Być może ponownie odzywa się potrzeba ucieczki od szarej rzeczywistości, tym razem od rozczarowującego kapitalizmu? - zastanawia się dziennikarz i krytyk filmowy Wojciech Kałużyński we wstępie do swojej książki "Kino, teatr, kabaret w przedwojennej Polsce". Postanowiliśmy to sprawdzić. Przedstawiamy współczesne: literackie, muzyczne i filmowe dowody tęsknoty za mitycznymi latami 20. i 30. ubiegłego wieku.
Jak dobrze było przed wojną!
Maja i Jan Łozińścy od lat z wielką pasją zajmują się badaniem tradycji i historii polskiej obyczajowości. W poszukiwaniu materiałów do swoich reportaży z przeszłości szperają po archiwach i zaglądają do pamiętników. Z kawałków wspomnień z precyzją odtwarzają świat, którego już nie ma. W serii bestsellerowych książek o dwudziestoleciu międzywojennym, m.in. "W przedwojennej Polsce", "Smaku dwudziestolecia", "Narty, brydż i dancing", "Bale i bankiety II RP", uchylają przed czytelnikami drzwi do świata rządowych i dyplomatycznych rautów oraz artystycznych biesiad. – Interesuje nas życie wokół nakrytego stołu i ludzie, którzy nadają mu blask – mówią autorzy literacko-historycznych przewodników po rozrywkach przedwojennej Polski. Jan Łoziński w wywiadzie dla Polska the Times podkreśla, że imponujące było przede wszystkim tempo przemian społecznych, obyczajowych, cywilizacyjnych, jakie miały miejsce po zakończeniu I wojny światowej:
Zabrzmi to może dziwnie, ale najbardziej zachwyciła nas w tamtych czasach nowoczesność, jaka pojawiła się w różnych dziedzinach życia. Motoryzacja, lotnictwo, architektura, wzornictwo przemysłowe - wydaje się, że dopiero wówczas zaczął się na dobre wiek XX.
Autorzy przyznają także, że im dłużej zajmują się tym okresem, tym stosunek do ówczesnej rzeczywistości staje się coraz bardziej krytyczny.
Na nas, których dzieciństwo i młodość upłynęły w siermiężnym PRL, największe wrażenie robiły początkowo przedwojenne, prasowe zdjęcia, ukazujące ulice dużych miast, ruch, nowoczesną architekturę, witryny sklepowe, fotografie zamożnych mieszkań lat 30. Smutna była świadomość regresu, cywilizacyjnego cofnięcia, jakie się dokonało wraz z nastaniem komuny(...) Myślimy, że obecnie bardzo idealizuje się ten okres historii naszego kraju. Jest to pewnie zrozumiała reakcja na miażdżącą krytykę międzywojnia, sanacyjnych rządów, jaką przymusowo karmiono nas w Polsce Ludowej. Tak naprawdę na obiektywną ocenę II Rzeczypospolitej musimy chyba jeszcze wszyscy trochę zaczekać.
– mówią w Polska The Times.
A my w oczekiwaniu na rezultat historycznych rozważań i podsumowań polecamy najnowszą książkę Mai i Jana Łozińskich "Życie codzienne arystokracji", wyd. PWN. To niepowtarzalna szansa spaceru po najwspanialszych arystokratycznych siedzibach – w Łańcucie, Nieborowie, Rogalinie czy Nieświeżu. Czytelnicy mogą zajrzeć do pałacowych jadalni, sypialni, garderoby, a nawet do dziecięcych pokoi. To w arystokratycznych siedzibach powstawały pierwsze w Polsce korty tenisowe, a w garażach – jak w rezydencji w Jabłonnie – można było zobaczyć wyścigowe automobile.
Takie historie zdarzają się tylko w harlequinach
- Choć życie elit było pełne przepychu i elegancji, to międzywojenna Polska miała jeszcze inne, może nawet bardziej pociągające, bo niepodręcznikowe oblicze. Szczególnie kobieca droga do życiowego sukcesu i niezależności usłana była przeszkodami - o czym przekonuje z kolei Kamil Janicki, historyk, tłumacz i publicysta, autor cieszących się wielkim uznaniem czytelników książek, w tym m.in. "Elit w II Rzeczpospolitej", "Pierwszych Dam II Rzeczpospolitej" i wydanej niedawno w wydawnictwie ZNAK "Upadłych dam II Rzeczpospolitej".
