1. W otoczeniu architektury
Zbigniew Herbert urodził się i wychował we Lwowie, studiował w Krakowie oraz Toruniu, później przez jakiś czas pracował w Trójmieście i mieszkał w Sopocie. Największą część życia spędził jednak w Warszawie. Z polskiej perspektywy wydawać by się mogło, że życie poety toczyło się wśród pięknej architektury – zdobnych kamienic Lwowa, krakowskich i toruńskich zabytków, uzdrowiskowej zabudowy Sopotu. Nawet w Warszawie przez ponad 20 lat poeta mieszkał w kameralnej, przedwojennej kamienicy z oknami wychodzącymi na park.
Ryszard Krynicki pisał w 2005 roku w wierszu "Gołębie":
Ale pamiętam, jak Herbert
karmił synogarlicę
na parapecie kuchennego okna
w swoim mieszkaniu
przy Promenady
w lutym 1982 roku.
(Trwała wciąż mroźna zima
i stan wojenny).
W twórczości Herberta można znaleźć ślady miejsc, w których mieszkał. Są wspomnienia rodzinnego miasta – Lwowa (wiersz "Moje miasto"):
śniło mi się że idę
z domu rodziców do szkoły
wiem przecież którędy idę
po lewej sklep Paszandy
trzecie gimnazjum księgarnie
widać nawet przez szybę
głowę starego Bodeka.
A to wiersz o gotyckiej katedrze w Toruniu z 1951 roku:
[…]
milczenie posadzki na które
kwitną włosy grzesznicy
pora samotna jak ziarno
rozsadza opokę i dno
[…]
Tu z kolei fragment o sroce, widzianej z okna warszawskiego mieszkania:
od wczesnej wiosny
do późnej jesieni
rankiem
za oknem mojej sypialni
przelatuje
sroka
Najwięcej refleksji o przestrzeni i budowlach Herbert zapisywał w związku z podróżami. Tych odbył sporo, a najsilniej na jego twórczości piętno odcisnęły wizyty we Włoszech, Francji i Grecji. W tych krajach nie tylko zwiedzał zabytki, ale przede wszystkim badał korzenie naszej cywilizacji, poznawał relikty czasów, które ukształtowały kulturę europejską. Badacz twórczości i monografista Herberta, Andrzej Franaszek cytuje słowa poety:
podróżuję po Europie po to, aby z długich i dramatycznych dziejów ludzkich wydobyć ślady, znaki utraconej wspólnoty. Dlatego romańska kolumna z Tyńca koło Krakowa, tympanon z kościoła św. Petroneli koło Wiednia i płaskorzeźby w katedrze św. Trofima w Arles były dla mnie zawsze nie tylko źródłem przeżyć estetycznych, ale uświadomieniem sobie, że istnieje ojczyzna szersza niż ojczyzna swojego kraju.
2. Czucie i wiara czy mędrca szkiełko i oko
Czesław Miłosz, z którym Herbert przyjaźnił się przez wiele lat, mawiał podobno, że autor "Pana Cogito" ma w sobie wiele z historyka sztuki. Fascynowały go zabytki, antyczne świątynie, gotyckie katedry, starożytne pałace, a także zwykłe, przypadkowe uliczki czy place małych miast, na których można było poczuć ducha przeszłości. W jednym z wywiadów na antenie Polskiego Radia Herbert mówił:
Wylądować wieczorem w jakimś mieście, którego nie znam, które przeczuwam, o którym czytałem. Złożyć walizki w pokoiku hotelowym i zanurzyć się w to miasto. Jest to przygoda prawie miłosna.
Poeta nie zwiedzał z przewodnikiem w ręku, nie ustalał wcześniej tras swoich wędrówek. Oczywiście odwiedzał najważniejsze zabytki, ale tak samo wysoko cenił wędrowanie ulicami, przesiadywanie w miejscowych barach i kawiarniach, szukanie ducha miejsca nie tylko w materialnych pamiątkach, ale też w świetle, powietrzu, nastroju. Co więcej, poeta też rysował miejsca, które oglądał. Znanych jest wiele jego szkicowników pełnych rysunkowych impresji, czy o z ruin starożytnych świątyń, czy gotyckich katedr czy…. Rynku w Kazimierzu Dolnym.
