Zależało mi również na tym, żeby odejść od rozumienia skarbu jako rzeczy kosztownej – co nie znaczy, że w tej książce nie ma takich przedmiotów czy wnętrz. Najmocniej wyraziło się to we włączeniu do albumu czegoś, co nie jest przedmiotem w żadnym sensie – a mianowicie krajobrazów silnie tkwiących w narodowej wyobraźni i uczuciowości. To może być Wzgórze Wawelskie, Krakowskie Przedmieście z Kolumną Zygmunta, ale także widok na Tatry czy mazowiecką równinę.
Istotne było też, aby "skarb" nie kojarzył się tylko z odległą przeszłością – dlatego obok Bazyliki Mariackiej pokazuję salę neoplastyczną w Muzeum Sztuki w Łodzi czy współczesną polską cerkiew zaprojektowaną jako totalne dzieło sztuki przez Jerzego Nowosielskiego.
Chciałam jeszcze do "skarbów" włączyć piękne kobiety, ale na to wydawca się nie zgodził (śmiech).
Wielokrotnie opisując kolejne eksponaty podkreśla też Pani różnorodność polskiej kultury. Czasem owe skarby wydają się niemal powstałe na styku rożnych tradycji i narracji.
Mówiąc o "skarbach Polski" trzeba pamiętać, że Polska w swej długiej historii, aż do 1945 roku, była krajem wielonarodowym i wielowyznaniowym. A zatem obok świętości katolickich pokazuję skarby prawosławne, ewangelickie, kalwińskie, ormiańskie czy żydowskie.
Zaskoczył mnie np. kontekst, w jakim pisze Pani o obrazie Matki Boskiej Częstochowskiej i jej przedziwnej historii.
"Czarna Madonna" to ikona przywieziona w XIV wieku z Rusi, która została obrazoburczo znieważona podczas napadu na klasztor w 1430 roku – i trzeba przypomnieć, że nie był to wandalizm husycki, jak chciały legendy, ale polski. Odnowienie i zakonserwowanie obrazu powierzono malarzom zachodnim, reprezentującym tzw. dworski styl międzynarodowy. Praca była trudna, bo "farby spływały" - co jeszcze ubarwia tę historię: oto wschodnie podłoże opiera się zachodniemu polorowi. W rezultacie farby się przyjęły, a obraz stał się wschodnio-zachodnim palimpsestem, ikoną przyobleczoną w dworską, zachodnią szatę. Nieżyjący już ksiądz profesor Janusz Pasierb, historyk sztuki i poeta, uważał, że właśnie dlatego ten obraz stał się największą świętością żyjących na styku Wschodu i Zachodu Polaków.
Dzieła sztuki nie tylko staja się ważnym elementem historii, czy nawet prowokują pewne wydarzenia, ale również korespondują ze sobą, wywołują się nawzajem – myślę o części poświęconej antycznej rzeźbie Głowa Niobe.
Lubię przypominać dziwne losy kolekcjonerskich dzieł sztuki, jak "wykopana nad brzegami morza Azowskiego" głowa Niobe, którą Helena Radziwiłowa, właścicielka Nieborowa, otrzymała w darze od carycy Katarzyny II. Niobe pozostała w Nieborowie i tam też zobaczył ją Konstanty Gałczyński. To nocne "spotkanie" poety i marmurowej głowy jest świetnym przykładem, jak dzieło sztuki może zrodzić kolejne. Bo chyba jeden z najpiękniejszych polskich poematów to właśnie "Niobe" Gałczyńskiego, natchniony hołd dla antycznego dzieła sztuki.
W tym kontekście ciekawa jest historia "Portretu papieża Jana Pawła II" Piotra Uklańskiego. To fotograficzne ujęcie z lotu ptaka tłumu brazylijskich żołnierzy, którzy układają się w wizerunek papieża, zyskało zupełnie nowy wymiar, kiedy nieoczekiwanie stało się przedmiotem kultu.
Wizerunków papieża mamy multum – nad ich spontanicznym przyrostem nikt już nie panuje. W tej profuzji w najlepszym razie konwencjonalnych prac, ten jest wyjątkowy. Jest dziełem współczesnego artysty, bohatera słynnego skandalu z wystawą "Naziści", artysty, który bynajmniej nie należy do grona twórców wizerunków sakralnych. Wielkich rozmiarów zdjęcie było pierwszym nabytkiem powstającego Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie i jako takie zostało wystawione na skrzyżowaniu ulic Świętokrzyskiej i Marszałkowskiej, kiedy ówczesny prezydent Warszawy Lech Kaczyński i ówczesny Minister Kultury Waldemar Dąbrowski podpisywali porozumienie powołujące w tym miejscu Muzeum. Dwa tygodnie później umarł papież. I wtedy ten, jakże niekonwencjonalny wizerunek, umieszczony w centrum miasta, gromadził pogrążonych w żałobie warszawiaków, palących znicze i składających kwiaty.