W twojej wypowiedzi padł termin "sens". Może gdybyśmy nie umierali, to w ogóle nie musielibyśmy się już zastanawiać nad sensem?
Jest taka koncepcja, nie pamiętam w tej chwili czyjego autorstwa, że nieśmiertelność byłaby okrutna i to byłaby najgorsza rzecz, jaką moglibyśmy sobie zafundować. Brak skończoności życia nie pozwalałby nam dokonywać samoaktualizacji czy – trawestując trochę Antoniego Kępińskiego – rozwoju do nieskończoności. Zgadzam się, że ważne jest myślenie, czy ja swoje życie przeżywam sensownie. Chociażby to, co przeżywamy od ponad roku w związku z pandemią, w tym naszym wspólnym doświadczeniu, które ja nazywam wspólnym przeżywaniem żałoby. Bo każdy z nas kogoś albo coś utracił. Coś na pewno. Począwszy od wolności, zainteresowań czy możliwości wyjścia do restauracji chociażby. I to są te utraty, o których ja też myślę właśnie w kontekście żałoby, bo żałobę rozumiem najbardziej szeroko, jak jest to możliwe, czyli jako utratę ważnej dla mnie wartości, cechy, przedmiotu, osoby. I to jest wspólne doświadczenie, które mamy.
Od paru lat w różnych wywiadach powtarzam, że jestem strasznie ciekawy, w którą stronę podążą obrzędy pogrzebowe w Polsce, które ulegają zeświecczeniu, bo szukamy różnych humanistycznych podejść na przykład do pogrzebu, przeżywania żałoby. Próbujemy sobie stworzyć jako społeczność nowe wzorce czy rytuały. Jak sobie poradzimy z tą żałobą, którą teraz mamy? Na ile to jest sensowne? W znaczeniu: na ile my temu wydarzeniu nadamy sens. Myślę sobie, że zwłaszcza ten ostatni rok, liczba rozmów mniej lub bardziej wprost właśnie o poczuciu sensu, o skończoności, o przeżywaniu śmierci bardzo nam wzrosła. Nie będę i nie chcę oceniać ich jakości, bo nie o to chodzi, ale mam wrażenie, że teraz więcej i szerzej rozmawiamy na ten temat. Myślę, że teraz będzie tego coraz więcej. Oczywiście ciekawe, w którą stronę to pójdzie. Z jednej strony jestem praktykiem i uprawiam tutaj swoje poletko, ale od strony społecznej fascynujące jest obserwowanie tego. Moja cicha hipoteza jest taka, że pójdziemy w drugi żywioł. Jakkolwiek w moim całym rozumieniu człowieka do Freuda jest mi bardzo daleko, tak tutaj powiem za Freudem: Eros i Tanatos. Tego Tanatosa mamy teraz na tyle dużo, że myślę, że pójdziemy w Erosa. Ale może będę zaskoczony.
W doświadczeniu pandemii każdemu z nas, jak powiedziałeś, towarzyszy poczucie straty. Jak to wygląda z perspektywy twojej pracy, twojej praktyki psychologa, psychotanatologa? Czy obserwujesz jakąś zmianę, czy możemy mówić o jakichś tendencjach?
Nie chciałbym generalizować, bo jeden czy nawet pięć gabinetów to jest troszkę za mało. Na razie jakieś badania, do których docieram także na rynku polskim, nie wskazują na statystyczne różnice, jeśli chodzi o zapotrzebowanie na terapeutów czy psychologów. Ale to jest jakiś wycinek rzeczywistości. Jeśli patrzę na siebie, na swoją dostępność i swoich znajomych, koleżanki i kolegów psychologów i psychoterapeutów, jeśli chodzi nawet o prywatne wizyty, to trzeba czekać cztery, pięć miesięcy na wizytę, bo jesteśmy bardzo mocno zatkani.
Czy ja widzę u siebie w gabinecie zmianę? Jak najbardziej. Ilość cierpienia i ciężar gatunkowy spraw, z którymi ludzie się zgłaszają, bardzo się zmienił. Nie wchodząc bardzo mocno w szczegóły: mam wrażenie, że stan zawieszenia, trochę zatrzymania odblokował nasze demony, które są w naszej przeszłości. Zaburzenia depresyjne, z tym mamy do czynienia cały czas. Natomiast ja, z racji mojej specjalizacji, mam do czynienia z większą liczbą osób, które są w ryzyku samobójczym, coraz więcej osób z planami samobójczymi lub też właśnie z takim uogólnionym poczuciem braku sensu. To jest jedna grupa. A druga grupa osób, które przychodzą, to przypadki – nazywam to właśnie "demony z przeszłości" – różnorodnej przemocy seksualnej czy gwałtów. Teraz, po latach przyszedł czas na przeżycie czy odkrycie tych traum. Łączę to z tym, co mamy wokół, bo bardziej konfrontujemy się z tymi naszymi stratami. Pomijam już, że część z nas po prostu straciła pracę i fizycznie częściej przebywamy w domu a ile można oglądać seriale? Ja też jestem osobą wysokowrażliwą, mocno czuję emocje i już od paru miesięcy mam wrażenie stanu napięciowego zawieszenia. Pytamy, w którą stronę to pójdzie. Myślimy, że coś się musi przełamać za moment, bo to już trwa ponad rok. Podpowiada nam to kultura wsi, bo w niej ten cykl roczny był tak mocno obecny. I mam wrażenie, że teraz nieświadomie też go realizujemy.