(Soc)realizm magiczny. Andrzej Wróblewski w Lublanie
Trzytygodniowy pobyt w Jugosławii w towarzystwie krytyczki Barbary Majewskiej okazał ostatnią podróżą w krótkim życiu Andrzeja Wróblewskiego. I choć wysłany w podróż do bratniej republiki socjalistycznej artysta nie do końca spełnił oczekiwania jako delegat, to bez tej wyprawy jego późne prace nigdy nie byłyby takie same.
Inne światło, inni ludzie
13 października, dzień po posiedzeniu Biura Politycznego PZPR, na którym niedawno wypuszczony z więzienia, zrehabilitowany i pewnie zmierzający po stołek pierwszego sekretarza Władysław Gomułka wzywa do większej odwagi w relacjach ze Związkiem Radzieckim, Andrzej Wróblewski jedzie do Warszawy, by wystarać się o paszport w związku z nachodzącą wyprawą do Jugosławii. 30 października Wróblewski i Barbara Majewska, krytyczka sztuki, wsiadają w samolot i wyruszają na trzytygodniową wyprawę z ramienia Komisji ds. Współpracy z Zagranicą. Oboje jadą tam w ramach wymiany kulturalnej jako krytycy. Na miejscu jeżdżą od miasta do miasta, oglądają kamienne bizantyńskie cerkwie, muzea, chłoną sztukę i popołudniowe słońce nad Adriatykiem. "Inne formy wzgórz, inne zapachy, inna roślinność, inne światło, inne budowle, inni ludzie", wspomina Majewska.
Wróblewski to jednak nie tylko krytyk, ale przede wszystkim artysta, do którego nowych obrazów jeszcze kilka tygodni wcześniej Majewska pozostaje nastawiona jest dość sceptycznie. W recenzji Salonu "Po Prostu", na którym Wróblewski wystawia, krytyczka notuje, że jego "świat malarski trzeba [...] raczej zbierać i odczytywać w poszczególnych elementach, żadna dotychczasowa realizacja nie przekonuje jako całość", kolor z kolei "występuje na płótnie często nieuzasadniony, nic nieokreślający". I w obu uwagach tkwi więcej niż ziarno prawdy, choć z dzisiejszej perspektywy świadczą one raczej o geniuszu malarstwa Wróblewskiego, niż jego słabości.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Barbara Majewska i Andrzej Wróblewski nad jeziorem Ochrydzkim, Macedonia Północna, fot. Barbara Majewska i Andrzej Wróblewski, © Fundacja Andrzeja Wróblewskiego/ www.andrzejwroblewski.pl
"Notatki jugosłowiańskie" Wróblewskiego sprawiają wrażenie nieco suchego sprawozdania opisującego twórczość wybranych malarzy – podróż po Jugosławii ewidentnie mocniej poruszyła w nim strunę malarską niż krytyczną. Tekst Majewskiej w "Przeglądzie Kulturalnym" dla odmiany pełen jest nie tylko opisów i analiz lokalnego malarstwa, skrzy się też od wstawek niemal reportażowych, notek o lokalnym pejzażu, wyłuskanych z rozmów spostrzeżeń i uwag o instytucjonalnej sytuacji jugosłowiańskich artystów. Mniejsza jednak o powinności delegata – dla malarskiej twórczości Wróblewskiego podróż okazała się bowiem istotnym przełomem. Ostatnim w ledwie dziewięcioletniej, choć wyjątkowo intensywnej karierze.
"Osobiście interesuje mnie stosunek nowoczesnych malarzy do folkloru. Słyszałem, że w tej dziedzinie wielu osiągnęło wspaniałe rezultaty", oświadcza Wróblewski. Ostatecznie jednak to raczej sam folklor niż jego nowoczesne interpretacje owładnie jego wyobraźnią. Najważniejsza z perspektywy późnych prac artysty, jakie zdąży namalować w ciągu kilku ostatnich miesięcy swojego życia olejem, a przede wszystkim gwaszem, tuszem i w malarsko-graficznej technice monotypii, okazuje się wizyta nie na żadnej z wystaw sztuki współczesnej, a w… Muzeum Etnograficznym w Belgradzie. Ogląda tam tzw. stećci – charakterystyczne przede wszystkim dla Bośni kamienne nagrobki z wykutymi nań reliefowymi, zgeometryzowanymi sylwetkami ludzkimi, o tradycjach sięgających średniowiecza. Ich przetworzone formy, ostateczne formy pojawiającego się w malarstwie Wróblewskiego od wczesnych lat motywu człowieka-abstrakcji, zaludniać będą ostatnie prace artysty.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Widok z wystawy "Andrzej Wróblewski. Waiting Room", 15 października 2020, Moderna galerija w Lublanie, Słowenia, fot.© Fundacja Andrzeja Wróblewskiego/ www.andrzejwroblewski.pl
Dorobek Wróblewskiego dziś interpretowany jest z reguły w odniesieniu do dwóch przełomowych momentów, z początku i końca jego kariery. Pierwszy następuje w okolicach 1948 roku, gdy młody artysta świeżo po studiach próbuje na nowo wymyślić realizm aktualny po katastrofie wojny. Drugi – około roku 1956, kiedy usiłuje zrobić to samo po socrealizmie. Socrealizmie, który stanowi trzeci, równie istotny przełom, nad którym nie warto wykonywać pełnego szpagatu zapominając o jego istnieniu. Tak jak płynnie Wróblewski w socrealizm wchodził, upatrując w nim realnych artystycznych możliwości, a nie zwyczajnie podążając za dekretem, tak i jego przekroczenie było raczej ewolucją niż rewolucją.
