Utopia kolektywu
Zupełny brak wewnętrznej hierarchii jest jednak często nazywany przez twórców i twórczynie utopią, uproszczeniem natury pracy kolektywnej lub mylącą fantazją. Większość artystów i artystek zauważa, że ustalenie zakresu obowiązków i odpowiedzialności to ważny element tworzenia spektaklu lub performansu w grupie. Tak widzi to np. Marcin Cecko, który uważa marazm wynikający z absolutnego braku lidera lub liderki za jedno z zagrożeń związanych z kolektywnym modelem pracy:
Dynamika grupowa wymaga przyjmowania różnych kształtów hierarchicznych – chodzi raczej o to, jak sztywna jest ta hierarchia (a raczej, jak głęboko elastyczna) i czy ostatnie zdanie należy do grupy, czy jest dyskutowane demokratycznie, czy też należy do lidera/liderki grupy. Podobnie jak w tzw. turkusowych systemach organizacji pracy (opartych o naukowe badania rozwoju świadomości C. W. Gravesa) zaproponowanych przez Frederica Laloux w książce >>Pracować inaczej<<.
W podobnym tonie wypowiada się Julia Mark, według której kolektyw nie oznacza zupełnego braku hierarchii. "W sytuacji konfliktu lub różnych opinii to ja podejmuję decyzję", mówi reżyserka, która jednocześnie podkreśla, że to praca zespołowa jest dla niej najbardziej stymulującym doświadczeniem zawodowym ("Mam poczucie, że moje najważniejsze prace powstały jako praca kolektywna").
Z kolei Agata Siniarska, która w rozmowie wokół performansu "Druga natura" powstałego w ramach projektu "Terytoria choreografii – nowe szlaki awangardy" przyznała, że problemem nie jest "władza sama w sobie, ale jej nadużywanie". Hierarchiczność procesu, według Siniarskiej, jest naturalnym wynikiem odrębności zaangażowanych w proces artystek (w przypadku "Drugiej natury" sama nawiązała współpracę z artystką wizualną Karoliną Grzywnowicz oraz choreografką i tancerką Katarzyną Wolińską). Niekoniecznie więc pojęcie hierarchii jest synonimiczne z pojęciem przemocy:
Utopią jest wybranie kilku osób i powiedzenie "okej, to teraz będziemy pracować horyzontalnie". Wychodzimy jako artystki z innych doświadczeń i estetyk – w hierarchii nie widzę czegoś koniecznie złego, bo ona pozwala też rozwiązać kwestię odpowiedzialności.
Do grona tak myślących artystów i artystek włączyć można również Szymona Adamczaka, artystę teatralnego, który – choć ma za sobą doświadczenie współtworzenia Kolektywu 1a w rodzinnym Poznaniu – uważa, że zupełne wyrugowanie hierarchii byłoby rzeczą bardzo trudną. "Niemniej wierzę, że proces artystyczny może być zaprojektowany w demokratyczny i zrównujący sposób, jeśli mowa o podziale pracy i odpowiedzialności", mówi artysta. Adamczak zauważa także, że kolektywność jest rdzenną cechą procesu teatralnego, bez względu na to, czy ktoś świadomie tak ów proces konstruuje, czy nie:
Nikt tak naprawdę nigdy nie pracuje sam. Zawsze posługujemy się czyjąś pracą, czyjąś książką, jako ludzie jesteśmy od siebie z natury współzależni.
Podobne myślenie zaprezentowała Jolanta Janiczak w rozmowie z Igorem Stokfiszewskim. Powiedziała wówczas, że "praca w teatrze jest kolektywna, więc tak czy owak zawsze wokół projektów czy przedstawień tworzą się wspólnoty lub choćby ich namiastki". Dramaturżka podkreśliła zarazem, że teatr powinien być także machiną stawiającą ważne społecznie pytania, poruszającą istotne filozoficznie kwestie, wychodzącą poza sytuację odbioru estetycznego. W tym kontekście próba tworzenia w sposób, który dąży do upodmiotowienia zaangażowanych osób jest aktem politycznym. Teatr bowiem nie tylko reprodukuje (lub raczej reprezentuje: sytuacje, relacje, historie), ale i produkuje pewien porządek.