Wernisaż wystawy "Ars Homo Erotica" w Muzeum Narodowym w Warszawie, fot. Marek Dusza
W mijającym roku dyskusje o sztuce zdominowała polityka kulturalna. Czy oznacza to artystyczny kryzys? Nie, chociaż z wyjątkiem kilku dużych retrospektyw 2010 rok nie obfitował w ciekawe propozycje.
Koniec roku 2009 i cały rok 2010 zdominowały dyskusje o polityce kulturalnej, które rozgorzały po Kongresie Kultury Polskiej, chyba nie do końca udanym. Sytuację próbowano naprawić oddolnie. Stąd liczne alternatywne kongresy kultury i porozumienia. W grudniu 2009 powstało Obywatelskie Forum Sztuki Współczesnej, a różne dziedziny kultury zrzeszyły się w ruchu lobbującym na rzecz przekazania 1 procenta z budżetu państwa na kulturę. Efektem stał się ogłoszony w grudniu 2010 "Pakt dla kultury".
W sylwestrowym wydaniu "Gazety Wyborczej" (31 grudnia 2009 - 1 stycznia 2010) pierwszą stronę, obok satyrycznego rysunku, zajmował artykuł "Boom w kulturze". Sztuki wizualne nie bez podstaw były wymieniane jako ta z dziedzin kultury, która odnosi ogromne sukcesy na świecie.
"Rok 2009 może z perspektywy czasu stać się tym dla kultury, czym dla polityki był rok 1989. Rokiem przejścia od systemu dworskiego, w którym artyści zabiegają o łaskę władzy, do takiego, w którym to obywatele - twórcy, producenci i odbiorcy - współorganizują życie kulturalne z państwem, samorządami i prywatnymi mecenasami" - pisała "Gazeta".
Czy tak się stało? Na tym polu nie było rewolucji, ale z pewnością obserwujemy ewolucję. Gdy w styczniu miała miejsce pierwsza od lat parlamentarna debata o kulturze, sala obrad sejmu ziała pustkami. Debata niewiele wniosła do dyskusji o reformie proponowanej przez ministra Zdrojewskiego. Jednak gdy poseł Pięta z Prawa i Sprawiedliwości zapytał o planowaną przez Muzeum Narodowe w Warszawie wystawę sztuki homoseksualnej, którą nazwał "mizdrzeniem się do homo-lewicowych mediów", minister stanął w jej obronie:
"Nie podzielam pańskich obaw o jakość tej wystawy, mam pełne zaufanie do dyrektora Piotra Piotrowskiego. Gdybyśmy chcieli usunąć ze sztuki wątki homoseksualne, musielibyśmy zamknąć Muzeum Watykańskie".
Homo-niewiadomo w Muzeum Narodowym
Wystawa "Ars Homo Erotica", kuratorowana przez Pawła Leszkowicza (znanego już wcześniej z poszukiwań homoerotycznych wątków w sztuce), miała być pierwszą znaczącą realizacją koncepcji "muzeum krytycznego", jaką dla Muzeum Narodowego w Warszawie przedstawił nowy dyrektor prof. Piotr Piotrowski. O wystawie dyskutowano na długo, zanim do niej doszło. I - niestety lub stety - zapowiedzi wzbudziły o wiele więcej emocji niż sama wystawa obejmująca dzieła sztuki, na których zatrzymało się homoerotyczne spojrzenie: od antyku po współczesność. O dziwo, zwłaszcza wybór prac najnowszych budził mieszane uczucia zwiedzających (wątpliwej jakości malarstwo czy wykonany na zadany temat film Karola Radziszewskiego "Sebastian").
"Ars Homo Erotica" udowodniła przede wszystkim, że homoseksualizm nie jest już tematem tabu, jakim był jeszcze kilka lat temu, ani nie wzbudza większych emocji. Być może polskie społeczeństwo nie jest aż tak zaściankowe, jakby się wydawało (co nie znaczy, że całkowicie wolne od homofobii). Rzeczywistość - inaczej niż miało to miejsce w przypadku tzw. sztuki krytycznej lat 90. - wyprzedziła sztukę. I nie oznacza to, że wystawa wątków homoerotycznych w sztuce jest zbędna. Wręcz przeciwnie, ale nie w tym wydaniu. Fiasko przedsięwzięcia Pawła Leszkowicza nie oznaczało jednak fiaska koncepcji "muzeum krytycznego". Nie tam gdzie trzeba szukano jednak krytycznego ostrza.
Druga szansa nie była jednak dana. W międzyczasie dyrektor Piotrowski wdał się w otwarty konflikt z załogą. Jesienią Rada Powiernicza odrzuciła jego program, nie podając przy tym uzasadnienia swej decyzji, co spotkało się z protestami, głównie środowiska akademickiego. W tej sytuacji Piotrowski podał się do dymisji.