Wystawiony w Arsenale w 1955 roku obraz "Matki, Antyfaszystki" – najstarsza z prac pokazywanych na aktualnej wystawie "Waiting Room" w Lublanie – obrazuje to przejście. W porównaniu do realizowanych w zgodzie z doktryną obrazów starszych o kilka miesięcy, widać tu ożywienie koloru, zdynamizowanie form, raz rzeźbionych mocnym światłocieniem, raz rysowanych delikatną, płaską plamą, oraz wyraźną naturalność sceny. Kuratorzy słoweńskiej wystawy zwracają uwagę na pokrewieństwo sceny przedstawiającej dwie matki z dziećmi z klasycznym motywem chrześcijańskiej ikonografii, św. Anną Samotrzeć w towarzystwie Marii i dzieciątka Jezus.
Ale pod pędzlem wyrosłego w katolickiej tradycji i wykształconego również na historii sztuki artysty na ten motyw nakłada się powidok bliskich z ducha scen z okresu socrealistycznego – przedstawienia matki siedzącej z dzieckiem przy otwartych balkonowych drzwiach czy zasłaniającej niemowlę własnym ciałem przed nalotem. Tyle że teraz Wróblewski nie potrzebuje już bombowców w tle, by przedstawione w codziennych okolicznościach matki nazwać również antyfaszystkami – z dziesięcioletnim wyprzedzeniem zdaje się zapowiadać hasło drugofalowego feminizmu, zauważającego, że prywatne jest polityczne.
Przeciw odwilżowej bezmyślności
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Andrzej Wróblewski, "Prezydium" (Scena zbiorowa nr 713), niedatowana, tusz, papier, 29.2 x 42 cm, kolekcja prywatna, fot. © Fundacja Andrzeja Wróblewskiego/ www.andrzejwroblewski.pl
Choć zaangażowanie w socrealizm przynosi mu rozczarowanie, nie oznaczało to wylewania dziecka z kąpielą i radykalnego porzucenia realizmu jako takiego, na co w chwili, gdy litera socrealistycznego prawa staje się martwa, decyduje się wielu innych artystów. Inaczej niż w przypadku chociażby budującego powoli swoją legendę Tadeusza Kantora, rączo rzucającego się w informelową abstrakcję na modłę paryską, u Wróblewskiego niegdysiejsze socrealistyczne śniegi topnieją powoli. Nowym otwarciem zdaje się być rozczarowany niemal na zapas, do Jugosławii leci poirytowany "odwilżową bezmyślnością".
