Buntownik z wyboru
Prowodyrem akcji był Jerzy Kośnik, polski fotograf specjalizujący się w reportażach z planów zdjęciowych i portretach. W niespokojnych czasach jako jeden z niewielu artystów otrzymywał pozwolenia na wyjazdy zagraniczne dzięki współpracy z kwartalnikiem "Film". Tak też było i w 1981 roku. Tym razem jednak służbowa podróż odstawała od reszty wyjazdów.
"Kiedy w maju 1981 roku miałem wyjechać na Festiwal Filmowy w Cannes, po raz pierwszy czułem żal opuszczając Polskę. Tyle się wtedy działo. Karnawał Solidarności trwał nieprzerwanie już od wielu miesięcy. Dla lepszego samopoczucia zabrałem garść znaczków Solidarności Regionu Mazowsze." - wspomina artysta na swoim blogu.
Kośnik nie myślał o wielkiej akcji informacyjnej, nie planował zatrząsnąć światem czy wywołać skandalu. Z sentymentu schował jednak w kieszeni kilka znaczków organizacji, w którą wierzył i wspierał. To przez jego zanagażowanie polityczne w kolejnych latach stracił posadę korespondenta dla czasopisma "Film" i przysporzył sobie kilku niemiłych spotkań z przedstawicielami ówczesnej władzy. Zanim jednak to się stało, sprawił że Świat usłyszał o problemach małego państwa w środkowej Europie od największych sław ówczesnych czasów.
Jack Nicholson i "Solidarność"
Pierwszy w klapę marynarki znaczek "S" wpiął Jack Nicholson. Jerzy Kośnik poszedł na konferencje prasową z udziałem aktora, żeby zrobić kilka zdjęć. Z sali padło absurdalne pytanie: Czy lepiej grało się panu w scenie erotycznej z Jessicą Lange czy z innymi aktorkami?
"To było tak idiotyczne, że odważyłem się i spytałem, czy Jack Nicholson lubi "Solidarność". Aktor poprosił mnie o powtórzenie pytania, a potem dźwięcznym głosem odpowiedział: "Tak, lubię" - wspomina fotograf.
Po konferencji Kośnik podszedł do gwiazdy, opowiedział kilka słów o sytuacji w jego kraju i wręczył znaczek. Jack Nicholson od razu wpiął go w klapę białej marynarki i nie zdjął już do końca trwania festiwalu. Po powrocie do kraju fotograf pokazał materiał w redakcji "Filmu", na której to zlecenie pracował w Cannes.
"Dumny z siebie pokazałem je naczelnemu, ale on dostał białej gorączki i stwierdził, że fotografia nie kwalifikuje się do druku" - podsumował to spotkanie Jerzy Kośnik.
Kilka dni później odezwał się do niego Zygmunt Kałużyński z "Polityki". Zdjęcie Nicholsona wylądowało na okładce, a Kośnika wyrzucono z wcześniejszej pracy.
Nietypowe sesje zdjęciowe
To jednak nie ostudziło zapału fotografa. Kilka miesięcy później gen. Jaruzelski ogłosił wprowadzenie stanu wojennego. Na ulice wyjechały czołgi, a ludzie zaczęli bać się o jutro. Strach trwał kilka lat. W 1989, kiedy społeczne zrywy Polaków nabierały na sile, Kośnik zdecydował się raz jeszcze zainteresować świat losami swojego kraju.
"Wróciłem do tego pomysłu w maju 1989 r., przed wyborami w Polsce. Byłem wtedy na festiwalu w Cannes prywatnie. Zaproponowałem pięciu aktorkom udział w takiej sesji. Zgodziły się cztery - Grace Jones, Nastassja Kinsky, Jane Fonda i Carole Bouquet" - powiedział artysta w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej".
Nie wszystkie gwiazdy wiedziały czym była "Solidarność" lub jak wyglądało ówczesne życie Polaków.
"Grace Jones, gdy zacząłem jej tłumaczyć, czym jest "Solidarność", stwierdziła, że nie wie, o czym mówię, ale jestem bardzo przekonujący i chętnie będzie pozowała ze znaczkiem" - przywołuje anegdotę Jerzy Kośnik.
Następnie artystka odważnie wpięła znaczek w materiał swojego stanika i wygięła się w odważnej pozie. "Solidarności" na takim tle trudno było nie zauważyć.
Jane Fonda natomiast była doskonale zorientowana w sytuacji politycznej w Europie. Do zdjęcia zapozowała nie tylko ze znaczkiem "S", ale i z gestem "victorii". Charakterystyczne "V" było znakiem rozpoznawczym działającej w PRL-u opozycji. Tym gestem witali się członkowie i przedstawiciele ruchu, malowano go na murach i pismach z tzw. "drugiego obiegu".
Nastassja Kinsky przed obiektywem zapozowała bezpretensjonalnie. Wpięła znaczek niczym broszkę i związała włosy. "Solidarność" na tle jej koszuli wybrzmiewała jak nietypowa biżuteria. Sama artystka była zainteresowana sytuacją w Polsce i zmaganiami wschodniej i centralnej Europy ze Związkiem Radzieckim.
Ostatnią z pięciu aktorek, które do sesji zaprosił Jerzy Kośnik była Carole Bouquet. Podobnie jak Kinsky zdecydowała się na poważniejszą pozę niż Grace Jones. Prośbę polskiego fotografa odrzuciła jedynie Sophie Marceau. Kośnika zdziwiła jej decyzja, ponieważ od lat była wtedy w związku z polskim reżyserem Andrzejem Żuławskim. Fotograf uszanował jej zdanie.
"Potem tłumaczyła, że nie zrozumiała, o co mi chodzi. Podobno myślała, że do jakiejś reklamy chcę ją namówić" - dodaje żartobliwie w swoich wspomnieniach.
Pisma i agencje fotograficzne z całego świata kupowały zdjęcia polskiego fotografa. Gwiazdy Hollywood od Francji po Nowy Jork pojawiały się na okładkach i rozkładówkach najważniejszych magazynów ze znaczkiem "Solidarności". 4 czerwca 1989 roku odbyły się pierwsze po II wojnie światowej wolne wybory. Wygrała "Solidarność".
Źródła: Culture.pl, jerzykosnik.netgallery.eu, "Gazeta Wyborcza", materiały własne, opr. DS., kwiecień 2017