Dyrektorskie roszady
Niemal z dnia na dzień Piotrowskiego na stanowisku dyrektora Muzeum Narodowego w Warszawie zastąpiła Agnieszka Morawińska, dotychczasowa dyrektorka Zachęty Narodowej Galerii Sztuki. Stery Zachęty przejęła dotychczasowa wicedyrektorka Hanna Wróblewska, nie tylko znana kuratorka, ale również działaczka, przedstawicielka Obywatelskiego Forum Sztuki Współczesnej.
Od chwili powstania w grudniu 2009 (oficjalnie jako stowarzyszenie od marca 2010) Forum propagowało między innymi ideę odpowiednio zorganizowanych konkursów na stanowiska dyrektorskie w instytucjach kultury. Środowiskowy nacisk przekonał ministra Zdrojewskiego do rozpisania konkursu na dyrektora Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie, wygranego następnie przez Fabia Cavallucciego, włoskiego kuratora, który został pierwszym niepolskim dyrektorem polskiej publicznej galerii.
Konkursy, aczkolwiek ich wyniki nie zostały przyjęte przychylnie, odbyły się też w Centrum Sztuki Współczesnej "Znaki Czasu" w Toruniu (wygrał Piotr Łubowski) oraz Bunkrze Sztuki w Krakowie (Piotr Cypryański). Po dwóch dekadach kierowania Bunkrem opuściła go Maria Anna Potocka, która - bez konkursu, co głośno oprotestowało krakowskie środowisko - została powołana na stanowisko dyrektora nowego Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie (MOCAK).
Historia w sztuce i historia sztuki
Jak miało to miejsce także w poprzednich latach (aczkolwiek zjawisko to nasiliło się), najważniejsze wystawy mijającego roku dotyczyły raczej historii niż współczesności. Proces przepisywania na nowo polskiej i europejskiej historii sztuki trwa.
Sztandarowym pokazem 2010 roku w Zachęcie był "Gender Check / Płeć? Sprawdzam!", wystawa kuratorowana przez Bojanę Pejić, która podsumowywała na ogromną skalę wątki genderowe w sztuce Europy Środkowej. Aczkolwiek pewien nadmiar i, podobne jak w przypadku wystawy Leszkowicza, mało krytyczne podejście do eksponowanych prac, były raczej jej słabymi punktami.
Inną strategię, o wiele efektywniejszą i efektowniejszą, wybrał Michał Woliński, kurator wystawy "I Could Live in Africa / Mógłbym żyć w Afryce", poświęconej sztuce alternatywnej w Polsce lat 80. Wystawa miała dotychczas swoje odsłony w Witte de With w Rotterdamie oraz Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Woliński nie miał ambicji tworzenia pełnego obrazu sztuki polskiej tego okresu, jego wystawa była kuratorską propozycją oddania atmosfery alternatywnych działań artystycznych oraz związków sztuki i muzyki punkowej, w których - być może nieprzypadkowo - powracała tytułowa metafora. Lata 80. cieszą się zresztą coraz większym zainteresowaniem. Czy to na tej fali, czy to w reakcji na propozycję Wolińskiego pod koniec roku otwarto dwie wystawy poświęcone temu szczególnemu okresowi - "Apogeum. Nowa ekspresja 1987" w toruńskim CSW "Znaki Czasu" oraz "Pokolenie '80" w Muzeum Narodowym w Krakowie. Niestety obie petryfikują już dawno utrwalony obraz tamtej dekady.
Procesy muzealnej historyzacji uzupełniały oczywiście duże i głośne retrospektywy - od duetu KwieKulik ("Forma jest faktem społecznym") w BWA Awangarda we Wrocławiu z początku roku po przypomnienie postaci zmarłego kilka lat temu Włodzimierza Borowskiego w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie pod koniec roku ("Siatka czasu"). Warte uwagi były też wystawy malarzy: Marcina Maciejowskiego w Muzeum Narodowym w Krakowie oraz Jakuba Juliana Ziółkowskiego w warszawskiej Zachęcie, ale też podsumowanie dekady działalności performerskiego duetu Sędzia Główny (Aleksandra Kubiak i Karolina Wiktor) w BWA Awangarda we Wrocławiu.
Niestety, Muzeum Sztuki w Łodzi nie udało się ożywić kluczowej dla tej instytucji postaci Władysława Strzemińskiego (wystawa "Powidoki życia"). Dwadzieścia lat pracy podsumowała pod koniec roku w Zachęcie Katarzyna Kozyra, w sposób dosyć nieortodoksyjny, czyniąc wystawę jedną z najciekawszych propozycji mijającego roku. Swoją retrospektywę zamieniła w casting do nowego filmu. Ma być to fabuła oparta na wątkach z jej własnego życia. Stąd widzowie wystawy, oglądając prace Kozyry, przygotowują się do potencjalnych ról.