Według relacji Andrzeja Franaszka Herbert pierwszy raz wyjechał za granicę w 1958 roku (do Paryża). Z tej i każdej kolejnej podróży przywoził wiersze i zapiski prozą, które później publikowane były w formie zbiorów esejów. To w nich właśnie znaleźć można najwięcej refleksji na temat architektury. Za życia poety ukazały się dwa takie tomy: "Barbarzyńca w ogrodzie" (1962) i "Martwa natura z wędzidłem" (1993). Później na rynek trafiły "Labirynt nad morzem" (2000) i "Król mrówek" (2001) oraz dwa zbiory, będące zbiorami rozproszonych notatek z archiwum twórcy: "Węzeł gordyjski" (2001) i "Mistrz z Delft" (2008).
Właściwie żaden z esejów Herberta nie dotyczy samej architektury, nie jest opisem pojedynczej budowli. Kontakt z historycznym obiektem był dla poety pretekstem do szerszych rozważań, od analiz historycznych (np. do opisów podboju Brytanii przez Rzymian), dziejów badań naukowych (np. wykopalisk archeologicznych na Krecie), poprzez mitologię (poszukiwanie śladów Minotaura w podziemiach zamku w Knossos), po sprawy – chciałoby się rzec – społeczne, jak kwestia zarobków murarzy, wznoszących gotyckie katedry, czy całkiem przyziemne, jak plotki na temat pobytu Vincenta van Gogha w Arles. Pisał:
Kamień był nie tylko materiałem, ale posiadał znaczenie symboliczne [...]. Między nim a człowiekiem istniał ścisły związek. [...] Człowiek i kamień reprezentują dwie siły kosmiczne, dwa ruchy w dół i w górę. Surowy kamień spada z nieba, poddany zabiegom architekta, cierpieniu liczby i miary, wznosi się do siedziby bogów.
W architekturze widział ślady rozwoju naszej cywilizacji, ale odbierał ją nie analitycznie, ale emocjonalnie i zmysłowo. "Jak pachnie marmur? Od wielu dni prześladuje mnie myśl, żeby powąchać marmur. Wiem, jak pachnie piaskowiec (obwąchałem wiele gotyckich katedr), ale marmur?" – zastanawiał się w jednym ze szkiców. W innych wychwalał możliwość poznania architektury przez dotyk: "Więc widzę je teraz po raz pierwszy w życiu, naocznie, realnie. Będę mógł za chwilę pójść tam, przybliżyć twarz do kamieni, zbadać ich zapach, przesunąć ręką po rowkach kolumny".
Budynki były dla niego dziełami samymi w sobie, ale jednocześnie śladami historii i kultury, były zmysłowo odbieranymi materialnymi bytami, ale i metaforami wydarzeń z przeszłości. Najlepiej zobaczyć to na kilku przykładach.
3. Katedra w Orvieto
Katedra stoi (jeśli ten nieruchomy czasownik jest odpowiedni dla czegoś, co rozdziera przestrzeń i przyprawia o zawrót głowy) na obszernym placu [...]. Pierwsze wrażenie nie różni się od ostatniego i dominuje uczucie niemożności oswojenia się z tą architekturą.
XIV-wieczna świątynia w mieście, położonym w połowie drogi między Florencją a Rzymem, jest rzeczywiście wyjątkowa. Ogromna, marmurowa, bardzo bogato zdobiona, uderza mnogością detali i zdobień. "Fasada była dla Włochów kolorową procesją nieco przesadną jak opera z chórami rzeźb, mozaik, pilastrów i wieżyczek, a Orvieto jest na pewno jednym z najbardziej uderzających przykładów malarskiej koncepcji architektury. To właśnie sprawia trudną oddania mieszaninę zachwytu, zażenowania i zupełnego zagubienia w lesie kolorowych kamyków, falujących płaszczyzn brązu, złota i błękitu".
4. Siena
W tym mieście, zaplanowanym – jak zauważa Herbert – na wzór meduzy albo gwiazdy i "pozbawionym tyranii kąta prostego", poeta spaceruje bez planu i celu. Pisał:
pierwsze godziny w nowym mieście należy poświęcić na łażenie według zasady: prosto, potem trzecia w lewo, znów prosto i trzecia w prawo. Można też jak sierpem rzucił. Systemów jest wiele i wszystkie dobre.
Siena do takiego błąkania się nadaje wyjątkowo dobrze, jest niewielka, spójna, a na koniec zawsze trafia się na niezwykły, amfiteatralnie zagłębiony ("przypomina wklęsłą stronę muszli") plac del Campo lub pod katedrę – Il Duomo.