Majewska po powrocie przywołuje wypowiadane tonem spokojnej rezygnacji twierdzenia jugosłowiańskich artystów, że era poszukiwań dobiegła końca, a cały świat żyje teraz w cieniu Francji. Być może właśnie dlatego Wróblewskiego, mimo życzliwego zainteresowania i pochlebnych uwag pod adresem kolegów po pędzlu, w gruncie rzeczy niezbyt porywa poznana podczas delegatury współczesna sztuka. Pal sześć, że ich diagnoza okazała się nie do końca trafna także dlatego, że były to raczej ostatnie podrygi Paryża jako światowej stolicy sztuki – niechętnie, acz nieubłaganie ustępował on pola nowej, zamorskiej, czyli nowojorskiej potędze. Wróblewskiemu jednak nie w smak było tworzenie sztuki na bazie importowanych przepisów. Nie po to starał się wyjść z moskiewskiego cienia szukając własnego pomysłu na socrealizm, by teraz samemu pchać się w cień Paryża.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Andrzej Wróblewski, "Tron", niedatowana, gwasz, papier, 29.5 x 42 cm, kolekcja prywatna, fot. © Fundacja Andrzeja Wróblewskiego/www.andrzejwroblewski.pl
Poszukiwania nowych malarskich formuł w wykonaniu Wróblewskiego mają więc rys wręcz antykolonialny. Zamiast gwałtownych przewrotów preferuje raczej nawarstwianie i wielotorowość. Koronnym tego przykładem jest rozszczepienie na realizm i abstrakcję, akcentowane kilka lat temu m.in. w wystawie "Recto/Verso" w warszawskim Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Jej kurator Éric de Chassey w wywiadzie na łamach Culture.pl mówił wtedy: "Wróblewski robił rzeczy, które normalnie uznalibyśmy za niemożliwe w jego czasach. Pojawiły się one dopiero pod koniec lat 80. i na początku 90. u takich artystów, jak Luc Tuymans, w, Raoul de Keyser czy René Daniëls. Łączyli oni abstrakcję z figuracją, nie zastanawiając się nad różnicami pomiędzy tymi dwoma sposobami malowania. Fakt, że u Wróblewskiego działo się to już w późnych latach 40., stawia go w kompletnie odmiennym i wyjątkowym świetle."
Wróblewski jednak zdecydowanie między różnicami pomiędzy abstrakcją a figuracją się zastanawiał – i łączył je nie bez powodu. Kompozycje abstrakcyjne i realistyczne pojawiają się nie tylko po dwóch stronach tych samych płócien czy kartonów, ale też w obrębie pojedynczych przedstawień. "Człowiek-abstrakcja" z 1948 roku od pasa w górę pochłonięty zostaje przez mechaniczno-kwiecisty wir abstrakcyjnych trójkątów, podobny motyw znajdziemy też na desce rozdzielczej u "Szofera niebieskiego", również pejzaże za oknami prowadzonych przez kolejne wcielenia szoferów autobusów niejednokrotnie z umownego krajobrazu przeistaczają się w zupełną abstrakcję.
Styl wyświetlania galerii
wyświetl slajdy
U Malewicza w okresie przedsuprematystycznym rzeczywistość ulegała stopniowej geometryzacji, postaci chłopek w polu zamieniały się w układy walców i prostopadłościanów, u Mondriana realistyczna jabłoń powoli przekształcała się w układ łukowatych linii. U Wróblewskiego dla odmiany nie tyle cały system obrazowy ewoluuje ku abstrakcji, co poszczególne jego elementy – każdy składnik tego malarskiego uniwersum zdaje się do pewnego stopnia niezależny, żyje swoim życiem. Zdaniem Zbigniewa Herberta "z winy złych czasów i przedwczesnej śmierci nie spełniły się zapowiedzi jedynego być może wielkiego nadrealisty w malarstwie polskim". Jednak właśnie owe złe czasy (i etap socrealizmu, który według Herberta "niszczył jego sztukę") przyczyniły się do tego, że sztuka Wróblewskiego nie tylko zahacza o surrealizm, ale bardziej nawet bliska jest literackiemu realizmowi magicznemu.
Końcową fazę dorobku artysty świetnie charakteryzują wyróżnione przez Tomasza Pindela cechy realizmu magicznego: mityczne pojmowanie rzeczywistości, zniesienie podziału na przedmioty ożywione i nieożywione, brak sztywnej granicy pomiędzy życiem a śmiercią oraz rozróżnienia pomiędzy duchem i materią. O postkolonialnych korzeniach nurtu w wydaniu tak południowoamerykańskim jak i środkowoeuropejskim nie wspominając. Nawet w pozornie całkowicie realistycznych obrazach jak "Poczekalnia I (Kolejka trwa)" rzeczywistość się rozszczepia, zachowując jednak własną wewnętrzną logikę. Zgodnie z intuicją Majewskiej pojawia się "nieuzasadniony, nic nieokreślający" kolor. W tym przypadku jest to kolor tła, podłogi i ściany za siedzącymi postaciami, która rozbłyska dziwnymi, miękkimi refleksami, zdaje się tracić materialność i wciągać oko wgłąb obrazu, przypomina raczej infernalny pejzaż z "Barki Dantego" Delacroix niż wnętrze urzędu.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Widok z wystawy "Andrzej Wróblewski. Waiting Room", 15 października 2020, Moderna galerija w Lublanie, Słowenia, fot.© Fundacja Andrzeja Wróblewskiego/ www.andrzejwroblewski.pl
