Asar Eppel, Warszawa 2006; fot. Mariusz Kubik
Adam Pomorski, prezes polskiego PEN Clubu żegna zmarłego 20 lutego 2012 roku w Moskwie Asara Eppela, wybitnego rosyjskiego prozaika i tłumacza zasłużonego dla literatury polskiej:
Kultura polska na równi z rosyjską poniosła wielką stratę. Po wcześniejszej o kilka miesięcy śmierci wspaniałego tłumacza polskiej poezji Anatolija Gieleskuła zmarł Asar Eppel, pisarz i tłumacz równie znakomity - to znaczy: klasy najwyższej. Pozostawił dzieło translatorskie, które łączy najdawniejszych polskich poetów renesansu i baroku (od Reja, Kochanowskiego, Sępa po Wacława Potockiego i Jana Andrzeja Morsztyna), przez "Kirgiza" Gustawa Zielińskiego i "Ogniem i mieczem" Sienkiewicza, poetów XX wieku, aż po czasy najnowsze. Zdążył dokonać korekty z dawna wyczekiwanego tomu zebranych przekładów poetyckich: "Moich poloniców".
Odszedł od nas wdzięczny gość Boga: tym mianem, przypisanym w Polsce do Osipa Mandelsztama, żegnamy dziś naszego serdecznego przyjaciela. Asar Eppel był na tej ziemi ucieleśnieniem talentu, zaiste danego mu od Boga, uosobieniem wiecznej energii języka. Życiodajna twórczość, poiesis, pulsowała w nim bezustannie, wydobywając się na jaw (w myśl dawnej heideggerowskiej metafory) jak kwiat z pąku, motyl z kokonu, wodospad spod lodu. To dlatego ten wybitny we wszystkim, co robił, poeta, prozaik, tłumacz pół serio tytułował literaturę "wesołym zajęciem". To, co pozbawione poezji, co nie poddaje się tworzeniu - jest złem. Złu opierał się słowem, żartem, stwórczym śmiechem - a poczucie humoru miał niebywałe. Świadom zła czasów, dotkliwie odczuwając nienaprawialne zło, gdy z siłą odwrotną do siły tworzenia raniło go i obrażało osobiście, zachował cechę wielkich poetów: był "wynagrodzony jakimś wiecznym dzieciństwem" (jak pisała Achmatowa o Pasternaku). Urażony w swej godności przez niedocenienie - i tylko wtedy - wybuchał jak dziecko, wyczuwając nieuszanowanie wcielonej w nim mocy. U podłoża był w tym gest obrony przed zagładą, anihilacją - poezji i życia.
Warunkiem przetrwania był wieczny eksperyment. Określa on poetykę świetnie "zrobionych" opowiadań Eppela - mądrych, bolesnych i dowcipnych - których pierwotnym tworzywem były podszyte grozą wspomnienia młodości autora, a wynik artystyczny nasuwał skojarzenie z Bablem. Eksperyment jest też istotą przekładów Asara - w tym tłumaczeń z polskiego. Należał do tych tłumaczy, którzy niemal podświadomie uszlachetniają tekst polski przy pomocy wspaniałej maszynerii rosyjskiego wiersza i prozy. Nadawał tłumaczonym utworom indywidualnie niepowtarzalny charakter, konstruował je po rosyjsku, uwalniając od językowej sztampy. Czynił tak, banalny "Deszcz jesienny" Staffa zaczynając w przekładzie niezrównaną frazą: Wsio pleszczet i chleszczet on, proliwień-liwień... Czynił też tak, eksperymentując z sylabiczną metryką poetów polskiego baroku, ze zmiennymi formami "Niobe" Gałczyńskiego, "Balu w Operze" Tuwima, z językiem (którego poprawność świadomie naruszał) w całości przełożonej prozy Brunona Schulza. Wygimnastykowany w stylistycznych i słowotwórczych eksperymentach umiał oddać szorstką eksplozywność verslibre'u Różewicza i absolutny ton wierszy Szymborskiej. Zmarł w niespełna trzy tygodnie po niej - jedyny tłumacz, któremu w pierwszych słowach po otrzymaniu Nagrody Nobla przekazała przez dziennikarzy pozdrowienia.
Zawsze wiedział, co i kogo tłumaczy. Szedł jak w "Pieśni nad pieśniami" - skacząc po górach. Odszedł: jeden z tych nielicznych, którzy stosunkom rosyjsko-polskim wystawiali patent na szlachetność.
Adam Pomorski