Polskich sufrażystek nie więziono i nie bito jak, np. ich brytyjskich koleżanek, jednak wielu odnosiło się z niechęcią czy drwiną do ich haseł. W prasie pojawiały się niewybredne karykatury czy komentarze. Krytykowano, że zajmują się sprawami tak błahymi, gdy cały naród jest zniewolony. "Czyż kobieta stoi na zewnątrz swego narodu?" - ripostowała im Dulębianka.
Nawet lewica sabotowała nieraz ich działania. Sławomira Walczewska w książce "Damy, rycerze i feministki" pisze, że "socjaliści udzielali emancypantkom słownego poparcia na swych wiecach, lecz jednocześnie zabraniali swoim członkiniom brać udział w zebraniach emancypantek". Urodzona w Zamościu Róża Luksemburg pisała, że burżuazyjne kobiety, które delektują się gotowymi owocami klasowego panowania, nadają burleskowy charakter ruchowi sufrażystek. Jej zdaniem wyzwolenie kobiet musiało iść w parze z rewolucją społeczną.
"Proletariuszko, najbiedniejsza z biednych, najbardziej pozbawiona praw spośród już ich nieposiadających, śpiesz do walki o wyzwolenie kobiet i rodzaju ludzkiego od okropności kapitalistycznego panowania."
Ruch emancypacyjny deklarował apolityczność. Nie udało się jednak emancypantkom przekroczyć barier narodowych podziałów. Próby współpracy pomiędzy polskimi działaczkami a żydowskimi czy ukraińskimi nieraz rozbijały się o nacjonalistyczne antagonizmy. Taka sytuacja utrzymała się po odzyskaniu przez Polskę niepodległości.
Nie sposób pisać o ruchu kobiecym w początkach XX wieku i nie wspomnieć Pauliny Kuczalskiej-Reinschmit, założycielki Związku Równouprawnienia Kobiet Polskich i redaktorki naczelnej czasopisma "Ster". Jako trybuna polskiego ruchu kobiecego "Ster" miał być platformą wymiany informacji między emancypantkami rozproszonymi w granicach trzech zaborów. Drukował nie tylko żarliwe teksty publicystyczne, był też kącik literacki, gdzie publikowali Orzeszkowa, Konopnicka i Żeromski, czy obliczona na zwiększenie poczytności rubryka niezwykle popularnej wówczas Ludwiki Ćwierczakiewiczowej, autorki książek kucharskich i poradników dla gospodyń domowych.
Siłaczki
Gros emancypantek angażowało się w działalność oświatową, zwłaszcza wśród wykluczonych, pozbawionych dostępu do edukacji. Powstawały przeróżne inicjatywy, niejednokrotnie nielegalne: czytelnie dla kobiet, Latające Uniwersytety, Kobiece Koła Oświaty Ludowej. Wspomnieć tu należy Faustynę Morzycką, organizatorkę ludowych szkół i bojownicę PPS-u, która stała się dla Żeromskiego inspiracją do napisania noweli "Siłaczka"; Filipinę Płaskowicką, inicjatorkę powstania Kół Gospodyń Wiejskich; Stefanię Sempołowską, o której napisano, że "przez 50 lat swego czynnego życia brała aktywny udział we wszystkim, co działo się wówczas w Polsce".
W walce o dostęp kobiet do wyższej edukacji niestrudzona była Kazimiera Bujwidowa – założycielka pierwszego gimnazjum żeńskiego na ziemiach polskich, w którym można było zdawać maturę, i inicjatorka kampanii wysyłania przez kobiety podań o przyjęcie na Uniwersytet Jagielloński. Akcja zaowocowała przyjęciem w 1897 roku pierwszych w historii tej uczelni studentek.
Istotną kwestią podnoszoną przez emancypantki były prawa pracownicze. Dysproporcje pomiędzy pensjami kobiet a mężczyzn bywały olbrzymie, często zwalniano pracownice w przypadku zamążpójścia czy ciąży. Gigantycznym problemem społecznym był handel żywym towarem. W miastach i wsiach Europy Środkowo-Wschodniej roiło się od oszustów, którzy mamili niezamożne dziewczyny ofertami lukratywnej pracy, a kierowali je do domów publicznych. Aktywistki walczyły z tym procederem, organizując misje dworcowe, których zadaniem było wyszukiwanie przybyłych za pracą, gwarantowanie im noclegu i pośrednictwo w znalezieniu posady.
"Chcemy całego życia!"
Młodszemu pokoleniu feministek, które - parafrazując Zofię Nałkowską - wiedziały już, że "mają prawa do praw", chodziło o coś więcej niż szkoły i wybory – o przemianę skostniałej i pełnej hipokryzji obyczajowości. Tak pisała Izabela Moszczeńska w artykule "Cnota kobieca" z 1904 roku:
"Przyznanie kobiecie prawa do nawiązywania i zrywania stosunków miłosnych, bez żadnych ograniczeń, bez skrupułów i wyrzutów sumienia, leży najzupełniej poza granicami tego światopoglądu. (…) Taka moralność poniża kobietę do roli kupnej i dobrze strzeżonej krowy."
Poruszanie śmiałych wówczas kwestii obyczajowych nie tylko bulwersowało opinię publiczną, ale też dzieliło środowisko feministyczne. Wielkim skandalem zakończyło się wystąpienie Nałkowskiej "Uwagi o etycznych zadaniach ruchu kobiecego" na Zjeździe Kobiet Polskich w 1907 roku. Odczyt starano się zakłócić, Konopnicka i Dulębianka oburzone opuściły salę.