To samo płótno potwierdza też drugą obserwację Majewskiej, o świecie malarskim, który trzeba zbierać i odczytywać w poszczególnych elementach. Sam malarz wkomponował go bowiem w narrację jednego ze swoich niezrealizowanych scenariuszy filmowych. Cytowany przez kuratorów wystawy w Lublanie scenariusz w gruncie rzeczy przypomina raczej precyzyjny scenopis, w którym Wróblewski zwraca skrupulatnie uwagę na rozwiązania operatorskie i montażowe. Sama akcja rozpoczyna się w urzędowej poczekalni, by następnie przenieść się do gabinetu śpiącego oficjela, wreszcie do wnętrza jego i petentów głowy. Oprócz satyry na wieczne wyczekiwanie w kolejkach, Wróblewski wkomponowuje tu więc zarówno wspomnienie wojny i rozstrzelań, jak i oniryczną wizję rodem z "Zatopionego miasta". Ta potencjalna krótkometrażowa fabuła stanowi swoistą filmową wystawę Wróblewskiego, obrazującą nową, dojrzewającą w tym czasie koncepcję "realizmu wieloplastycznego", który Wróblewski planował rozwijać zakładając nową grupę wraz z zaprzyjaźnionymi filmowcami czy plakacistami. Wśród nich mieli się znaleźć m.in. Andrzej Wajda i Walerian Borowczyk.
Sam Wajda cząstkowo wizję "wieloplastycznego" połączenia sztuk zrealizował, cytując m.in. "Rozstrzelania" w "Popiele i diamencie", we "Wszystko na sprzedaż" umieszczając scenę wizyty głównego bohatera na wystawie Wróblewskiego, a także planując niezrealizowany ostatecznie film o przyjacielu. Ale i inne motywy okazały się nośne. W krótkometrażowym "Interior Design" francuskiego reżysera Michela Gondry'ego bohaterka – zagubiona po przeprowadzce do Tokio, mniej lub bardziej otwarcie deprecjonowana przez bliskich i niepewna co do swojej przyszłości młoda kobieta – zamienia się ostatecznie w drewniane krzesło, w której to postaci wreszcie czuje się spełniona i potrzebna jak nigdy dotąd. "Ukrzesłowienie" okazuje się więc w realiach japońskiego technokratycznego kapitalizmu, będącego właściwie zupełnym przeciwieństwem krajów socjalistycznych w latach 50., metaforą równie trafną.
Zainteresowania fotograficzne i filmowe Wróblewskiego objawiają się nie tylko w filmowych scenariuszach, ale i w samej kompozycji i kadrowaniu prac. Należą do nich m.in. malowane tuszem martwe natury i gwaszowe autoportrety, ciasno kadrowane w poziomych formatach. Niewykluczone, że można w nich znaleźć i głębsze filmowe inspiracje. Weźmy niedatowany gwaszowy autoportret, na którym twarz artysty zdaje się oświetlona z dwóch stron, z jednej na czerwono, z drugiej na zielono, po obu stronach wydobywając nieco inaczej modelunek twarzy. Biorąc pod uwagę kinofilskie zainteresowania Wróblewskiego, przy okazji jego interpretacji kuszące wydaje się sięgnięcie do historii efektów specjalnych w czarno-białym przedwojennym kinie. Technika kolorowego makijażu wykorzystywana była co najmniej od pierwszego "Ben Hura" z 1925 roku, szczyt możliwości ówczesnych praktycznych efektów specjalnych osiągnięto zaś w wersji "Dr. Jekylla i Mr. Hyde'a" wyreżyserowanej przez Roubena Mamouliana w 1931 roku. Twarz występującego w tytułowej roli Fredrica Marcha pomalowana została dwoma kontrastowymi kolorami – "zwykły" makijaż na zielono, zaś makijaż podkreślający rysy "horrorowe" – na czerwono. Zmiana barwnych filtrów nakładanych na oświetlenie i obiektyw kamery umożliwiała wydobycie jednego z nich, pozwalając uzyskać efekt płynnej transformacji z Jekylla w Hyde'a w jednym ujęciu.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Andrzej Wróblewski, "Studium kobiety", niedatowany; technika mieszana, papier, 78 x 63.6 cm, kolekcja prywatna, fot. © Fundacja Andrzeja Wróblewskiego / www.andrzejwroblewski.pl
Kuratorowana przez Magdalenę Ziółkowską i Wojciecha Grzybałę z Fundacji Andrzeja Wróblewskiego oraz Marko Jenko wystawa "Waiting Room" w Moderna Galerija w Lublanie ten intensywny ostatni etap w dorobku Wróblewskiego pokazuje dogłębnie w jego tematycznej i formalnej złożoności. Przy okazji prezentuje też kolejne odkryte w ostatnich latach i miesiącach prace i uzupełnia pokaz o dzieła artystów jugosłowiańskich, przede wszystkim tych opisywanych przez Wróblewskiego po powrocie, a także jeden z oryginalnych stećci inspirujacych późne monotypie i obrazy. Ten powrót po dekadach odbywa się już oczywiście w zupełnie innym klimacie niż pierwsze wystawiennicze tournee sztuki Wróblewskiego po Polsce. Pośmiertna wystawa urządzona w 1958 roku w krakowskim Pałacu Sztuki objechała później kilka miast, wędrując przez Warszawę nad sam Bałtyk. W Pałacu Sztuki "Rozstrzelania" miały być na tyle bliskie widzom, że aranżujący wystawę Andrzej Pawłowski część z nich oparł na podłodze, a inne zawiesił tuż nad nią, prace na papierze do wystawienniczych ekranów przymocował z kolei szpilkami, a część rozłożył na podłodze. W Lublanie nawet malutkie gwasze i tusze wymagają zadzierania głowy, tworzą falujący fryz ponad głowami zwiedzających – muzealizacja rządzi się jednak swoimi prawami.
