[Zbigniew Kruszyński, Powrót Aleksandra. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2006, ss. 204.]
"Nie dowiecie się niczego, nic więcej nie powiem..." - tymi słowami narrator opowiadania Suweniry z tomu Na lądach i morzach (1999) bezlitośnie przerywa opowiadaną przez siebie romantyczną historię. Spotkanie kobiety i mężczyzny zostało unieważnione, zepchnięte na margines. Degradacja fabuły do roli anegdoty stanowi pretekst do snucia przez rozgoryczonego narratora własnej historii. Nie są to zwierzenia niedocenionego pisarza, a raczej subtelna gra z czytelnikiem. Zabawa polega na stopniowym odsłanianiu kart, oswojeniu z postaciami oraz... wytrącającym z rutyny powtarzaniu: "nie dowiecie się niczego".
W opowiadaniu Spotkanie z Marią z opublikowanego niedawno tomu Zbigniewa Kruszyńskiego Powrót Aleksandra narrator także prezentuje dwie osamotnione osoby.
Tytułowa Maria zamieszcza w gazecie ogłoszenie typu: pani pozna pana, kulturalnego i bez nałogów. Wśród sterty odpowiedzi napisanych przez typów poszukujących albo gospodyni domowej, albo satysfakcji seksualnej wybiera list od Pawła Niewiadomskiego. Po chwili namysłu (i konsultacjach z przyjaciółką) umawia się na spotkanie.
"Była za dziesięć piąta (w czwartek, feralny czwartek!), kiedy z lekkim mrowieniem w nogach dochodził już do baru i otwierał ciężkie żelazne drzwi z zatartym czarnym napisem: zapraszamy, czynne."
"Jest za trzy czwarta (rozlega się bicie zegara u Franciszkanów, którego nikt nie dyskwalifikuje za falstart), kiedy Maria otwiera drzwi do baru, niepewnie wodzi wzrokiem po Sali, zajmuje wolne miejsce, poprawia włosy i czeka, uzbraja się w cierpliwość."
Ktoś powie: w porządku, ale gdzie tu gra z czytelnikiem? Gdzie niespodzianka możliwości zaprzeczenia, że "żyli długo i szczęśliwie"? Wystarczy porównać godziny. Chyba żadna kobieta nie będzie czekać na nieznajomego mężczyznę przez 53 minuty. Nie ma happy endu, białego domku z dwójką dzieci i psem. Historia się urywa, bohaterowie nadal będą samotni.
W przeciwieństwie do Pawła i Marii bohater opowiadania Marrakech ma rodzinę: żonę, dzieci, a nawet psa. Mimo to otacza go pustka. Małżonkowie od dawna nie rozmawiają, a jedynie rywalizują ze sobą. Więzi między bohaterami są fikcyjne, na siłę podtrzymywane po to, by zachować pozory. Próba przeczyszczenia kanału komunikacyjnego okazuje się tak nieudana, jak zaaplikowanie większej ilości Radirexu. Propozycja wyjazdu do Maroka nie zostaje nawet zwerbalizowana przez bohatera. Pojedynek wygrywa żona, która oferuje wyjazd do Poronina.
Z wiadomych względów samotny jest także bohater najobszerniejszego z opowiadań. Aleksander Kępiński, były opozycjonista i więzień, pod koniec lat osiemdziesiątych bezpaństwowiec, obecnie obywatel Szwecji, postanawia odwiedzić ojczyznę, z której przed laty musiał uciekać.
