Pani trylogia stała się na Litwie bardzo popularna, ale nie obyło się bez kontrowersji. Czego one dotyczyły?
Najwięcej problemów sprawiał język moich książek. Pisałam po litewsku, ale z wieloma polonizmami i archaizmami. Na Litwie mamy rygorystyczną politykę językową, która nie tylko odebrała tamtejszym Polakom literę "w", ale też utrudnia życie pisarzom i naukowcom. To taki relikt czasów sowieckich, że za słowa obce, w tym polonizmy na stronach książki, może grozić nawet mandat. Pisząc o Wilnie XVII wieku oczywiście używałam dużo archaizmów i polonizmów. Ale przy drugim i trzecim tomie problem przestał istnieć, chyba dlatego, że krytycy literaccy bronili mnie, podkreślając, że użycie polonizmów w tym wypadku jest uzasadnione, służy budowaniu atmosfery tamtego Wilna.
Na Litwie jest prawne ograniczenie dozwolonej liczby polonizmów na stronie książki. Czy to nie jest trudne ze względu na ogromną liczbę polonizmów w literackim języku litewskim?
To dość kuriozalne, taka walka z wiatrakami. W XVII wieku, w czasach "Silva rerum" w Wilnie rozbrzmiewał chór różnych języków - łaciny, francuskiego, polskiego, litewskiego. Polski język tamtejszego Wilna różnił się zresztą od ówczesnej polszczyzny z Korony m.in. ze względu na dużą liczbę lituanizmów, które pozostawiliśmy w polskim wydaniu, żeby czytelnik mógł poczuć atmosferę tamtych czasów. Kwestie językowe to jeden z powodów, dla których w moich książkach nie ma dialogów. Piszę po litewsku, a nie chciałam imitować ani tłumaczyć na litewski starowileńskiej polszczyzny. Moi bohaterowie są więc "niemym chórem", co zbliża te powieści do poetyki historii rodzinnych, przekazywanych z pokolenia na pokolenie w opowieściach prowadzonych w trzeciej osobie, czyli bez dialogów.
Napisała Pani powieść o Wilnie, w której właściwie nie ma Litwinów. Jedyny wyjątek to rodzina Jonelisa, przyjaciela Urszuli i Kazimierza. W pani powieści są Polacy, Francuzi, Włosi...
Nie można kwestionować realiów historycznych moich powieści, w końcu mam doktorat z kultury i sztuki XVII wieku, a pisanie poprzedziłam dekadą badań. Napisałam po prostu prawdę, co potwierdzają koledzy akademicy. Wilno w XVII wieku miało cztery dzielnice - katolicką tj. polską-litewską, dzielnicę starowierów, czyli prawosławnych ortodoksów, dzielnicę żydowską i protestancką, czyli niemiecką. Pejzażu etnicznego ówczesnego Wilna dopełniał uniwersytet z całą kulturą łacińską, mnóstwo adwokatów - Hiszpanów, włoscy muzycy. W tamtym Wilnie nie było wyraźniej dominacji jednej nacji.
Venclova mówił o Wilnie: "Uderza mnie, że w trzech najważniejszych dla miasta językach ma ono inny rodzaj - w jidisz jest rodzaju żeńskiego, stąd częste określenia Wilna jako matki, w litewskim - męskiego, bo w myśleniu Litwinów Wilno to raczej ojciec. Dla Polaków Wilno jest rodzaju nijakiego, jak dziecko. W tak różny sposób, wszystkie trzy nacje mówią o tym samym mieście".
No właśnie.