"Oto dziś dzień krwi i chwaały / Oby dniem wskrzeeeszenia był" – śpiewam w domowym zaciszu, bo nie da się wspólnie, kiedy solówę ciśnie Monsieur COVID - śpiewam sam, słowa przekręcając jakoś tak: "Oto krwidzień i dziś chwały / Wskrzeszeniadniem obybył" i spływa na mnie taka oto refleksyja: że od "Kroniki" Galla Anonima do zapewne ostatniego rozbioru Polski, czyli od XI do XVIII wieku (a na pewno wcześniej – zakładam, że od może X a czemu by nie? od IX wieku) nasi przodkowie żyli bez pojęcia "niepodległość". I że dla Orzechowskiego Stanisława i dla jego współczesnych, i ich trzysta lat po nich idących ich następców, 11 listopada to było święto świętego Marcina, kiedy podawano do stołu gęś, bo jak wiadomo "Na świętego Marcina najlepsza gęsina". A dowodem na to, że tak było właśnie jest znany dialog polityczny "Rozmowa abo Dyalog około egzekucyjej Polskiej Korony" (1563), który Orzechowski kończy zaproszeniem uczestników rozmowy przez Gospodarza na poczęstunek, słynnymi słowy:
Pacholę: Panie, już gęś na stole!
Gospodarz: A my też, powstawszy, tachniem wszechni na nie.
O, czasy, kiedy szlachta, no, w tym akurat momencie trzech Panów Braci: Papieżnik, Ewangelik i Gospodarz, po zakończeniu ciężkiej debaty nie o walce narodowowyzwoleńczej, aby śpiewać -
Armaty pod Stoczkiem zdobywała wiara
Rękami czarnymi od pługa
Panowie w stolicy kurzyli cygara
Radzili o braciach zza Buga -
myślała, tylko o gęsi, o tym, co w jakimś dziwnym języku (po bułgarsku?) zapisuje Orzechowski: "tachniem wszechni". A może jego goście się nawet zastanawiali nad tym, co On u licha, ten Gospodarz do nich mówi? Tachniem wszechni? Że co? Ale gęś pachła toć ją wtachniem choć nie ponimajem…
No, ale dla nas liczy się, dla nas ma znaczenie nasza perspektywa i rocznica 100 lat odzyskania niepodległości tak nas dotyka, że zapewne wielu młodych ludzi (warto, trochę się boję, ale warto byłoby zapytać młodzieńców i młodzieńczynie spacerujących po naszych miastach pod znakiem pioruna) w ogóle może myśli, że sto lat znaczy sto lat, czyli, że obchodzimy, obchodziliśmy 100-lecie istnienia państwa polskiego dwa lata temu. A dzisiaj mamy 102. rocznicę, no bo przecież… kto by tam pamiętał o czasach, kiedy 11 listopada zajadało się tuczoną gęś na obiad i nie myślało w ogóle o niepodległości?
I owszem, odzywa się we mnie mój Krytyk, Głos zrzędliwy, owszem dobrze sobie to poukładałeś i nawet mocno cwaniacko, ale bo przecież, kiedy odważnie powołujesz się na owego Galla Anonima (a chór koneserów Dziejów naszych gromkim głosem zawoła: Galla? jakiego Galla! Kadłubka!! Wincentego durniu-niedouku-niedoczycie-znaczy-się-idioto przywołuj, Polaka, z którego czerpią garściami następcy, a nie Galla Anonima, z którego nikt nie czerpie - poza, hehe, pod nosem sobie mruknę, nikt nie czerpie i owszem, poza…. Kadłubkiem, i tu się uśmiechnę, w duchu!), ale wracam do głosu Krytyka, który wraca do swej przerwanej wypowiedzi i mówi: Jeśli już Galla przywołujesz, to może w pełni przywołaj go, czyli zacytuj, Kruszynko, i to z opisu Polski słynne zdanie:
"Kraj to wprawdzie bardzo lesisty, ale nie mało przecież obfituje w złoto i srebro, chleb i mięso, ryby i miód, a pod tym zwłaszcza względem zasługuje na wywyższenie nad inne, że choć otoczony przez tyle wyżej wspomnianych ludów chrześcijańskich i pogańskich i wielokrotnie napadany przez wszystkie naraz i każdy z osobna, nigdy przecież nie został ujarzmiony w zupełności…"
To przecież przyznaj się i do tego, że TU SIĘ MÓWI O NIEPODLEGŁOŚCI, "bo nie był ujarzmiony".
Zgoda, odpowiem Krytykowi, Głosowi marudnemu, zgoda i co więcej, dodam, jak nas uczą wszyscy anglosascy i polscy historycy zajmujący się republikanizmem, jednym z podstawowych fundamentów, ba, zasadniczą możliwością w ogóle ujawnienia się republikańskości był brak przymusu i zniewolenia zewnętrznego, w sensie właśnie niezależności, nie-podległości, nie podlegania nikomu, także w kontekście wspólnotowym. Kochanowski chwali swego mecenasa kolejnego (pewnie biskupa Myszkowskiego), za to, że daje mu szansę nie-polegania nikomu – wygnawszy "niedostatek z domu", ale też Rzeczpospolita, aby móc funkcjonować w systemie republikańskim, ma mieć taką samą możliwość, ten sam przywilej (o który, zwykle, się walczy, nie dostaje się go bez walki, bez zmagań, które są z kolei możliwe, kiedy człowiek, a dokładniej jego państwowy wymiar czyli obywatel, jest w cnotach szkolony i sam ze swej woli, kierowany cnotą o wolność swej wspólnoty się stara).
A to jest inna perspektywa jednak: tam się stara nie utracić nie-podlegania, tu, znaczy po rozbiorach, musi ją przywrócić, bo się ją straciło. I jej nie ma. To cała, jakże kolosalna, różnica.
Tak, zaiste, odpowie mi ów głos wewnętrzny, ten Krytyk wiecznie się czepiający, jeśli tak uczenie umiesz godzić strony, to winieneś mieć wykłady latające dla tych, co z piorunami po ulicach pielają, aby ich oświecić.
A poszedłbym, odpowiem, ale COVID, nie lzja, zaprieszczieno, izwinis'. Wolę w domciu zaśpiewać:
Jeszcze jeden mazur dzisiaj
Choć poranek świta
Czy pozwoli Panna Krysia,
Młody ułan pyta.
I niedługo błaga, prosi,
Boć to w polskiej ziemi.
W pierwszą parę ją unosi,
a sto par za niemi.
W pierwszą parę ją unosi
A sto par za niemi…