Najnowszy rozdział opracowywania i eksportowania dorobku Wróblewskiego rozpoczął się niejako w zgodzie z pierwszą istotną, czyli holenderską podróżą w jego karierze – od wystawy w Van Abbemuseum w Eindhoven przygotowaną przez Magdalenę Ziółkowską dekadę temu. Powstała oficjalnie dwa lata później Fundacja Andrzeja Wróblewskiego, prowadzona przez Ziółkowską i Wojciecha Grzybałę, poza wystawami zdołała też wydać kluczowe dla dalszych badań dorobku artysty monumentalne, dwujęzyczne "Unikanie stanów pośrednich". Badania, których jest ona zwieńczeniem, polegały nie tylko na spektakularnym medialnie odnajdywaniu nowych prac, ale i prowadzonym z benedyktyńską cierpliwością ustalaniu podstawowych faktów na temat prac znanych. Jednym z jej elementów było na przykład uporządkowanie tytułów – w większości nadanych po śmierci artysty przez jego matkę Krystynę Wróblewską, zajmującą się spuścizną syna i jej proto-kuratorowaniem – czy przebadanie wszystkich sygnatur – w miażdżącej większości wypisanych ręką tejże Krystyny Wróblewskiej.
Zgodnie z tym wzorcem, powtarzającym historię podróży artysty, można więc uznać, że tak jak jugosłowiańska delegacja okazała się ostatnią zagraniczną wycieczką malarza, tak wystawa w Lublanie domyka "heroiczny" okres badań nad jego sztuką i proces osadzania go w międzynarodowym kanonie – tak zachodnio-, jak i środkowoeuropejskim.
"Andrzej Wróblewski. Waiting Room", Moderna galerija, Lublana, kuratorzy: Wojciech Grzybała, Marko Jenko, Magdalena Ziółkowska, 15.10.2020 — 10.01.2021
[{"nid":"5683","uuid":"da15b540-7f7e-4039-a960-27f5d6f47365","type":"article","langcode":"pl","field_event_date":"","title":"Jak by\u0107 autorem - w kinie?","field_introduction":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. Wyj\u0105tki te by\u0142y rzadkie w przesz\u0142o\u015bci, dzi\u015b s\u0105 nieco cz\u0119stsze, ale i dobrych film\u00f3w dzi\u015b mniej ni\u017c to kiedy\u015b bywa\u0142o.","field_summary":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. ","topics_data":"a:2:{i:0;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259606\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:5:\u0022#film\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:11:\u0022\/temat\/film\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}i:1;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259644\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:8:\u0022#culture\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:14:\u0022\/temat\/culture\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}}","field_cover_display":"default","image_title":"","image_alt":"","image_360_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/360_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=dDrSUPHB","image_260_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/260_auto_cover\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=X4Lh2eRO","image_560_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/560_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=J0lQPp1U","image_860_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/860_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=sh3wvsAS","image_1160_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/1160_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=9irS4_Jn","field_video_media":"","field_media_video_file":"","field_media_video_embed":"","field_gallery_pictures":"","field_duration":"","cover_height":"266","cover_width":"470","cover_ratio_percent":"56.5957","path":"pl\/node\/5683","path_node":"\/pl\/node\/5683"}]