Kolonie versus Stereo
Jak pokazała wystawa Kozyry (a rok temu wystawa Zbigniewa Libery w tym samym miejscu), twórcy, którzy jeszcze kilka lat temu stanowili czoło awangardy, nie tyle może przeszli do ariergardy, co stali się klasykami współczesności. Stach Szabłowski w "Przekroju" podsumował to zjawisko hasłem: "Kiedyś źli skandaliści, dziś nowi klasycy". Kozyra ma ogromną retrospektywę w najbardziej prestiżowej publicznej instytucji, Paweł Althamer realizuje projekty o coraz większej skali (Park Rzeźby na Bródnie), a najbardziej progresywnym polskim artystą pozostaje nadal Artur Żmijewski, jednocześnie otrzymując prestiżowe międzynarodowe nagrody.
Zmieniają się też niektóre galerie. Z końcem roku wystawą "Ostatni film" swą działalność przy ulicy Hożej w Warszawie zamknął Raster. Wcześniej działalność krytyczną Rastra podsumowała antologia Macie swoich krytyków wydana przez Wydawnictwo 40 000 Malarzy, kierowane przez Jakuba Banasiaka. Banasiak z kolei, który w ostatnich latach próbował nadawać ton krytyce, sam porzucił to pole na rzecz prowadzenia własnej galerii - otwartych jesienią Kolonii w centrum Warszawy. Jej trzon stanowią promowani przez niego wcześniej malarze-neosurrealiści (nazywani "zmęczonymi rzeczywistością"). Ten projekt Banasiaka nie okazał się skuteczny - jedynym z neosurrealistów, który zdobył uznanie kuratorów okazał się prekursor tego "ruchu" Jakub Julian Ziółkowski. Jego karierę wspierają jednak nie Kolonie, lecz Fundacja Galerii Foksal.
Najszerzej dyskutowanym projektem prezentowanym w Koloniach był film Normana Leto "Sailor", któremu towarzyszy wydana przez 40 000 Malarzy książka pod tym samym tytułem. Wprawdzie artyście nie udało się uniknąć dłużyzn i pretensjonalności, zwłaszcza w dość słabej literacko książce, jednak była to jedna z najbardziej zajmujących propozycji mijającego roku. Leto łączy różne media - film w formie wykładu ilustrowanego komputerowymi wizualizacjami oraz powieść - by wykreować fikcyjną postać, której zafiksowanie na współczesnej technologii i możliwości manipulowania ludźmi za jej pomocą graniczy z eugeniką, mizoginizmem i szowinizmem (poprawność polityczna jako warunek funkcjonowania społeczeństwa?). Kpi też z pojęcia artystycznego geniusza i sztuki w ogóle, co może okazać się odświeżające, zwłaszcza dla surrealizujących i "nikiforyzujących" malarzy czy równie często odnoszących się do prymitywu poznańskich Penerów.
Nadal bowiem to, co najciekawsze w tzw. młodej polskiej sztuce wychodzi ze środowiska poznańskiego. Artyści ci działają jeszcze często w skali mikro, lecz z pewnością warto zajrzeć do niewielkiej Galerii Stereo, prowadzonej przez Michała Lasotę, czy śledzić działalność kuratorską, artystyczną i wydawniczą Honzy Zamojskiego.
Modernizacje
Drugim obok wystaw historycznych dominującym nurtem wystawienniczym była w minionym roku działalność odnosząca się do lokalnego kontekstu, o ambicjach modernizacyjnych, która prawdopodobnie będzie zdobywać coraz większą popularność. W tym momencie wyznacza bowiem progresywny kierunek nie tylko kuratorstwa, ale też muzealnictwa. To, co nie udało się Piotrowi Piotrowskiemu, w jakimś stopniu realizuje Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Nieprzypadkowo tam właśnie odbyła się polska odsłona głośnej wystawy "Modernologie", analizująca aktualność modernistycznych utopii. (Podobną tematykę podjęło Muzeum Sztuki w Łodzi wystawą "Modernizacje").
MSN w swej tymczasowej siedzibie przy ulicy Pańskiej oraz w różnych punktach stolicy zorganizowało już po raz drugi festiwal "Warszawa w budowie", w 2010 roku w większym stopniu skupiając się na architekturze oraz problemach mieszkańców miasta. Przypomniano m.in. sylwetki projektanta stacji warszawskiej kolejowej linii średnicowej Arseniusza Romanowicza oraz projektanta ekspozycji wystawienniczych Stanisława Zamecznika. W ciekawy sposób problemy współczesnej Warszawy odzwierciedlały się też w perspektywie Stambułu, któremu poświęcona była wystawa tureckich artystów "Diverçity" w Centrum Sztuki Współczesnej w Zamku Ujazdowskim.