Już przy pisaniu wcześniejszej książki zauważyłem, że te piękne, odpicowane elity, pod powłoką eleganckich strojów, wystawnych zabaw i doskonałych obyczajów, kryją drugą, bardzo brudną, kontrowersyjną i nieprzyjemną stronę. To, jak dzisiaj funkcjonuje polityka i życie elit jest niczym w porównaniu z przedwojenną Polską.
- mówi Janicki w wywiadzie dla Wirtualnej Polski.
Zanim jednak autor brawurowo wniknął w struktury międzywojennego półświatka, odkrył przed czytelnikami historie kobiet, które do tej pory są wizytówkami przedwojennej Polski - Marii Wojciechowskiej, Michaliny Mościckiej i Marii Mościckiej. - Takie historie zdarzają się w harlequinach, ale nie w prawdziwym życiu! - rozpoczyna swoją książkę Janicki, kierując uwagę czytelników na największy obyczajowy skandal II RP, który rozpalał emocje nie tylko polskich, ale też zagranicznych mediów. Prezydent Polski Ignacy Mościcki poślubił młodszą o 28 lat kobietę. I to kogo! Żonę własnego adiutanta i sekretarkę swojej pierwszej małżonki, która zmarła zaledwie kilka miesięcy wcześniej. Wiadomość natychmiast podchwyciły tabloidy, ważne krajowe tytuły, a nawet główne gazety brytyjskie i amerykańskie, w tym m.in. The New York Times. I tak, na jeden dzień Polska znalazła się w samym centrum uwagi.
Jak pisze Janicki, każdą z prezydentowych, oprócz burzliwego życiorysu łączy jeszcze coś: historia obeszła się z nimi bez skrupułów, zupełnie o nich zapominając. - O Marii Wojciechowskiej nie pamiętają nawet encyklopedie. Michalina Mościcka to bohaterka sztywnych i zdawkowych biogramów, a Maria Mościcka - co najwyżej plotkarskich artykułów. Każda zasługuje na więcej. Chcę przywrócić ich sylwetki do życia.
Powieść w odcinkach: sport, afery i skandale
Podstawowym problemem badacza dziejów kultury dwudziestolecia międzywojennego jest niezwykła obfitość materiału, o czym przekonał się Sławomir Koper, autor 22 literackich hitów historycznych o międzywojniu. Każdy tom bije wydawnicze rekordy. Powód? Lekkie pióro i odkrycie niszy, choć, jak przypomina w wywiadach Koper, początki nie były łatwe:-Przez dwanaście lat udało mi się wydać sześć książek, które totalnie przepadły na rynku. Nikt nie chciał mnie wydawać, pisałem zatem do szuflady. Kilka pozycji, które ostatnio się ukazały to skutek "przewietrzenia„ twardego dysku mojego komputera przez "Bellonę" - opowiada portalowi historia.org.pl.
Poza tym żadna inna epoka w historii naszego kraju nie zanotowała takiej eksplozji talentów w każdej dziedzinie sztuki. Piszą Żeromski, Reymont i Tuwim, maluje Witkacy i Stryjeńska, śpiewa Ordonka, tańczy Loda Halama, na wielkim ekranie pojawiają się Smosarska i Żabczyński. Ale Koper nie tworzy encyklopedii polskich artystów międzywojennych, prześwietla ich sekrety i życie prywatne. Pisze o preferencjach seksualnych, alkoholizmie, narkomanii, problemach i oszustwach finansowych. Opowieści starczyło na kilka tysięcy stron aż 22 tomów. A kolejne wciąż powstają i inspirują pisarzy, badaczy, historyków, reżyserów teatralnych, filmowców i czytelników.
"Życie prywatne elit artystycznych Drugiej Rzeczpospolitej", "Życie prywatne elit Drugiej Rzeczpospolitej", "witkacy: narkotyki i kobiety", "Artyści i alkohol", "Tadeusz Boy-Żeleński: skandalista epoki" itd.