Naszym zadaniem jest przewartościowanie gruntowne zasad etyki rządzącej dzisiaj nami. Dzisiejszy podział kobiet na moralne і niemoralne jest dokonywany z punktu widzenia mężczyzny. Wyzwolenie nasze musi nam dać nowe zupełnie kryterium klasyfikacji, nowy cenzus etyczny. Nie właściwości erotyczne, nie nasz stosunek do mężczyzny powinien orzekać o naszej moralności – mówiła Nałkowska.
Pisarka zakończyła wystąpienie słynnym zdaniem "Chcemy całego życia!" Jak zanotowała w swoim pamiętniku:
Mężczyzna może poznać pełnię życia, bo w nim żyje jednocześnie mężczyzna i człowiek. Dla kobiety zostaje tylko ułamek życia – musi być albo człowiekiem, albo kobietą.
Być może podobne wnioski wpłynęły na decyzję jej literackiej rywalki, młodopolskiej poetki Marii Komornickiej o zmianie tożsamości. W 1907 roku spaliła ona demonstracyjnie kobiece ubrania, przywdziała męskie i odtąd zaczął/ęła się przedstawiać jako Piotr Odmieniec Włast. Rodzina uznała ten gest za oznakę obłędu i umieściła Komornicką/Własta w zakładzie psychiatrycznym.
Uobywatelnienie
Wszystkie okresy bujniejszego rozkwitu społeczeństw lub poważnych wstrząśnień dziejowych wprowadzają na widownię i kobietę. Bierna niewolnica bierze zawsze czynny współudział w przewrotach chwili, gdy znowu usuwa ją do zacisza domowego nadejście ery porządku, tj. osiąganie korzyści ze wspólnie dokonanego dzieła – pisała Paulina Kuczalska-Reinschmit w 1903 roku.
Ustanowienie prawodawstwa "bez różnicy płci" u progu niepodległości nie było wcale sprawą oczywistą. Projekt konstytucji z 1917 roku tego nie zakładał, Józef Piłsudski, na przykład, nie był co do tego przekonany, uważając kobiety za z natury konserwatywne i podatne na manipulacje. 28 listopada 1918 roku pod jego mokotowską willą zebrała się manifestacja sufrażystek. Jej symbolem stały się parasolki, którymi zebrane stukały w okna. Marszałek kazał im czekać kilka godzin na deszczu i mrozie, lecz w końcu skapitulował. Zapewne przyczynił się do tego fakt, że jego ówczesna żona, Aleksandra Piłsudska, również była działaczką feministyczną.
Po zadeklarowanej na papierze (nie zawsze przekładającej się na rzeczywistość) równości płci, wiele z dawnych aktywistek odnalazło się w szerszej działalności społecznej: szkolnictwie, działaniach na rzecz poprawy sytuacji matek z dziećmi, czy w kampaniach walki z alkoholizmem. Inne nie uznały swojej pracy za skończonej.
Widmo "genderu" krąży nad II RP
Choć modnego słowa na literę "g" nikt wówczas nie używał, to wiele z debat światopoglądowych międzywojnia jako żywo przypomina dzisiejsze spory. Jednym z gorących tematów była ustawa antyaborcyjna, która przewidywała nawet pięcioletnie więzienie w przypadku przerwania ciąży:
"A gdy kobieta nie chce, nie może rodzić, gdy wzdryga się na myśl urodzenia dziecka niepożądanego, którego zajście nastąpiło pomimo jej woli i chęci, którego przyjście na świat może jak najtragiczniej zadecydować o całej przyszłości matki - to tej kobiecie przestarzałe, nieżyciowe, ciasne męskie prawodawstwo naszego nowego prawa karnego - każe takiej kobiecie rodzić, żąda od niej przymusowego macierzyństwa, woła kodeks nieludzkim głosem: kobieto musisz rodzić! - pisała w latach trzydziestych Justyna Budzińska-Tylicka.
Budzińska-Tylicka, która praktykę lekarską łączyła z działalnością feministyczną i socjalistyczną, przyczyniła się do powstania pierwszej w Polsce Poradni Świadomego Macierzyństwa dla kobiet z niższych klas społecznych. Nad wejściem wisiał napis "Tu się ciąży nie przerywa, tylko zapobiega", jednak gazety od lewa do prawa rozpisywały się, że takie przybytki są inspirowane przez obce żywioły i w efekcie mają doprowadzić do wyludnienia kraju.
Oprócz troski o sytuację kobiet kampanię na rzecz świadomego rodzicielstwa motywowano modnymi wówczas teoriami eugenicznymi. W literaturze znalazła ona wyraz w wierszu Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej "Prawo nieurodzonych":
(…) My nie chcemy ponurych suteren,
Przekleństwa ojca, wzniesionej siekiery.
Kołysanki z rzężenia i krzyku!
Wspomnianą Poradnię współinicjowali Tadeusz Boy-Żeleński i jego wieloletnia partnerka Irena Krzywicka. Uważana za jedną z największych skandalistek międzywojnia, Krzywicka zapowiadała "zmierzch męskiej cywilizacji", podejmowała tematy tabu, jak prawa mniejszości seksualnych czy poliamoria. Prowadziła batalię przeciwko podziemiu aborcyjnemu, domagała się też zagwarantowania kobietom trzech dni wolnych w czasie menstruacji. Jej opinię "gorszycielki" przypieczętował fakt, że żyła ze swoim mężem Jerzym Krzywickim w otwartym związku i nie ukrywała romansu z Żeleńskim.