Nie należy ulegać terrorowi przewodników, lecz spojrzeć na tę jedną z najpiękniejszych budowli na świecie odrobinę krytycznie. Po oszołomieniu i pierwszym zachwycie oczywiście. Tej przyjemności nie należy sobie nigdy odmawiać, zresztą twórcy fasady, a wśród nich Giovanni Pisano, zrobili wszystko, aby utrzymać nas w stanie estetycznej febry.
5. Katedra w Chartres
Jedne budowle urzekały Herberta zmysłowością, inne dekoracją, poeta dostrzegał piękno fresków, mozaik czy obrazów, walory stosownie dobranych materiałów. Przy okazji wizyty w Chartres zwrócił uwagę na zupełnie inny, (do dziś!) pomijany aspekt architektury: jej budowniczych. Stojąc na kamiennym pomoście północnej wieży gotyckiej katedry, zauważył:
może warto zamiast pisać o witrażach, które modulują światło, jak gregoriański śpiew modulował ciszę, i o tajemniczych chimerach, dumających nad otchłanią wieków, pomyśleć, jak ten kamień zawędrował tutaj w górę. A zatem o robotnikach – muratorach, kamieniarzach i architektach i nie o tym, co się działo w ich duszy, kiedy wznosili katedrę, ale jakich używali materiałów, narzędzi i sposobów, a także ile zarabiali.
Kilkanaście stron eseju o jednej z najpiękniejszych gotyckich katedr na świecie Herbert poświęcił rozważaniom na temat kosztorysu jej budowy, logistyki transportu materiałów budowlanych, warunków, w jakich pracowali murarze, narzędzi, jakimi się posługiwali. To niezwykłe, że tym aspektom architektury nadal praktycznie nie poświęca się uwagi...
6. Katedra w Senlis
Senlis jest miastem, przez które przeszła historia. Mieszkała w jego murach parę wieków, potem odeszła. […] Jest jak srebrna moneta moneta z wizerunkiem groźnego niegdyś cesarza, którą teraz można obracać w palcach bezpiecznie jak orzech.
W Senlis znajduje się gotycka katedra – jej budowa rozpoczęła się kilka lat po wyświęceniu chórku świątyni w Saint-Denis i jest właściwie jej kopią. Obserwując bogate zdobienia kościoła w Senslis, Herbert snuł rozważania nad narodzinami gotyku. Uważa się bowiem, że nowy styl zrodził się w chwili, gdy opat Saint-Denis, Suger, zdecydował o rozbudowie starego kościoła karolińskiego. Nakazał m.in. poszerzenie naw i nakrycie ich sklepieniami krzyżowo-żebrowymi, które to umożliwiły nadanie zupełnie nowych form. Opata Sugera uważa się, w pewnym uproszczeniu, za ojca stylu gotyckiego w architekturze.
Jest rzeczą ponad wszelką wątpliwość pewną, że pojawienie się nowego stylu odpowiadało nowej postawie duchowej. Skupionym, kontemplacyjnym katedrom romańskim przeciwstawiono budowle dynamiczne i gwałtowne, w których światło, "esencja boskości", zaczęło odgrywać dominującą rolę. Spotkało się to z zamiłowaniem Sugera do splendoru, bogactwa wnętrz i witraży – owych konstelacji drogich kamieni przy tysiącu zapalonych świec.
7. Arles
Vincent van Gogh mieszkał w Arles nieco ponad rok, w 1888 i 1889 roku. Przyjechał tu – jak pisał Herbert – "by zdobyć błękit intensywniejszy od nieba i żółć bardziej olśniewającą niż słońce". Prowansalskie miasteczko słynie z malowniczych pejzaży, kolorów i zapachów. Ale ciekawa jest też jego historia, sięgająca starożytności (rzymski amfiteatr miał mury tak potężne, że służył jako forteca, w której wnętrzu zbudowano domy, ulice i kościół).
Nasi przodkowie nie mieli w tym stopniu, co my, skłonności do zakładania muzeów. Przedmiotów dawnych nie zamieniali w eksponaty zamknięte w szklanych gablotkach. Używali ich do nowych konstrukcji, wcielali przeszłość w teraźniejszość bezpośrednio. Dlatego zwiedzanie takich miast, jak Arles, gdzie przemieszane są epoki i kamienie, jest bardziej pouczające niż chłodny dydaktyzm usystematyzowanych kolekcji.
Zamiast oglądania przez szybę muzealnych eksponatów w Arles Herbert wolał porozmawiać z barmanem, który podobno znał van Gogha:
– No i tak. Van Gogh. Umarł już.
