Scenka nr 1
Konferencja ogólnopolska. Szacowne mury, szacowne grono profesorskie z różnych zakątków naszego pięknego kraju. Toczy się dyskusja po jednym z referatów; zabieram głos i wskazuję na kwestię antemurale, starając się wyjaśnić związek pomiędzy samoodczuciem Sarmatów a ich emocjami związanymi z tym, że ich kraj jest antemurałem, płotem, przedmurzem.
W odpowiedzi słyszę, z nutką pogardy czy wyższości (a może mi to tylko podpowiadają moje kompleksy), że przecież jaka wyjątkowość, skoro Albania, Bośnia, Chorwacja, Serbia, Ruś a nawet Konstantynopol tak samo głosiły wszem i wobec (a przede wszystkim swoim obywatelom), że są ostatnimi szańcami, na kresach położonymi, chrześcijaństwa. Dalej rozciąga się mroczny ocean islamu.
No, ale ja nic takiego nie powiedziałem, bo mnie Bośnia ani Chorwacja nie interesują, a poza tym, skąd u koleżeństwa badaczy pewność, że szlachta wiedziała o megalomanii tamtych? I że to nie ma nic do rzeczy, co myślano w Chorwacji, kiedy się rozważa emocje związane z byciem antemurałem w Rzeczpospolitej. Że należy, dodałem skromnie, postępować ejdetycznie a nie komparatystycznie, bo mamy poznać szlachecką duszę i jej reakcje na świat, a nie świat. Bo świat nas nie interesuje na tym etapie.
Owszem, dodałem, możemy te nasze emocje, kiedy je już poznamy, porównywać z emocjami Albańczyków. Jeśli wyjdzie na to samo, to świetnie: okaże się, że istniała może jedna jakaś ogólnoeuropejska świadomość przedmurza, ale dalej możemy badać kolejne kręgi jej kontekstów etc.
A oni na to: ano tak dobrze, dzięki temu będziemy mogli wykazać, o co nam wszak w naszych chodzi badaniach, brak oryginalności kultury szlacheckiej. Ha! Wpadłeś pan sam w zastawione przez siebie sidła.
Ja na to zmilczałem, bo faktycznie wpadłem. Ale potem, och piekielny i doskwierający do żywego l'esprit de l'escalier, wpadłem na to, że nie zależy mi na oryginalności, zależy mi na uczciwym opisie, tego, jak, co i kiedy mogła szlachta o sobie rozumować, a nie na jakiejś wartości dodanej w postaci oryginalności czy nie.
Scenka nr 2
Mam do ważnego pisma napisać artykuł o antemurale Christianitatis. Siedzę nad tym, no może raczej posiaduję, kilka ładnych tygodni i coraz bardzie mnie mroczne myśli nachodzą. I wątpliwości. Pierwsza i zasadnicza: czy naprawdę, na 100 procent, dla naszej szlachty owa kwestia antemurale miała jakieś znaczenie w ogóle? Może to jest znowu jakiś nasz wymysł, że był to temat "niezwykle istotny i wielkiej rangi dla szlacheckiego światoobrazu"? Rozumiecie, o co mi chodzi? Może to dla szlachty była kwestia dziesiątej kategorii? Jakoś tam gdzieś, ale wcale nie wypisana na sztandarach? No bo, powiedzcie, jak wiele mów poselskich w sejmie, ile utworów poetyckich temu jest poświęconych? Czy to był palący i ważny temat? Owszem, XX i XXI wieczne gryzipióry wyczytają jeden czy drugi poetycki tekst na temat rzekomego "wybraństwa Polaków" i będą wokół tych swoich "odkryć" wznosić peany. Ale kiedy zstąpi się, dajmy na to, do praktyki życia publicznego, to może jednak warto przetestować te XX- czy XXI-wieczne wzniesienia ducha? Owszem Kochowski, owszem Białobocki, ale czemu nie Potocki? A zupełnie czemu nie Pasek? Przecie, gdyby szlachta oddychała mitem antemurale, to ten Pasek nieszczęsny, rzekomo typowy przedstawiciel swego stanu, winien owe mity wyrażać, kreować, coś z nimi robić! A on miast tego woli swoje przygody opisywać, ale przecież też przygody owe komentuje "obrokiem" duchowym w postaci zasadniczej idei o Boskiej opatrzności, ale nad pojedynczym ludzkim bytem, ale nie nad wspólnotą.
Bo pamiętacie pewnie, szanowni, jak tu kiedyś się rozpisywałem o pojawieniu się zagadnienia "sarmackości" dopiero po II wojnie światowej i o naprawdę niewielkim znaczeniu tej idei dla Sarmatów.
To teraz przyszła mi do głowy kolejna hipoteza: że może to samo było z owym domniemanym antemurałem! Szlachta, sądzę, była jednak mocno i do bólu pragmatyczna, hreczkosiejska i być może zostawiała kilku jakimś poetom czy kaznodziejom wybujałe słowa o międzynarodowych misjach mesjańskich. A sama, jak Pasek, stała przy rzeczach.
I proszę zauważyć, co się dzieje, kiedy przypisze się szlachcie jakąś wzmożoną egzaltację, jeśli o antemurał chodzi. Zaraz bowiem ukuje się z tego na kowadle retoryki zarzut… megalomanii i istnienia w świecie mrzonek i myśli utopijnych, manii wielkości itp.
Owszem, owszem wciąż się mówi o wolności, wolnościach, przywilejach czy prawach, ale raczej w znaczeniu "bastionu" niż "antemurału". Bastion wolności otoczony zewsząd przez absolutyzm. Z silnymi piątymi jego kolumnami wewnątrz owego bastionu. Ale jakoś wcale wiele o antemurale nie słychać.
Popatrzcie, zadziwia to badaczy współczesnych, że szlachta taka niby antemurałowa, antyturecka, a przejmuje od tych nieszczęsnych Turków mody, stroje, jakby się też jakoś tak Europie oryginalnie chce pokazać.
A może nie ma co się dziwić, koledzy, bo może szlachta wcale nie była antemurałowa, może to myśmy ją taką uczynili?
To tak, jakby ktoś, kto przeczytał "Dziady" czy "Księgi Narodu i Pielgrzymstwa", zarzucał Polakom, że wyznawali jakiś mesjański zabobon! Owszem pisali o tym poeci, bo taki mieli "prijom", mówiąc badaczami literatury, ale to był li tylko poetycki uchwyt rzeczywistości, a nie rzeczywistość uznawana powszechnie.