Podobne myślenie o sztuce towarzyszy coraz częściej projektom regionalnym. Głośnym echem odbił się zwłaszcza projekt "Tarnów. 1000 lat nowoczesności, zakrojony na kilka miesięcy, badający lokalny kontekst i odnoszący się do modernistycznych idei, które stały m.in. za budową zakładów azotowych w tym miejscu. W porównaniu z festiwalem "Warszawa w budowie" czy projektem z Tarnowa bledną wysokobudżetowe i dbające o rozgłos medialny przedsięwzięcia artystyczne, jak biennale w Łodzi (Fokus Łódź Biennale) i w Poznaniu (Mediations Biennale).
Nasi za granicą
W minionym roku nie było tak spektakularnych polskich projektów za granicą, które skalą równać by się mogły z otwarciem wystawy Mirosława Bałki w Hali Turbin Tate Modern w Londynie. Odbywały się jednak kolejne wydarzenia związane z POLSKA!YEAR - polskim sezonem w Wielkiej Brytanii. Nie były one odosobnionymi epizodami, lecz ciągiem całego procesu, który nadal trwa. W Nottingham otwarto głośną wystawę "Star City. The Future under Communism", w A Foundation w Liverpoolu "Following Bauhaus" Artura Żmijewskiego, który stworzył tam wcześniej tymczasową szkołę artystyczną. Niewielka ekspozycja "Moore i Auschwitz" towarzyszyła dużej retrospektywie Henry'ego Moore'a w Tate Britain w Londynie. W Royal Collage of Art przypomniano postać słynnego plakacisty i grafika Romana Cieślewicza.
I może lepiej, że obecność polskiej sztuki za granicą jest związana nie tylko z oficjalną promocją polskiej kultury (nadchodzący rok przyniesie cały ciąg tego typu projektów związanych z polską prezydencją w Unii Europejskiej). Niewielka galeria Raster zorganizowała w lipcu 2010 roku festiwal sztuki w Reykjaviku, zapraszając do współpracy kilkanaście innych liczących się galerii z całej Europy - od Stambułu, po Londyn. Z Polski obok Rastra udział w "Villi Reykjavik" wzięła także Fundacja Galerii Foksal. Sztuka była międzynarodowa, ale nikt nie miał wątpliwości, skąd przyszedł impuls tego niecodziennego wydarzenia.
Z kolei Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie dotychczasową kilkuletnią działalność podsumowało nie w swej tymczasowej siedzibie przy Pańskiej, lecz w berlińskim Kunstwerke wystawą "Early Years".
Coraz częściej docenia się też polskich artystów - Paweł Althamer został laureatem Kunstpreis Aachen, a Artur Żmijewski otrzymał opiewającą na 100 tys. dolarów Ordway Prize, przyznawana wspólnie przez nowojorskie New Museum oraz organizację Creative Link for the Arts. Ostatni z wymienionych artystów został też wybrany na głównego kuratora Biennale w Berlinie w 2012 roku, a w tym roku swój najnowszy film - dokument w konwencji reportażu zatytułowany "Katastrofa" prezentował m.in. na Biennale w Sao Paulo. Monika Sosnowska przygotowała specjalny projekt dla K21 w Düsseldorfie - zgniecione kręcone schody wspinające się po ścianie muzeum. Piotr Piotrowski, historyk sztuki i były już dyrektor Muzeum Narodowego w Warszawie, otrzymał Nagrodę im. Igora Zabla przyznawaną w Hiszpanii, a kierujący Kunsthalle w Bazylei Adam Szymczyk - Walter Hopps Award.
Kwiatek u kożucha?
Za granicą docenia się więc głównie artystów, historyków sztuki i instytucje, którym bliskie są idee modernizacyjne. Czy polscy politycy dostrzegli ten potencjał sztuki? Jak zauważyła Dorota Jarecka, w kampanii poprzedzającej wybory samorządowe w listopadzie 2010 roku po raz pierwszy argumentem stały się inwestycje w kulturę. Urzędujący prezydenci miast chwalili się zapowiadanymi (Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie) i realizowanymi inwestycjami (MOCAK w Krakowie). Inni ogłaszali rychłe powołanie nowych instytucji. Oczywiście istnieje obawa, że pozostaną one w sferze obietnic, podobnie jak pod dużym znakiem zapytania stoi inicjatywa przekazywania 1 procenta z budżetu na kulturę. Ale - jak pokazał ostatni rok - w Polsce wszystko jest możliwe: w Świebodzinie powstała jedna z największych rzeźb na świecie - ogromny pomnik Chrystusa Króla.
Autor: Karol Sienkiewicz, grudzień 2010