobywając na pierwszy plan elementy obyczajowe.
Punkt dojścia
Katarzyna Puzyńska z wykształcenia jest psycholożką i może to decyduje o dojrzałości i spójności jej pisania. Budowane przez nią postaci prezentują się bardzo żywo, realistycznie i nie są sztuczne. Klementyna Kropp z powieści Puzyńskiej mieści w sobie kilka paradoksów obecnych w literaturze popularnej. Po pierwsze realizuje klasyczne zadanie bohatera kryminału, który stopniowo rozszyfrowuje zagadkę poprzez interakcje z resztą postaci. Po drugie wydaje się bardzo zwyczajna na tle innych detektywek. Po trzecie, choć nie jest postacią sztampową, jej przeżycia osobiste nigdy nie wdzierają się na pierwszy plan. Blogowi recenzenci zarzucają autorce powielanie oklepanych schematów literackich, ale ta cecha jest całkiem niezłą reklamą. Od debiutanckiego "Motylka" po wydane ostatnio "Czarne narcyzy" autorka realizuje szlifuje swoją sagę o wsi Lipowo, co rusz wprowadzając do niej jakieś drobne smaczki. Jej fabuły sklejone są z niepozornych, prowincjonalnych historii, które wchodząc ze sobą w korelację nabierają nowych wymiarów. I to na pewno jest miarą talentu mazurskiej pisarki.
Pokazywanie nowej podmiotowości to oczywiście cecha pisania w ogóle, niezależna od płci autora lub autorki czy gatunków i kategorii literackich. Powieści popularnych jednak najbardziej dotyczą konwencje estetyczne, odzwierciedlające konwencje społeczne i kulturowe, a pisarki w polu literackim nie od dziś mierzą się z romantycznym wzorcem artysty mężczyzny objaśniającego rzeczywistość. Thrillery, kryminały i powieści obyczajowe pisane przez kobiety wydają się więc najciekawszym laboratorium wykuwania się nowych opowieści o tym, jak dzisiejsza bohaterka radzi sobie ze światem, a jednocześnie świadectwem tęsknoty za jasnymi podziałami i przewidywalnym biegiem zdarzeń.
Autor: Konrad Janczura, marzec 2018