Maria Szymanowska, fot. materiały prasowe
Temu, że mamy Chopina i wielką polską tradycję pianistyczną, "winien" jest pewien Włoch o wdzięcznym imieniu Bartolomeo Cristofori (1655-1731).
Ów budowniczy i konserwator instrumentów muzycznych mniej więcej w 1690 roku rozpoczął w swej pracowni, znajdującej się w dworskiej oficynie we Florencji, konstruowanie urządzenia umożliwiającego różnicowanie siły dźwięku w klawesynie. Eksperymenty trwały kilka lat. W rezultacie narodził się fortepian, nazwany początkowo gravicembalo col piano e forte. Instrument wdrożony do produkcji w 1711 roku już wkrótce pchnął rozwój muzyki i wykonawstwa instrumentalnego na nowe tory. Zdaniem Bernarda Shawa, pojawienie się fortepianu było równie doniosłym wydarzeniem w dziejach ludzkości, jak wydanie drukiem w Moguncji w 1455 roku przez Jana Gutenberga łacińskiej Biblii.
Oczywiście instrument Cristoforiego i współczesny fortepian - ze stalowymi strunami, wymagający stalowych palców! - to dwa różne instrumenty co do rozmiarów, ciężaru, szczegółów konstrukcyjnych, wolumenu brzmienia, wielkości klawiatury, itd. Jednak coś je łączy: możliwość kształtowania dźwięku przez grającego - tak, aby brzmiał cicho lub głośno, "namiętnie" lub "rzeczowo", "śpiewnie" lub "barbarzyńsko", "srebrzyście" lub "aksamitnie", "erotycznie" lub "obojętnie".
Dzięki tym zaletom instrument Cristoforiego zawojował świat; na jego pomysł rzucili się natychmiast niemal wszyscy fabrykanci instrumentów klawiszowych, wietrząc interes. Mieli rację, nowe instrumenty sprzedawały się jak ciepłe bułeczki. Polska nie pozostała w tyle - na tutejszy rynek produkowali je Bohdanowicz, Małecki, Kerntopf, Zakrzewski, Krall oraz Seidler. Na początku XIX wieku fortepian zyskał wielką popularność. Z czasem zaczął pełnić rolę niezbędnego, użytecznego mebla w arystokratycznych salonach, a nawet w domach mieszczańskich. Wykorzystywali go muzycy zawodowi oraz amatorzy, także ci mało muzykalni. Temperowany strój, określona wysokość dźwięków, przypisana konkretnym klawiszom, nie wymagały takiego słuchu, jak w przypadku gry choćby na skrzypcach. Wystarczyło śledzić wzrokiem i zapamiętać ruch palców na klawiaturze, by uruchomić instrument. Nawet, gdy grało się ulubioną melodię jednym palcem, zawadzając po drodze fałszywe tony, można było wyrazić emocje. W takim sensie fortepian był niezastąpionym medium. I takim pozostał właściwie do dzisiaj, chociaż zdystansowały go nieco różnego rodzaju elektroniczne klawiatury.
Polska tradycja pianistyczna wywodzi się od... Józefa Haydna. A dokładnie od jego polskich uczniów:
Franciszka Lessla (1780-1838), wirtuoza fortepianu i twórcy muzyki przeznaczonej na ten instrument, oraz Feliksa Janiewicza (1762-1848), wprawdzie skrzypka, ale zarazem kompozytora pierwszego w literaturze polskiej koncertu fortepianowego. Nie można też zapominać o
Michale Kleofasie Ogińskim (1765-1833), autorze 26 wspaniałych polonezów fortepianowych. Pierwszą pianistką polską była
Maria Szymanowska (1789-1831), teściowa
Adama Mickiewicza. W urodziwej artystce podkochiwał się Goethe, a hołdy jej talentowi składali słynni kompozytorzy: Clementi i Hummel dedykowali Szymanowskiej utwory, jej grę podziwiali m.in. Cherubini, Spontini, Dussek, Paer, Field, Kurpiński, Lipiński, Elsner, Mendelssohn, Rossini, Cramer. Wywarła spory wpływ nie tylko na polską, ale i na europejską muzykę fortepianową.
Chopin miał okazję być na jej występach ("Pani Szymanowska daje w tym tygodniu koncert [...] - napisał w liście do przyjaciela w 1827 roku - Będę niezawodnie i dam Ci znać o przyjęciu i grze") i z pewnością znał kompozycje artystki; zresztą słychać to w jego własnych dziełach! Jak pisali recenzenci:
"gra jej była pełna ekspresji i uczucia: w każdym trąceniu klawisza odzywała się jej dusza, a własne chwilowe wrażenia umiała przelać w swojego słuchacza, że je także całym z nią sercem pojmował".
Ile Chopin przyswoił sobie z pianistyki Szymanowskiej, nie wiemy. Z pewnością podobała mu się jej uczuciowość wykonawcza oraz pianistyczna biegłość. Być może, jako interpretator cudzych utworów, nad tymi właśnie cechami pracował.
Największą rolę w tradycji polskiej sztuki pianistycznej odegrał oczywiście sam Chopin. Jego indywidualizm i wizjonerskie podejście do gry na fortepianie odcisnęło piętno na pianistyce światowej, całych dwóch stuleci. Bodaj nikt, jak on, nie znał lepiej tego instrumentu, z nim wiążąc całą swoją twórczość, jemu powierzając wszystkie artystyczne myśli. Chopin stworzył nadto styl i kanon interpretacji muzycznej, powołał swoiste prawo w sztuce, obowiązujące do dzisiaj, i przez nikogo do tej pory nie podważone.
Spadkobiercami sztuki wykonawczej Chopina byli jego uczniowie, szczególnie ważni dla pianistyki polskiej: księżna Marcelina Czartoryska (1817-1894),
Karol Mikuli (1819-1897), Zofia Zaleska (1824-1868) i Ignacy Krzyżanowski (1826-1905). Oni zaś wychowywali swoich uczniów w duchu wielkiego kultu Chopina. U Mikulego uczyli się
Aleksander Michałowski (1851-1938), Maurycy Rosenthal (1862-1946) i
Raul Koczalski (1885-1948), wielcy chopiniści, którzy zrobili światowe kariery.
Ale nie tylko uczniowie Chopina i jego muzyczni wnukowie tworzyli tradycję chopinowską. Wpisali się w nią również inni charyzmatyczni pianiści, którzy intuicyjnie rozumieli chopinowski idiom, m.in. Józef Wieniawski (1837-1912),
Ignacy Jan Paderewski (1860-1941), Józef Śliwiński (1865-1930), Henryk Melcer (1869-1928), Zofia Rabcewicz (1870-1947),
Jerzy Lalewicz (1875-1951), Józef Hofmann (1876-1957) oraz
Artur Rubinstein (1887-1982).
Z powyższej listy znakomitości jedno nazwisko wspominmy w tych dniach szczególnie ciepło: Aleksandra Michałowskiego - autora pomysłu, by w Warszawie organizować Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina.
Autor: Stanisław Dybowski, październik 2010.
Tekst pochodzi z 1. numeru gazety
"Chopin Express", wydawanej z okazji
16. Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina.
Czytaj także:
"Waldemar Dąbrowski o Konkursie Chopinowskim""Mitsuko Uchida. Powrót w chwale"