Powrót? Tak, ale na chwilę. Podróż sentymentalna? Niezupełnie. Aleksander z nikim z dawnych znajomych się nie umawia, nikogo nie spotyka. Odwiedza jedynie rodzinne miasteczko, grób rodziców, wynajmowany kiedyś dom. Kraj znany ze wspomnień i z "Gazety" oraz "Tygodnika", które Aleksander prenumeruje, bardzo się zmienił. Prawie nie ma już zwykłych zniczy w glinianych doniczkach, desygnaty leksemów, które w słowniku bohatera pełniły prymarną funkcję, zanikły. W kotłowni domu, gdzie niegdyś zostawił kartkę z nazwiskami innych opozycjonistów, ktoś odnowił całe wnętrze. Miejsca i rzeczy należące do Aleksandra są obecnie własnością kogoś innego. Dlatego podczas pobytu bohater zachowuje się jak niby-złodziej. Chce przemknąć przez nikogo nie zauważony, zbadać teren i cicho się wymknąć, nie pozostawiając śladów (czyli wspomnień u spotkanych osób).
Numer telefonu żadnego z przyjaciół nie zostaje wykręcony, żadne nieoczekiwane spotkanie nie psuje rozkoszy poszukiwania ważnych niegdyś miejsc (jak np. kort tenisowy). Wyprawa Aleksandra Nie-wielkiego zostaje zakłócona tylko raz, podczas kontroli paszportowej, gdy okazało się, że bohater trzyma w ręku niewłaściwy paszport. Proszony o wyjaśnienia, z kim podczas pobytu się kontaktował, recytuje w myślach... "spis cudzołożnic", z którymi ponad dwadzieścia lat temu miał "kontakty".
Zmuszony do przekroczenia granicy w innym miejscu, wypożycza samochód i wyrusza zweryfikować kolejne wspomnienia, tym razem nad morze, gdzie podobnie jak Oskar z Blaszanego bębenka doznał niegdyś inicjacji. Następnego dnia już bez problemów przekracza granicę, wsiada na prom i porzucając wspomnienia i myśli o niezrealizowanych spotkaniach, wraca do zimnego kraju, który wybrał jako wygnaniec.
Postacie z opowiadań Kruszyńskiego mogłyby nosić jeden wspólny nick - Nikt. Nie oznacza to jednak, że są dla czytelnika nudne, szare, przewidywalne, że są "nikim", małą literą. Narratorzy poszczególnych opowiadań uwypuklają modalność stwarzanych przez siebie lub opisywanych postaci. Nikt, Nicki czy Nikolski może przeobrazić się w np. Pawła Niewiadomskiego, Nullę czy chętną studentkę.
Podstawowym atrybutem narratora opowiadania Czat jest język. Dzięki niemu "stwórca" potrafi wykreować nieistniejące osoby. Czatuje na swoje ofiary w sieci, umawia się z nimi w realu po to, by bawić się obserwacją przebiegu spotkania. "Demiurg" prowadzi subtelną grę podobnie jak Pan z Kreacji Ireneusza Iredyńskiego, który z bohatera mającego imię, nazwisko i talent stwarza artystę pozbawionego tożsamości i podpisującego swe prace Nikt. Pan z Kreacji jednak przegrywa. Zostaje tak dalece utożsamiony przez Nikogo z Bogiem, że ginie na krzyżu. Narrator Czata nie jest ofiarą własnych gier, ale raczej samotnym człowiekiem wystawionym do wiatru przez pierwszą dziewczynę, z którą się umówił. Rozstawia żywe pionki na swojej szachownicy, bawi się konfiguracjami, nie robiąc jednocześnie niczego, co byłoby obce nam, czytelnikom. "Wkręcanie" ludzi, obserwowanie ich reakcji jest ludzkim objawem podglądactwa doprowadzonym do granic absurdu przez programy reality show i "ukryta kamera" czy przez możliwości, jakie daje żądnym rozrywki użytkownikom Internet.
Postaci z opowiadań Zbigniewa Kruszyńskiego to bohaterowie na miarę dzisiejszych czasów: do bólu samotni, mijający się w biegu, a potem szukający substytutu bezpośredniego kontaktu z człowiekiem na czacie.
Czasami budzą się z chichotem w uszach. Zawsze to ignorują.
Joanna Bielas © by "Twórczość" 2006 | |