Celebryci II Rzeczpospolitej, czyli Bodo wychodzi z lodówki
Uginające się od przybywających wciąż międzywojennych tytułów księgarskie półki nie zniechęciły do autorskich poszukiwań znanego dziennikarza i krytyka filmowego Wojciecha Kałużyńskiego– Wszystko wiadomo, temat został już opracowany, więc po co o nim pisać?- pyta autor we wstępie do wydanej właśnie w wydawnictwie PWN książki "Kino, teatr i kabarety w przedwojennej Polsce". Odpowiedź jest prosta. Fascynacja autora czasami, kiedy kino było jednym z ulubionych sposobów spędzania wolnego czasu niezależnie od statusu społecznego. Kałużyński przypomina także obowiązujący na salach savoir-vivre:
Jeśli podczas projekcji widzowie nie płakali – produkcja była kiepska i nie pomagały żadne tłumaczenia. Po ówczesnej Warszawie krążyła modna klasyfikacja rodzimych wyciskaczy łez, z podziałem na jedno-, dwu-, a nawet pięciochusteczkowe!.
Przypomina także branżowe legendy na temat oszczędności producentów, którzy kopiowali plenery z zagranicznych filmów. Zamówienie odbywało się mniej więcej tak: „Potrzeba mi trzydzieści metrów burzy na morzu, dwadzieścia metrów zachodu słońca na tle wiejskiego pejzażu no i dziesięć metrów chmur na niebie. "
Książka jest więc, jak pisze sam autor, rodzajem pięknie ilustrowanego bryku z dziejów muz przedwojennej Polski, w fascynujący sposób zbierającym w całość to, co o kinie napisali już historycy kinematografii i badacze teatru: Tadeusz Lubelski czy Zbigniew Raszewski. A bohaterami są twórcy niszowi i najjaśniejsze gwiazdy estrady, pierwsze kinematografy, małe kina, ale i podrzędne teatrzyki rewiowe. Jest rządzący twardą ręką warszawskimi teatrami Arnold Szyfman, zabójcze gaże Ordonki i bohater kabaretowych skeczy Wieniawa –Długoszewski. – Historie tak ciekawe, że szkoda, by odeszły w zapomnienie – przyznaje autor opowieści o rozrywkach międzywojnia. Epoki, kiedy ludzie – od ulicy po salon- naprawdę potrafili szaleć.
Warszawa 1935. Tego miasta już nie ma
Takiego projektu nikt wcześniej się nie podjął. Nad cyfrową, trójwymiarową rekonstrukcją przedwojennej stolicy kilkuosobowa grupa architektów, grafików komputerowych i informatyków pracowała aż 4 lata, zaostrzając apetyty widowni, i to nie tylko tej zakochanej w pocztówkach ze starej Warszawy. Udało się. Zainteresowanie 20-minutowym projektem filmowym przerosło wszelkie oczekiwania twórców. Każdy seans to wyprzedające się błyskawicznie z kinowych kas bilety i pękające w szwach sale.Skąd to zainteresowanie? - Warszawa to niezwykłe miejsce. Świadek tragicznej historii i nieprzemijający duch. Czy udało się go wskrzesić?
- Przy pierwszym obejrzeniu dosłownie zapiera dech w piersiach - komentował varsavianista Jacek Zieliński. - To coś takiego, jakby zapaść się w sen, w którym rzeczywistość miesza się z fantasmagorią. Jego zdaniem ten film bardziej podbije społeczną wyobraźnię, niż wszystkie varsavianistyczne książki razem wzięte. - Czyli mamy do czynienia z narodzinami mitu, który na wieki wieków ukształtuje wyobrażenie tysięcy ludzi o przedwojennym mieście - podsumowuje Zieliński.
Pola Negri po cyfrowym liftingu
Na współczesne ekrany za sprawą technicznego cudu filmowej rekonstrukcji powróciła też plejada przedwojennych gwiazd z Zofią Zajączkowską i Stefanem Jaraczem na czele. Huczna repremiera odrestaurowanego "Pana Tadeusza" , jednego z najważniejszych zabytków polskiej kinematografii z 1928r. w reżyserii Ryszarda Ordyńskiego i z towarzyszeniem współczesnej muzyki Tadeusza Woźniaka okazała się być na tyle atrakcyjnym wydarzeniem, że blisko czterdzieści kin z Sieci Kin Studyjnych i Lokalnych w całej Polsce zdecydowało się zorganizować u siebie pokaz. Tę przedwojenną superprodukcję klatka po klatce przywróconą do życia przez sztab specjalistów doceniła także publiczność polskich i litewskich festiwali filmowych.