– Ale pan go znał?
– Kto go tam znał. Żył sam jak pies. Ludzie się go bali.
– Dlaczego?
– Latał po polach z takimi wielkimi płótnami. Chłopcy ciskali w niego kamieniami. […]
– Więc nie lubiliście go?
– Był bardzo śmieszny. Włosy miał jak marchewka.
8. Forum Romanum, Rzym
W obliczu spotkania z jednym z najważniejszych dzieł ludzkości – Forum Romanum – poeta sięgnął do własnej przeszłości. Wspominał słowa gimnazjalnego nauczyciela łaciny, który na jednej z lekcji lwowskim dzieciom zaczął rysować na tablicy ruiny tego centrum starożytnego świata i kolebki europejskiej demokracji:
Być może przyjedziecie kiedyś do Rzymu […]. powinniście zatem poznać główne budowle Wiecznego Miasta. Nie chcę, żebyście się pętali po stolicy cezarów jak nieokrzesani barbarzyńcy.
Herbert do każdej podróży sumiennie się przygotowywał. Francesco M. Cataluccio, włoski pisarz i tłumacz, współtwórca Zeszytów Literackich, który towarzyszył Herbertowi w wielu jego wyprawach, w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" wspominał, że poeta wszędzie wędrował z ogromną teczką:
Herbert nieustannie balansował między sacrum i profanum. Wszędzie jeździł z wielką teczką z napisem "Atlas mitologiczny" wypchaną notatkami z bardzo wyrafinowanych lektur. Na jej podstawie sprawdzał też, czy wszystko zgadza się w jego przypisach do książek.
9. Akropol, Ateny
Herbert pisał:
Nie ma na świecie budowli, która tak trwale okupowała moją wyobraźnię. […] Kiedy jechałem tam, rósł we mnie strach, że konfrontacja niszczy to, co przez wiele lat budowały cierpliwe domysły.
Podróżowanie – i weryfikowanie własnych wyobrażeń z rzeczywistością – nie było w czasach PRL-u łatwe. Aby móc jeździć po Europie, Herbert podczas pobytów stypendialnych dorabiał – udzielał korepetycji z łaciny, a nawet, o czym pisze Andrzej Franaszek, pilnował stoisk w paryskich Halach. W wielu esejach Herberta można znaleźć informacje o tym, że nie zawsze starczało mu na posiłek w restauracji. Nie miało to jednak wielkiego znaczenia, ważniejszy był dla niego kontakt z autentycznymi reliktami przeszłości:
Świątyni greckiej obce jest słowo ruina. Nawet te najbardziej zniszczone przez czas nie są zbiorem kalekich fragmentów, bezładną stertą kamieni. Bęben kolumny zaryty w piach, oderwana głowica – mają doskonałość skończonej rzeźby.
10. Pałac w Knossos
[…] czy można w ogóle mówić o historii Krety starożytnej, skoro brak źródeł pisanych poza skąpymi przekazami greckimi albo egipskimi. Całym właściwie świadectwem długich dziejów są tylko ślady materialne – ruiny domów i pałaców, ceramika, freski, posążki z wypalanej gliny, sarkofagi.
Jednym z takich wspomnień, zapisanych w sztuce, są tragiczne losy Minotaura, potwora, zrodzonego z romansu żony króla Minosa z bykiem. Człowiek z głową byka, pożerający co dziewięć lat siedem dziewcząt i siedmiu chłopców, uwięziony był w labiryncie, jaki w podziemiach zamku Knossos zbudował Dedal. Dopiero Tezeusz, z pomocą nici, podarowanej mu przez Ariadnę, ostatecznie Minotaura zgładził. Herbert był empatyczny względem kreteńskiego potwora:
Pamiętam dobrze piękną amforę w stylu attyckim, czarnofigurowym, na której wyobrażona jest nierówna walka Tezeusza ze zwierzęciem: łatwe zwycięstwo człowieka. Minotaur jest na kolanach. […] jest piękny i bezbronny. Ma kształtne ciało młodzieńca o głowie byka. Z jego karku spływa na ziemię warkocz krwi.
Biedny Minotaur!
Cytaty pochodzą głównie ze zbiorów esejów Zbigniewa Herberta „Barbarzyńca w ogrodzie” i „Labirynt nad morzem” oraz z tekstów Andrzeja Franaszka, opublikowanych na stronie www.fundacjaherberta.com.